Kolejny dzień przeznaczyliśmy na eksplorację Wyspy. Zapewne wszyscy się domyślają po co tłukliśmy się przez pół świata. Tak, tak – żeby zobaczyć słynne posągi moai, które ktoś kiedyś postawił na Wyspie, nie do końca wiadomo po co. Zaczęliśmy od znajdujących się na przedmieściach Hanga Roa Ahu Tahai. Cały kompleks składa się z platformy, na której stoi 4 moai (chociaż w oryginale chyba było ich 6),
kawałek dalej kolejny pan,
a na końcu Tahai, który jeśli wierzyć badaczom tego zjawiska był najważniejszym moai w całej okolicy
.
Całość robi fantastyczne wrażenie a my trochę nie możemy uwierzyć, że naprawdę tu jesteśmy.
A ponieważ jest dość wcześnie rano jesteśmy tutaj zupełnie sami – nie licząc kilku bezpańskich psów i dzikich koni.
Wracając zaglądamy na miejscowy cmentarz
Po zwiedzaniu małe zakupy w mieście, kartki, kawa w miejscowej kawiarni i wracamy do naszego domku trochę odpocząć. Jak dzieciaki się przespały i zjadły obiad pojechaliśmy na dalsze poszukiwania moai. Tym razem naszym celem był wulkan Rano Raraku – nazwany przez nas fabryką moai bo to właśnie tutaj był miejsce wykuwania posągów w skale i stąd transportowano je na wybrzeże.
Droga wiedzie wzdłuż wybrzeża i łatwiej spotkać konia niż inny samochód
Po 20 minutach jesteśmy na miejscu:
Rano Raraku to jedno z dwóch miejsc na Wyspie, które podczas jednego pobytu można odwiedzić tylko raz. Po wejściu na teren „fabryki” ścieżka rozgałęzia się na dwie – w prawo idziemy do głównych atrakcji czyli porzuconych moai. Idąc w lewo można dojść do krawędzi krateru. My idziemy w prawo, lewo zostawiając sobie na ewentualne „jak będziemy mieli siłę”.
Na naszej trasie atrakcji aż nadto. Moai stojące:
Moai przekrzywione,
Moai leżące,
Moai nie do końca wykute.
Na końcu nietypowy moai zwany Tukuturi (klęczący moai)
I wspaniały widok na pobliskie Ahu Tongariki.
Niestety spacer do krateru musimy odpuścić – małe nóżki naszej juniorzycy już trochę odmawiają posłuszeństwa, w nosidle dziecię drze się tak, że obawiamy się, że stojące moai zaraz się przewrócą. Tak więc z żalem odpuszczamy, w zamian udajemy się do Ahu Tongariki.
O tej porze to miejsce jest zupełnie puste (wszyscy przyjeżdżają tu na wschód słońca) więc mamy cały duży teren tylko dla siebie. To największa platforma z moai na Wyspie, posągi są też w bardzo dobrym stanie. Możemy focić ile dusza zapragnie.
Tym miłym akcentem kończymy dzień. Wracamy na naszą miejscówkę, starszak idzie bawić się z dziećmi gospodarzy. My oddajemy się jako takiemu relaksowi (o ile w ogóle można się zrelaksować pilnując wszędobylskiej półtorarocznej panny).