Skoro pogoda
nie sprzyjała spacerom ani nartom, trzeba było znaleźć jakąś alternatywę
. Po drodze mieliśmy
Harrachov, a że znajdzie się tam coś do zobaczenia pod dachem
, więc decyzja była błyskawiczna.
Ostatni raz byliśmy w Harrachovie (oczywiście, nie licząc przejazdów bez wysiadania z auta
) w styczniu 2011 r., gdy kibicowaliśmy Adamowi M. w czasie jego popisów na mamucie
. Do huty szkła, ani nawet tylko do browaru, jednak wówczas
nie zaglądnęliśmy…
Historia produkcji szkła w okolicach Harrachova sięga XIV wieku, w obecnym miejscu w 1712 r. stanęła huta szkła będąca własnością Eliasza Müllera. W latach 1763-1943 właścicielami huta była hrabiowska rodzina Harrachów, od której kupił ją Niemiec Rudolf Endler. Po 1945 r. zakład przeszedł na własność państwa.
W 1993 r. hutę nabył Franciszek Novosad, obecnie zakład działa pod szyldem „Novosad & syn”. W hucie zachowano
ręczną produkcję szkła oraz tradycje tego miejsca.
Kupiliśmy bilety w cenie 120 Kc od osoby (zwiedzanie z przewodnikiem opowiadającym po czesku) . Za bilecik z obcojęzycznym przewodnikiem trzeba uiścić po 180 Kc, ale nie warto przepłacać za fanaberie. Po czesku trochę
przecież zrozumiemy, zwłaszcza że przed rozpoczęciem zwiedzania przeczytamy
sobie to, co w miarę dokładnie opisano po polsku na karteczce, którą dostajemy jako załącznik dla naszych pięciu biletów.
Na wejście do huty musieliśmy poczekać prawie godzinę, weszliśmy więc do restauracji przy głównej sali huty i mini-browarze. No bo w 2002 roku Novosadowie uruchomili też produkcję piwka
. Bardzo dobrego, jak się okazało już po powrocie do domu
, gdzie odbyła się degustacja zakupionej partii próbnej . Polecam zwłaszcza
ciemny Čerťák, który zachwycił mnie smakiem, pomimo tego że zazwyczaj w ciemnym piwku nie gustuję . Na miejscu z oferty piwnej nie skorzystaliśmy, żeby nie drażnić kierowców
. Wprawdzie w cenie biletu zawarty jest kupon na jeden napój w restauracji, ale zamiast piwka wybraliśmy kawkę, bo właśnie była na nią pora. Dziecko kawki nie pija, ale że nie miało też biletu "na mleczko", więc rodzice zafundowali Lilce coś ekstra. Fakt, najciekawsze w naleśniku było wyławianie porzeczek z nadzienia
.
Godzina minęła dość szybko, punkt 12-ta (no, może z małym poślizgiem) weszliśmy na teren huty. Na początek obejrzeliśmy ją od góry.
Piece dwa, szkło topi się tam w nocy, w temperaturze 1450 stopni. W dzień płynne szkło ma temperaturę „tylko” 1250 stopni…