Bělá pod Pradědem jak dotąd zawsze była przez nas tylko
mijana (nie licząc Filipovic, które administracyjnie są przecież jej częścią
)
wolniej lub szybciej, przemykaliśmy tędy wielokrotnie autem.
Gdyby trafiła nam się taka pogoda, o jakiej marzyliśmy, na pewno nie przyszlibyśmy tutaj na spacer. Ale stało się…
Szlak dociera do głównej drogi tuż przy restauracji "U Cimbury". Gdyby była czynna, zapewne na tym zakończylibyśmy „zwiedzanie” Białej.
Było jednak zavřeno (zapewne nie tylko w tamten weekend, ale na dłuuuuuuuuuuugo) i piwka musieliśmy szukać gdzie indziej. Najrozsądniej byłoby iść w górę, w kierunku Filipovic, ale
podkusiło nas w drugą stronę. Wcześniej upewniliśmy się, jednak że nie będzie problemu z tym, by wrócić autobusem
.
W poszukiwaniu piwopoju, przeszliśmy przez Dolní Domašov...
Domašov to dawniejszy Thomasdorf (a wcześniej Thomasberg) . Nic więc dziwnego że tutejszy kościół ma za patrona św. Tomasza Apostoła
. Tyle tylko, że wyjątkowo
to patron kościoła został wybrany według nazwy miejscowości, a nie odwrotnie.
Świątynia została zbudowana w latach 1726-1730, z zewnątrz nie prezentuje się zbyt dobrze, ale ponoć barokowe wnętrze warte jest zobaczenia (ale trafić na otwarty kościół pewnie łatwo nie jest, msza jest tam odprawiana chyba tylko jeden raz w tygodniu).
Cenny jest dzwon odlany we Wrocławiu w 1727 roku...
Nie szukaliśmy jednak strawy duchowej, ale... Jak na złość, z tym było równie kiepsko, jak z otwarciem świątyni. Nawet typowo napitkowa “Lama” była jeszcze o tej porze
nieczynna...
Już istniały obawy, że dojdziemy aż do Jesenika
, gdy w Adolfovicach trafiliśmy na ładnie położoną, aczkolwiek mało klimatyczną (na szczęście schludną i z całkiem niezłym jedzeniem
) restaurację "U Lukáčů".
Gęsiny jednakże
nie mieli... Inna sprawa, że może i dobrze
, bo na wielkie żarcie nie mieliśmy ochoty - wystarczyła zupa czosnkowa. No i oczywiście piwko
Do odjazdu autobusu było jeszcze trochę czasu, więc zdecydowaliśmy się na kolejne a piwko , ale ... w „Lamie“.
Potem na przystanek autobusowy...
Wieczór spędziliśmy całkiem przyjemnie
w sali kominkowej naszej chaty w Filipovicach.