Pomimo tego, że niewiele sklipków odwiedziliśmy, powrót na kole był nieco ryzykowny
… Taki obrot sprawy jednakże
braliśmy pod uwagę - sytuacja wydawała się klarowna, bo pomiędzy Wielkimi Pawłowicami i Kobyli jeżdzą pociągi. Upewniliśmy się przed wyruszeniem na wycieczkę, że da się zapakować rowery do vlaka, w każdym bądź razie taką nadzieję dał nam kobylski zawiadowca, wyglądający dokładnie jak Rumburak, tyle że inaczej odziany.
Tak więc, z odpowiednią rezerwą czasową, dotarliśmy na zastavkę Velké Pavlovice. Kasa biletowa była zamknięta, ale jakiś inny oczekujący powiedział, że bez problemu kupimy co trzeba w pociągu.
Widok z peronu na winnice Nadzahrady z wieżą widokową Slunečná :
Przyjechał pociąg, a w zasadzie
jeden wagonik!
Pani konduktorka
złapała się za głowę na widok dziesięciu rowerów – tyle się nie zmieści, nie ma mowy!:!: No ale jak wracać na kole tak daleko po kilku kieliszkach wina? Jednen na drugi, ale
rowery zmieścimy!!!
Dobrze, że na żadnej stacji przed nami nie zamierzali wysiąść właściciele dwóch rowerów, które już wcześniej były w środku. Pani konduktorka tak była zestresowana całą sytuacją, że nawet nie chciała skasować nas ani przejazd ludków, ani za pojazdy
... Do Kobyli wróciliśmy więc za darmo
W niedzielę nastał czas powrotu... Pożegnalismy naszych gospodarzy, zakupiwszy wcześniej w ich piwniczce to i owo do domu.
W drodze powrotnej był jeszcze tylko orzystanek na szybką zupkę oraz „mniszkobranie“ na naleweczkę
.
I tak oto zakończyła się tegoroczna majówka.
Modre Hory i ich winnice czekają jednakże na poprawkę
. Może kiedyś to nastąpi – jak wymienię rower na model z taką ramą
: