Mikeee napisał(a):Takie czasy, że królowa zamiast korony nosi... kask
Nieważne, co się ma na głowie, tylko co w głowie
longtom napisał(a):Niebo jak w letniej Grecji.
Jak tak jest w Grecji, to muszę w końcu pojechać
13 lutego (piątek): Pożegnanie z Królem - część drugaNasza przygoda z Królem i nartowaniem w Hochkönig powoli dobiega końca. Żeby ją zapamiętać na długo, oprócz ciągłego szszszszsz...
musimy się na chwilę zatrzymać i popodziwiać
Tym bardziej, że zbliża się 13:00. Najwyższa pora na coś pysznego
W drodze do Maria Alm zatrzymujemy się przy małej chacie. Stolików na zewnątrz mało, ale mamy szczęście, bo jeden właśnie się zwalnia. Zasiadamy więc i chłoniemy piękne widoki.
Tam będziemy za chwilę:
Zajadamy nasz tegoroczny przysmak - wielkie tosty z szynką i serem żółtym
Pycha!
W słońcu jest tak gorąco, że przez moment ulegam złudzeniu, że jestem na plaży w Cro
A może to "wina" piwa
Pijemy moje ulubione, z tych austriackich - Stiegl. Trafiła nam się edycja narciarska
:
Posiedzieliśmy, odpoczęliśmy, ale nie ma tak dobrze, trzeba jeździć
Dojeżdżamy do Maria Alm i katujemy tamtejsze traski, m.in. długą, bardzo widokową niebieską 10-tkę:
Mapka tej części ośrodka:
Zjeżdżamy też czarną 16-tką. Niby krótki odcinek ale meeega stromy. Z kanapy w ogóle nie wygląda to źle, ale jak skręcamy w ową trasę, pojawia się informacja, że stok jest przygotowywany ratrakiem na wyciągarce
No to już trochę wiemy, czego się spodziewać, ale za późno się wycofać
Jest trudno, głównie dlatego, że bardzo twardo. Zrobili betonowy podkład, ale tak to już jest na czarnych trasach.
Z tym, że czarna czarnej nierówna. Tą możemy porównać (jeśli chodzi o nasze doświadczenia) chyba tylko do... "słynnej" Harakiri w Zillertalu
Nachylenie (przynajmniej na krótkim odcinku) bardzo podobne. Dobrze, że tutejsza 16-tka nie jest owiana taką legendą jak zillertalska koleżanka
- nie ma dodatkowego obciążenia psychicznego
Dajemy radę, dla bezpieczeństwa zjeżdżając powoli, ale do końca dnia postanawiamy już jeździć bardziej rekreacyjnie
Np. bawimy się w podskakiwanie na "hopkach" w snow parku na niebieskiej 11-tce
Zarówno z czarnej trasy (to dość zrozumiałe
), jak i z podskoków
, brak zdjęć.
Czas powoli wracać "do domu"...
Jak zwykle
, gondolką Sinalco:
Widoki z gondolki:
Na koniec jeszcze kilka zjazdów "u nas" i pożegnanie z ulubioną trasą:
Wpatrzeni narciarze:
Patrzymy i my:
Są jednak tacy, którzy się już napatrzyli i wolą się bawić
W knajpce na szczycie Gabühel w najlepsze trwa impreza z muzyką na żywo
:
Dziś w końcu początek końca karnawału
, zwanego tutaj Fasching. Zarówno w Austrii (zdaje się, że głównie w Alpach), jak i w katolickich landach Niemiec, jest to ostatni tydzień karnawału - od tłustego czwartku do wtorku (naszego "śledzika"), kiedy ludzie bawią się wesoło, uczestnicząc w różnych paradach i imprezach w miastach i miasteczkach, często przebierając się bardzo pomysłowo
Tu jednak nikt nie jest przebrany, chyba, żeby do przebrania zaliczyć strój narciarski
Kapela gra wesoło, a ludzie tańczą - niektórzy na stołach i w butach narciarskich
:
Żegnamy się z traskami i wesołą ekipą
i zjeżdżamy (ostatni raz
) do parkingu. Tu też trwa impreza, ale jakby spokojniejsza
:
Najlepsze na koniec! Bo ten dzień był dla nas zdecydowanie najlepszy na całym wyjeździe
Wprawdzie rekord kilometrowy należy do środowego nartowania, ale dzisiaj też sporo udało nam się wykręcić. Wg skiline (gdzie sprawdzamy nasze narciarskie poczynania
) dokładnie 72 km
:
Z tym, że trasy w Hochkönig są dużo dłuższe niż w "rekordowym"
Bad Dorfgastein. Linie na wykresie z tamtego dnia biegły "gęściej", bo wyglądało to tak: krótki zjazd - krótki wjazd..., a tutaj kilkukilometrowe zjazdy i kilku, a nawet kilkunastominutowe, podjazdy. Ale nie o rekordy tu przecież chodzi, a o przyjemność szusowania, a to mieliśmy i dzisiaj, i przez cały narciarski tydzień
Wizyta u Śnieżnego Króla powoli dobiega końca, ale jeszcze pojedziemy do Maria Alm. I to dwa razy - "dziś" po południu i jutro rano
Pięknych górskich widoków więc nie zabraknie