14 stycznia (wtorek): Hochötz-Kühtai - część pierwszaDziś będziemy nartować w dwóch mniejszych ośrodkach, które są dostępne z naszym karnetem. Zaczniemy od Hochötz, a potem skibusem przejedziemy do Kühtai. W sumie te dwa resorty mają 85 km tras. Ośrodek reklamuje się jako
rodzinny, co jakoś nie wynika z mapki, na której widać przede wszystkim czerwony i czarny kolor:
Gondolka rusza dopiero o 9:00, więc dzisiaj nie musimy się bardzo śpieszyć
Jedziemy przez szarą dolinę Ötz:
Jesteśmy na wysokości ponad 1000 metrów, a nie ma tu śniegu... Smutno to wygląda. Na szczęście w tym roku wybraliśmy ośrodki, w których jeździ się na trasach położonych od 1400 do 3300 metrów.
Pierwsza narciarka na sztruksie
:
Szczelnie się opatuliłam, bo jest nieco rześko, na parkingu było -9
Rozgrzewamy się kilkoma szybkimi zjazdami i... jestem trochę rozczarowana przygotowaniem stoku. Pasy ratraka są nierówne, zdarzają się nawet dziury
Mówiłam już, że mi (nam) się przewróciło w... głowach
Trasy są dość krótkie, a infrastruktura zdecydowanie gorsza niż w Sölden - stare krzesła i kanapy. Na plus - prawie nie ma ludzi
W końcu docieramy w najciekawszą część ośrodka Hochötz. Jest tu kilka fajnych tras obsługiwanych przez sześcioosobową kanapę z
bublinami:
Kręcimy się trochę po tutejszych czerwonych traskach. Jest tu bardzo ładnie, a poranne chmury zaczynają ustępować drogi słoneczku:
Jedną z atrakcji ośrodka jest możliwość zamieszkania w igloo wiosce
:
Gdyby ktoś aż tak kochał śnieg
Zjeżdżamy do dolnej stacji gondolki (innej niż ta gondola, od której zaczynaliśmy). Symbolem ośrodka jest owieczka (baranek?) Widi, którego wizerunek umieszczono z prawej strony budynku:
Generalnie jest on "maskotką" całego Ötztal, ale tutaj najbardziej się z nim "lansują". Pewnie ze względu na
rodzinny charakter ośrodka.
Czekamy chwilę na skibus (rozkład jazdy sprawdziliśmy w necie
), korzystając w tym czasie z toalety i odwiedzając sklepik, w którym można kupić różne gadżety z wizerunkiem Widiego. Ceny są dość odstraszające, bo za małego pluszaka-breloczek do kluczy trzeba zapłacić 9 euro. W zeszłym roku kupiłam brelok w postaci słonia w butach narciarskich, maskotki Zillertal Areny, za 3 euro. Odpuszczę sobie tego Widiego...
Niespodziewanie, przed czasem, przyjeżdża skibus i błyskawicznie ładuje się do niego niemały tłumek ludzi, który zdążył się zgromadzić, kiedy my oglądaliśmy suweniry. Zgodnie z rozkładem, za chwilę ma przyjechać kolejny autobus, więc chwilę się wahamy, ale w końcu, w ostatniej chwili, wskakujemy do tego. Nigdy nie wiadomo, czy następny się nie zepsuje
Była to zła decyzja, bo wleczemy się pełnym skibusem za jakimś
klamotem, a następny, pusty!, autobus dogania nas na serpentynach. Trudno! Mimo sporego tłoku udaje mi się zrobić kilka zdjęć przez szybę busa:
Po jakichś 20 minutach jazdy (gdyby nie
klamot, trwałoby to dużo krócej) jesteśmy w miejscowości Kühtai położonej na 2020 m. Od razu czuje się wysokogórski klimat mieściny
Po chmurach prawie nie ma śladu, a my wsiadamy na jedną z kanap:
i oglądamy z niej kolejną igloo wioskę:
oraz różowy zamek
:
W tym rejonie jest sporo czarnych tras i są one naprawdę strome
Nie będziemy ryzykować i kręcimy się po czerwonych:
których fragmenty też mogą stanowić wyzwanie:
Ośrodek Kühtai ma zdecydowanie trudniejsze trasy od Hochötz, w którym byliśmy przed chwilą. Śnieg jest też dość "wyślizgany"; w końcu od ostatnich opadów minęło sporo czasu...
Niezaprzeczalnym walorem ośrodka są widoki:
To dolny zbiornik elektrowni szczytowo-pompowej:
Zatrzymujemy się w jednej z knajpek na pizzę i małego Stiegla
:
Słońce grzeje jak w marcu
Tak myślę, choć w marcu w Alpach nigdy nie byłam. Mogę jednak porównać z marcowym Chopokiem
Mamy widok na trasę:
i miasteczko w dole:
Przybywa amatorów leżaków
:
Na koniec odcinka świetne narciarskie butelki Stiegla (już puste
):
Niestety, nie udało mi się znaleźć takich w sklepie...