16 stycznia (czwartek): Z wizytą w Vent
Po skończonym nartowaniu opuszczamy Obergurgl:
Widok na Giggijoch (część Sölden):
Odbijamy na Vent i zaczyna się ciekawa, wąska droga z wieloma zakrętami:
Bardzo mi się podoba ten przejazd :
Zaraz będziemy jechać tym mostem:
Fajne są też półtunele zbudowane po to, żeby osłonić drogę przed schodzącymi lawinami:
Te tereny (końcówka Ötztal) należą do szczególnie zagrożonych pod tym względem. Często zdarza się, że droga, na której właśnie jesteśmy, jest nieprzejezdna, a Vent odcięte od świata. W tym roku jednak nie musimy się martwić lawinami. Choć śniegu jest tu zauważalnie więcej niż w innych częściach Doliny:
Jesteśmy na miejscu:
Żeby dojechać na jedyny dostępny dla wszystkich i bezpłatny parking (reszta jest tylko dla gości hoteli i pensjonatów), musimy przejechać pod dwuosobowym krzesłem :
Wyciąg jeszcze chodzi (chociaż chętnych brak), ale obsługa już się relaksuje. Nalewają sobie coś do kubków :
Idziemy się przejść po miejscowości. Stodoła :
I kot na sianie :
Tak wygląda centrum Vent :
Urokliwa chata i zapasy śniegu:
Kościółek:
a za nim cudny widok na oświetlone zachodzącym słońcem szczyty:
A kuku! :
Widzieliśmy już prawie wszystko w Vent, a poza tym zaczyna się ściemniać, więc powoli zmierzamy w stronę samochodu.
Na koniec potok Venter Ache:
i kapliczka:
Bardzo fotogeniczna i przepięknie położona "na końcu świata" miejscowość Zakwaterowanie się tutaj byłoby jednak niepraktyczne, bo za każdym razem trzeba by pokonywać duże odległości. W Vent jest zaledwie 15 km tras; patrząc na mapkę, liczonych chyba podwójnie :
Co ciekawe, widzimy tu sporo aut z polskimi rejestracjami i słyszymy polską mowę. Grupa rodaków wraca właśnie do hotelu z nartami na ramionach. Wyglądają na zadowolonych Na pewno mają tu baaardzo spokojnie.
Kiedyś oglądałam film Lawina (grali tam nawet polscy aktorzy ), którego akcja dzieje się właśnie w Vent i tutaj też go kręcono. Był to jeden z powodów, dla których chciałam tu przyjechać
Szukałam informacji w necie i okazało się, że Vent nigdy nie zostało całkowicie zasypane przez lawinę (tak, jak w filmie). Fabuła dotyczy prawdopodobnie katastrofy, która miała miejsce 23 lutego 1999 roku w innej tyrolskiej miejscowości - Galtür. A przez lata byłam przekonana, że ten film powstał na faktach...
Tak czy inaczej - warto odwiedzić Vent, jeśli będziecie nartować w Ötztal, ale kwatery bym tutaj mieć nie chciała. Zwłaszcza gdyby zima była z tych bardziej śnieżnych. Wtedy można naprawdę poczuć się jak na końcu świata, bo od tego świata jest się odciętym
Powrót "do domu" jest bardzo malowniczy. Małż co chwilę się zatrzymuje, a ja focę czerwone niebo:
i półtunele:
Ci, którzy je budowali, wiedzieli dokładnie, w którym miejscu "przesypie się" śnieg Nie ma tam okienek:
Przejazd przez Sölden też jest niezwykle nastrojowy:
a nawet magiczny:
Jakby nam było mało atrakcji, wieczorem idziemy do naszej ulubionej knajpki :
Zjadamy pyszną pizzę i raczymy się złotym napojem :
planując jutrzejszy (już ostatni ) narciarski dzień. Z alpejskimi stokami pożegnamy się, ponownie, w Sölden. Ale o tym już w następnym odcinku