Część 1-
Lipiec 2010 Ražanj [z przymusu]Odcinek 3
Kiedy już zaparkowaliśmy i przedarliśmy się przez zarośla[kilka schodków w dół],oczom naszym ukazał się następujący widok:
[to zdjęcia z roku 2011,bo gdzieś mi wcięło te z 2010;ale wyglądało to dokładnie tak samo]
"Nasz" taras znajduje za białymi schodami,nieco niżej .
Po drodze zdążyłam zauważyć,że na zielone ,trawiaste ogródki to raczej w tych okolicznościach przyrody
szanse są raczej marne, ale nie przypuszczałam, że spotkam się z aż taką suszą.
Rany,ja tu oszaleję! Zielonego mi dajcie!
Dobrze,że chociaż drzewa,kilka krzewów i winorośl miały normalny ,"chlorofilowy" odcień.
Nawet kilka kwitnących pelargonii się trafiło:
Jak na razie nie wiem,co o tym wszystkim sądzić; jestem zmachana jak koń po westernie i marzę o prysznicu; zimnym piwem też nie pogardzę
Na szczęście ta strona domu znajduje się w przyjemnym cieniu.
Siadamy na tarasie, po kilku minutach pojawia się nasza Gospodyni; sympatyczna i bezpośrednia ,mówiąca z szybkością karabinu maszynowego[ a myślałam ,że nie mam w tej dziedzinie zbyt dużej konkurencji
].
Rozmawialiśmy w bardzo popularnym ,jak się niedługo przekonałam,w tych rejonach języku[ niezwykle ekspresyjna mieszanka chorwackiego, polskiego i angielskiego]; Zdravka[kazała sobie mówić po imieniu] oprowadziła nas "po salonach"; wszystko wyglądało tak jak wyglądać miało;pokoje jasne ,czyste,zadbane,łazienki też w porządku.
Okazało się,że nasza kuchnia znajduję się kilka schodków poniżej,ma osobne wejście[w ciągu najbliższych 24 godzin okazało się,że ta lokalizacja to zbawienie
]. Kuchnia w pełni wyposażona,jak we wszystkich apartamentach;ba,mieliśmy nawet dwie ,wielkie lodówki, co natychmiast zauważyli mężczyźni,ciesząc się,że będzie gdzie piwo chłodzić. Jeszcze większe szczęście zagościło na ich licach, kiedy Gospodyni pokazała półkę z butelkami- rakija i wino,produkcja własna.
Rakiji były "tylko" trzy butelki[butle znaczy się.1,5litrowe PET-y], ale Zdravka natychmiast wyjaśniła,że w ciągu najbliższych dwóch dni dostarczy więcej [mieszka w Kaszteli i tam odbywa się cała produkcja
];
znaczy wyglądamy jakby te 4,5 litra miało nam nie starczyć na dwa dni?!hmm...
Okazało się,że tuż przed nami przebywali tutaj nasi rodacy i spożycie mieli całkiem niezłe.
Jakoś nie bardzo nas to zaskoczyło, za to w niemały szok wprowadziła nas "rakijowa instrukcja"-mamy "się częstować",a pieniądze za napitki zostawiać w szufladzie kuchennej szafki; co więcej,gdyby zjawił się ktoś zainteresowany z zewnątrz, mamy śmiało sprzedawać;
i tak zostaliśmy "rakijowymi meliniarzami"
Dopełniliśmy jeszcze "papierów" ,dowiedzieliśmy się,gdzie szukać sklepów i "restoranów" i Gospodyni pojechała do domu zostawiając nas samych; no niezupełnie samych- piętro niżej wczasowali Czesi,a jeden z apartamentów zajmował syn Zdravki z rodziną[też sobie na wczasy przyjechał,a co; skądinąd bardzo sympatyczny i pomocny młody człowiek].
Metodą losowania "wybraliśmy pokoje"- dwa miały balkony z widokiem na morze,a dwa okna na zacieniony taras[ w loterii udział brał tylko jeden "z widokiem",bo drugi ,trzyosobowy ,przypadł od razu młodzieży];
oczywiście wylosowałam najmniejszy pokój ,'bez morza"; jakoś wcale mnie to nie zmartwiło; aby zrobić to zdjęcie:
spędziłam na balkonie całe dwie minuty [jeszcze przed losowaniem] i wiedziałam,że i tak nie ma szans,abym z niego korzystała w ciągu dnia;było tam tak potwornie gorąco, jak...właśnie tak,jak sobie wyobrażałam,że w Chorwacji będzie
Pierwsza myśl- uciekać!;druga- wygląda na to,że z tarasu w ogóle się nie ruszę, spędzę tam całe 12 dni[przecież żeby dojść do wody,trzeba iść w stronę słońca...].
Jako że na ucieczkę szans nie widziałam, zabrałam się rozpakowywanie manelarstwa.
Zrobiliśmy z mężem dwa kursy po bagaże[cała młodzież jakiś czas temu zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach] i było po wszystkim; tymczasem dwie pozostałe ekipy spacerowały do samochodów po wielokroć, przynosząc coraz to więcej "towaru"; z każdą kolejną przyniesioną przez nich torbą,oczy robiły mi się coraz większe; czego oni tutaj nawieźli do ciężkiej cho...y ?!
Rozwiązanie zagadki przy innej okazji, bo znowu epopeja mi się tworzy:D
Kiedy już wszystkie bagaże zniknęły z tarasu,usiedliśmy przy stole; oczywiście mowy o żadnym odpoczynku nie było; całe towarzystwo rześkie jak o poranku po dobrze przespanej nocy;
Kiedy już wszystkie bagaże zniknęły z tarasu...w cudowny sposób pojawiła się młodzież
W sumie można było się domyślić, gdzie przeczekali pochód "Szerpów"
- sprawdzali stan Adriatyku ;
wrócili zachwyceni -kolorem,temperaturą i przejrzystością wody;
Na co czekacie? natychmiast musicie tam iść ! gdzie moje kąpielówki?! dajcie ręczniki !
A poszukajcie w torbach! Może na półeczkach już wszystko miało być?!
Kiedy już wszystkie bagaże zniknęły z tarasu, usiedliśmy przy stole...czy ktoś jest głodny? eee...ale piwa to byśmy się napili;czy ktoś może ma zimne? a i owszem; hura!
Teraz będzie kilka słów na temat, na który dyskutować nie mam zamiaru - tak, mieliśmy piwo przywiezione z Polski;w każdym aucie było kilka sztuk; w jednym te sztuki nawet zimne,bo jechały w turystycznej lodówce;
rozpoczynanie urlopu od łażenia po sklepach nie bardzo mnie bawi;
Kiedy pragnienie zostało zaspokojone, wyruszyliśmy zobaczyć powód zachwytów młodzieży;
kilka stopni w dół- oj,cieplej; kolejne kilka- słońce mnie dopada; jeszcze kilka metrów i ...jak na tym diabelnym balkonie,ratunku! nie,ja tego nie wytrzymam, nie dam rady...
Widzę to cudo :
ale myślę tylko o resztkach szarych komórek, które właśnie się gotują; jeśli natychmiast stąd nie ucieknę, jak nic wykorkuję;odwracam się na pięcie i wracam do "strefy cienia".
Po chwili wraca reszta towarzystwa ,cała w skowronkach; pada hasło- przebieramy się i do wody!
-Właśnie lecę w podskokach...-mruczę pod nosem[ wygląda na to,że pływać to ja będę w nocy albo o świcie] i nie ruszam się z miejsca;
I tak sobie siedzę i siedzę, a reszta towarzystwa już na plaży;poszli i nawet nie próbowali mnie tam zaciągnąć?
co jest? bawią się dobrze beze mnie? tak to nie będzie
W ciągu kilku sekund podjęłam decyzję- idę! twardym trzeba być, nie miętkim!
Myślę ,że to była jedna z mądrzejszych rzeczy, jakie z robiłam[chociaż z drugiej strony patrząc,pociągnęła za sobą konsekwencje w postaci kolejnych wyjazdów..]
Kiedy dotarłam nad wodę, zabawa trwała już w najlepsze:
Usiadłam na krawędzi betonowego występu,który był naszą plażą, nogami sprawdziłam temperaturę wody ,wstałam ,oceniłam głębokość, cofnęłam się o krok,wzięłam głęboki oddech i ...skoczyłam[na bombę,spokojnie,czołowego spotkania ze skałami wolałam nie ryzykować].
Kiedy tylko wynurzyłam głowę, już wiedziałam, że chyba jednak uda mi się przeżyć te koszmarne wakacje ;
I tutaj mogłaby się zakończyć cała relacja ; ale nic z tego, to dopiero dzień pierwszy i nawet marudzenia nie było;
Dni kolejnych tak szczegółowo opisywać nie będę ,bez obaw
Na zakończenie jeszcze widoczek z "naszego kawałka betonu":