napisał(a) TurboDymoMan » 12.07.2013 08:06
No to wróciłem...
i co do dojazdu:
"tam" = Poznań, Śrem, Rawicz, Wrocław, Boboszów, Ołomuniec,. Wiedeń, Graz... i uwaga.. Ljubliana, Rjeka i Krk! Podsumowanie: durn pomysł z połową tej trasy, od Poznania do Śremu w miarę ok, potem wąsie dróżki, czasami remonty, jakieś ograniczenia, fotolaby przydrożne..., obwodnica Wrocławia wywołałą usmiech na twarzy który zgasł chwile później i wnerwienie narastało na wąskich remontowanych dróżkach do granicy Czeskiej a epogeum osiągało w Czechach we wsiach i zagrodach, które skończyły się dopiero ok 50-70km przed Ołomuńcem. Tam pseudoautostrada, która lepsze lata ma za sobą, ale ok. I później już ok cała Austria, Słowenia (wybuliłem 30 jurków za winietę, więc uderzyłem Słowenią maksymalnie na zachód przez Ljublianę, żadnych objazdów po lokalnych dróżkach dla rolników, zaoszczędziłem na opłatach w Chorwacji). Potem tylko mniej miły akcent bo ostatnie ze 80-100km to już wąskie lokalne dróżki, ale tu już ładnie i ok.
„nazad” = Krk, Rjeka, Ljubliana, Villach, Salzburg, Munchen, Regensburg, Berlinerring, Posen… sorry… Poznań, tutaj niestety 270km dłuższa trasa i troszkę się to czuje jadąc, poza pierwszymi 100km od Krk i przez część Słowenii wlatujemy na niezłą autobanę i lecimy nią do samego końca, Słowenia i Austria – bajka! Lepsze widoki Alp i krajobrazy niż w drodze przez Wiedeń i Graz, zero korków, zero remontów, piękna nawierzchnia, wszystko gładko i płynnie. Troszke się sprawa pogarsza od Salzburga – do Monachium z dwa remonty i ograniczenia do 80-100kmh, ale sprawnie dość idzie – zero korków, koło Monachium dość gęsto na autostradzie przez 80km, ale jedzie się równo i dośc szybko, autostrada przez Regensburg nie najnowsza ale ładnie idzie. No i tak do Polski – parę remontów, parę parokilometrowych zwężeń i wio.
Która trasa lepsza? Nie wiem – są ekscentrycy tutaj, którzy twierdzą że czeskie, wąskie, wiejskie dróżki mają swój urok i się tym jarają, są tacy którzy wolą komfort i mniejszy stres na autobanie…
Ogólnie – na pewnio trasa przez Czechy jest krótsza, bez dyskusji. Na pewno przez Czechy jest się wnerwionym prawie aż do Ołomuńca i „gul” rośnie, na pewno ma się dość kolejnej wsi, kolejnego ograniczenia do 50kmh i kolejnego fotoradaru…, na pewno te „piękne widoki” da się obejrzeć kiedy indziej.
Trasa przez Niemcy – no na pewno dłuższa, da się ten czas nadrobić na autobanie, ale jednak dłuższa. Niewątpliwa zaleta to odcinek Ljubliana – Salzburg! Widoki zapierają dech w piersiach! Na pewno człowiek się uśmiecha wjeżdżając do Słoweni na autostradę na myśl, że teraz już do końca po autobanie. Na plus brak konieczności opłaty za winietę czeską i darmowe dróżki w Niemczech. Na minus – nie do końca takie idealne autobany w Niemczech – jednak swe lata mają, czasami troszkę nierówno, czasami remont, ale ogólnie można „ciąć” (uwaga – sławny brak ograniczeń prędkości w Niemczech to prawie historia – na ogół albo znak 120kmh, albo 130kmh… odcinków „no limit” mało…). No i zaletą są liczne „Restpunkty” w Austrii i Niemczech. Kompleksy – stacja, parking, knajpa, sklep czasami – wszystko klasę lepsze niż na trasie przez Czechy. Zaletą trasy jest też końcówka – ostatnie 200-300 km jedzie się z uśmiechem na gębie wiedząc, że autobana zawiedzie prawie pod sam dom…
A koszty – cóż, pewna różnica jest. Jak liczyłem Niemcy kosztowały mnie, wliczając większe zużycie diesla, jednak z 100-120zł więcej. Ale czy to dużo przy kosztach wczasów? Marny procent…
Co do wyboru – jak kto lubi… ktoś blondynki, ktoś brunetki… kolosalnych różnic nie ma, przez Niemcy na pewno jest bardziej „światowo”, przez Czechy „przaśnie” ale też swojsko, ogólnie i tu fajnie i tu fajnie.
Co do zwolenników jazdy „na raz” nie polecam ani tej trasy ani tej. Przez Niemcy trwa za długo na jazde na raz przez kilometraż, przez Czechy dużo mniej km do nabicia, ale trwa w pipciu przez dróżki, wsie, radary…