Następnego dnia wstaliśmy jak zwykle dość rano. Wcześniej umówiliśmy się z właścicielem hostelu, na konkretną godzinę. Po śniadaniu poszliśmy na przystanek, wcześniej wyposażył nas w karteczkę która pokazana kierowcy spowoduje, że zatrzymamy się w Syri i Kalter czyli w Niebieskim Oku. Przed wyjazdem mieliśmy jeszcze okazję rzucić okiem na najważniejszy punkt Sarandy gdzie pewnie rodzą się wszystkie plotki
W samym autokarze mieliśmy "pole position" w pierwszym rzędzie
Droga przebiega obok więc trzeba przy niej wysiąść i przejść okołu dwóch km. Turyści piesi płacą 50 leke, auto to z tego co pamiętam 150. Sam spacer jest przyjemny, idzie się przez pewien czas nad zbiornikiem wodnym, potem droga idzie skrajem lasu. Po paru chwilach dochodzimy do parkingu gdzie znajduje się knajpka i widać drogowskazy do Syri i Kalter. Wchodzimy w gęsty grąd. Niesamowity jest spadek temperatury - nad wybrzeżem było ok. 30 stopni, a tam nad samą wodą ok. 18.
Po chwili widzimy wodę... kolor ma niesamowity. Całe miejsce jest magiczne, praktycznie nie ma ludzi, do tego śpiewające ptaki i absolutna cisza. Podziwiamy to miejsce i ja decyduje się na szybką kąpiel. Raczej zanurzenie się niż cokolwiek innego
Wejście jest łagodne praktycznie plażowe. Woda ma ok. 10 stopni więc jest bardzo zimna i trzeba do niej wejść dość ostrożnie. Praktycznie wskakuje i wyskakuje
Miejsce jest piękne - zarówno same źródło zbadane tylko do 50m, jak i rzeka wypływająca która praktycznie do samego zbiornika jest przezroczysta i mieni się kolorami od zieleni po błękit.
Syri i Kalter zostało otwarte dopiero po upadku komunizmu. Wcześniej podobno polowali i wypoczywali tu dygnitarze. Jest też zapuszczona hodowla ryb, którą zaanektowały sobie żaby
Idziemy troszkę w głąb lasu i znajdujemy kompleks - duża restauracja na otwartym powietrzu i parę domków kempingowych. Atmosfera sielska...
Zamawiamy oczywiście rybkę;)
Następnie wracamy do miejsca gdzie wysiedliśmy z autobusu.
Zasadniczo to doszliśmy tam, rozejrzeliśmy się i stwierdziliśmy że prędzej czy później coś przyjedzie, a pewnie prędzej więc nie ma się co stresować. I mieliśmy rację. Zatrzymuje się PIERWSZY przejeżdżający samochód... dodam że luksusowy
Podchodzę i kierowca pyta mnie, czy jedziemy do Sarandy. Po chwili już rozmawiamy po angielsku, jest też parę słów po polsku - każdy Albańczyk który był w UK zna trochę polskiego
Po chwili jesteśmy w centrum Sarandy i idziemy do hostelu przygotować się do plażowanie