Dzień 12 - Wracamy do Cro! Po Lefkadzie tym bardziej uznaliśmy, że nie chcemy zostawać w Albanii. Zupełnie nas do siebie nie przekonała, niestety. Nie mieliśmy już po prostu ochoty robić kolejnych podejść, iść daleko z tobołkami, żeby później stwierdzać, że jest ładnie, ale... zawsze jakieś "ale". Dlaczego mamy się męczyć na wakacjach? Nie podoba nam się, to wracamy i już.
No to wracamy. Dziewczyny jeszcze poszły po owoce, naprawdę nakupiły mnóstwo - banany, brzoskwinie, winogrona, zapłaciły za to każda /po przeliczeniu/ około 10zł... Malutko. Jest tu bardzo tanio, to fakt. Ale jak widzisz gościa, który patrzy na ciebie jak na jakieś bóstwo, wybiera ci najlepsze owoce, czyści je, a po dostaniu 20zł, pakuje cały swój straganik i wraca do domu, bo o 10 rano wyrobił normę, to jesteś zadowolony, że to kosztuje tak mało? No jakoś ciężko mi tu mówić "jedźcie do Albanii, bo tam jest super tanio". Bo tam nie jest tanio bez powodu.
No dobrze, ale mieliśmy jechać. Nasz Mario tłumaczy nam, żeby za Sarandą kierować się na północ, tam będzie kawałek gorszej drogi przez góry, ale potem kierując się na Gjirokastrę już całkiem nowiutki asfalt. Dzięki, Mario, jesteś niezastąpiony
Wychodzimy z tobołami, chcemy zapakować do bagażnika. Narzeczony otwiera samochód (meganki są na kartę). Nic. Naciska jeszcze raz. Nic. Ja już siadam na murku zrezygnowana, słabo mi. Nooooooo co jest, nie wyjedziemy dzisiaj z tej Albanii?!
Wyciąga z karty klucz, otwiera samochód, wsadza kartę i odpala START. Działa. Uff.
Zdarzyło się nam tak ten jeden jedyny raz, potem już w Cro ani nigdzie nie mieliśmy takiej sytuacji. Czyżby autko chciało zostać w Albanii?
W końcu jedziemy, droga jest rzeczywiście taka jak nam mówił Mario - przez góry średnia, chociaż nie najgorsza, potem super równa.
Widokowo 10/10
Tak myślimy, że urok Albanii tkwi raczej w jej górach i środku kraju, aniżeli na wybrzeżu (wyłączając Llogarę). Na wczasy Albania dla nas się nie spisała, ale może dałaby radę w podróżowaniu przez kraj - Szkodra, góry ciągnące się przez większość kraju, Berat, Gjirokastra. Gdybym kiedyś miała do wyboru jeszcze odwiedzić Albanię, to tylko tak. Ale samochodem terenowym albo suvem, żeby się dostać wszędzie tam, gdzie bym chciała.
Na takich drogach krajowych stoi pełno ludzi na poboczu z siatkami owoców. Mieliśmy jeszcze trochę leków, w sumie co mamy z nimi robić, zatrzymaliśmy się przy jednym chłopaczku, wsypaliśmy mu na ręce wszystko, co mieliśmy, w zamian dostaliśmy:
Chyba niepryskane
Jadąc ich "autostradą" też stoi dużo ludzi oferujących różne artykuły spożywcze, np. trzymając zające za uszy. Piszę "autostrady", bo czasami mają one ograniczenia do 40, a nawet 20km/h, radzę wtedy zwalniać tyle, na prawdę
Są tam skrzyżowania z polnymi drogami, z których wyjeżdżają traktory, są ludzie łażący po poboczach, jadący powozami, no cuda na kiju. W nocy jednak było spokojniej
Albańczycy nie potrafią za bardzo jeździć... Zastanawialiśmy się nawet, czy robią prawo jazdy, czy sami się uczą. Okazało się, że robią:
Kolejna sprawa to ilość stacji benzynowych w tym kraju. Już jadąc do Albanii byliśmy tak zafascynowani, ile tego można stawiać, jeszcze niektóre na totalnych zapupiach, że obiecałam sobie, że w drodze powrotnej policzę je wszystkie!
Stąd zagadka , będzie za to nagroda Ile stacji naliczyłam w drodze od Sarandy do granicy z Czarnogórą (ok 350km)?
A jaka nagroda? Może jak wrócę z tegorocznej Cro to jakieś Karlovačko albo Ožujsko?
To już wedle uznania
Pozdrawiam