Z okazji nadchodzących Świąt życzę wszystkim zdrowia, bo to najważniejsze, szczęścia, bo zawsze się przydaje oraz pieniędzy, bo nigdy nie zaszkodzi...
Oczywiście wielu podróży w miejsca, które kochacie i w te jeszcze przez was nieodkryte, aby móc się dopiero zakochać
Dzień 9 - Ksamil
Tak jak ostatnio pisałam, dojeżdżając do Ksamil byliśmy już źle nastawieni.
W każdym razie zatrzymaliśmy się blisko plaży, wysiedliśmy z auta i... no właśnie. Rozejrzeliśmy się po okolicy i nie wiedzieliśmy właściwie od czego zacząć, tyle tego było w pobliżu
Wtedy właśnie "wypatrzył nas" pewien młody Albańczyk. Siedział w samochodzie, oczywiście marki Mercedes i od razu do nas zagadał. Czy nie potrzebujemy apartamentu, że on ma dom blisko jednej z plaż, 2 minutki, 25 euro/noc. Zgodziliśmy się, jedziemy oglądać, zresztą chłopak był baaardzo miły, z sytuacji by wynikało, że typ takiego "naganiacza", ale tak przesympatyczny człowiek, że od razu poprawił mi humor.
Jedziemy więc, okazało się, że my skręciliśmy już dość wcześnie w stronę plaży, bo Ksamil nie jest takie malutkie jak się wydawało.
W Ksamil jest jedna główna wyasfaltowana ulica i jeszcze tylko parę pobocznych. Ale tych uliczek pobocznych jest dużo więcej dużo i na początku wszystkie wyglądają tak samo, że można się ładnie pogubić. W Ksamil przydaje się zdecydowanie typ kobiety nawigatorki "za tym różowym budynkiem", "na lewo od zielono-niebieskiego" itp.
Albańczycy w ogóle jak mają kawałek asfaltu, od razu włącza im się tryb rajdowcy i jeżdżą bez opamiętania. Dlatego w wielu miejscach w Ksamil można spotkać takie progi zwalniające (zdjęcie z wieczornej przechadzki, ale pasuje bardziej do opisu miasteczka teraz):
Tymczasem my zjeżdżamy z głównej drogi...
Nie chcę zostać posądzona o to, że znowu nie robię w ogóle zdjęć pięknego nowego asfaltu i głównej ulicy, ale po prostu zwyczajnie takich zdjęć nie posiadam. Ale jest, nowy, piękny i jest też ogromna tablica przy wjeździe do Ksamil, że tutejsza kanalizacja jest sponsorowana z funduszy Unii Europejskiej. Zresztą Albania ma już od jakiegoś czasu status "kraju kandydującego".
Ogólnie w Ksamil panuje totalny chaos architektoniczny. Budynki stawiane jeden za drugim, pełno w budowie, niektóre budowy porzucone, te wybudowane są w tak przeróżnych kolorach, że niektóre aż rażą, a już szczytem kiczu jest hotel Castle położony tuż nad plażą. Niestety nie mam zdjęcia, ale wystarczy wpisać w wujku Google "hotel Castle Ksamil".
Oczywiście wiele budynków jest bardzo ładnych, jednak nastawiane są w takiej kupie, bez ładu i składu, że wygląda to na totalny "Meksyk".
Ponoć w 2010 roku władze albańskie nakazały wyburzenie około 200 nielegalnych struktur naruszających plan zagospodarowania przestrzennego miasta i integralności Butrint National Park. Hm, Ksamil nie wygląda na miejsowość, która posiada plan zagospodarowania przestrzennego...
Widać jak na dłoni, że Ksamil przeżywa boom turystyczny. Sami ludzie tam mieszkający są chyba w ciągłym szoku, jak wszystko szybko tam postępuje. Da się również wyczuć, że starsi ludzie nie są zbytnio zadowoleni takim obrotem sprawy.
OK, ale dojeżdżamy do domu Mario (tak ma na imię nasz Albańczyk). Oglądamy apartament, dwa pokoje, aneks kuchenny, łazienka, klimatyzacja, nawet TV z polską ESKĄ. Apartamenty są dużo ładniejsze niż w Chorwacji - tutaj wszystko jest nowe. Nie wspomnę już o cenie, bo mówiąc Mario, że chcemy jeszcze pooglądać inne obiekty (taka nasza niepisana zasada, żeby zobaczyć więcej i przynajmniej mieć jakiekolwiek porównanie) spuszcza nam cenę do 20euro/dobę (cena za apartament, nie za osobę). Wchodzimy jeszcze do kilku domów w tamtej okolicy, ceny są raczej wszędzie większe, ale apartamenty wcale nie ładniejsze. Oglądaliśmy jeden z widokiem na morze za 50euro, który był przepięknie urządzony, ale zwyczajnie dla nas za duży, bo pomieściłby 8 osób.
Uznajemy, że ten od Mario dla nas jest wystarczający, poza tym nie jesteśmy typem osób, które spędzają dużo czasu w apartamentach. Ma być czysto, schludnie i w miarę tanio, a tam było wszystko "bardzo"
Mario śledził nasze poczynania cały czas w swoim Mercedesie, my go dostrzegamy i mówimy, że bierzemy! U chłopaka widać szczerą radość, myślałam, że zaraz nas zacznie po stopach całować.
Ach, zapomniałabym. Od razu wspominamy o naszym oponowym problemie. Mario mówi "no problem" (u niego zawsze wszystko jest no problem), ma kolegę mechanika, dzisiaj jest dzień wolny, ale jutro z rana nas do niego zawiezie. Jesteśmy bardzo wdzięczni. Mario poleca wycieczkę łódką na jedną z okolicznych wysepek. Skorzystamy później, musimy się rozpakować i odpocząć.
Tak... jest to zdecydowanie prawda co mówią o Albańczykach... są oni nieprzeciętnie mili. Tak szczerze, od serca. To jednak wynika z tego, jak wielka bieda u nich panuje i każdego turystę traktują jak skarb. Ja jakoś się z tego powodu nie cieszyłam, wręcz było mi przykro i na prawdę było mi żal tych ludzi.
Trochę zdjęć z okolic naszego apartamentu...
Krowa się bawi w chowanego...
W następnym odcinku będą dwie plaże, jedna na wyspie