Dzień 8/9 - Albania... w końcu?Wyjechaliśmy więc z Kotoru wieczorem, według naszych obliczeń powinniśmy być rano w Ksamil, idealnie na szukanie kwater. Nawet nie pamiętam jak przekraczaliśmy granicę czarnogórsko-albańską, ale widocznie nie kazali dziewczynom wychodzić z auta, żeby się pokazały
Ja z narzeczonym mieliśmy paszporty, ale dziewczyny wjechały bez problemu na dowody.
Już niedaleko po przekroczeniu granicy Albania nas "przywitała". A właściwie były to tamtejsze psy, które stały przy drodze i patrzyły na przejeżdżające samochody. Najczęściej stały przy kontenerach na śmieci, których było pełno, nawet w terenach niezabudowanych. Wszystkie wyładowane po brzegi, obok nich śmieci jeszcze więcej. Widok co najmniej niezachęcający.
Widzieliśmy nawet jednego psa, który grzebał w śmietniku, bardzo wychudzony, pewnie szukał resztek jedzenia.
Drogi... bez komentarza. Mój brat ma odpowiednie określenie na takie "dziury", ale nie bedę pisała brzydkich słów na forum
Właściwie cały czas jechaliśmy na światłach drogowych.
Zauważyliśmy też taki zwyczaj panujący na albańskich drogach, który do dzisiaj jest dla nas zagadką
, mianowicie: wszyscy kierowcy widząc nadjeżdzające z przeciwka auto, migali "długimi". Pozdrawiali? To by było najbardziej sensowne wytłumaczenie
Ale może ktoś wie na pewno? Mój chłop oczywiście długie wyłączał jak przejeżdżało auto, więc to na pewno nie to
Ostrożnie ze wzrokiem wbitym w drogę o tak:
dojechaliśmy do Fier. To miasto nawet nocą, gdy jest spokojnie i bez tłumów ludzi, na prawdę nie zachęca... Nawet do wyjścia z samochodu. Zatrzymaliśmy się raz na jakimś poboczu, żeby rozprostować nogi, ale tak nas pogoniły te wszechobecne tam psy, że już się nie zatrzymywaliśmy...
No i w tym momencie znowu podjęłam drugą bardzo złą decyzję.
Mianowicie zasugerowałam, że możemy jechać na Vlore, żeby następnie przejechać przez słynną Przełęcz Llogara... Bo tam akurat już będzie się szarzyło i bedziemy podziwiać piękne widoki. Chłop się opierał, ale... znowu ja... mówię, że są filmiki na youtube drogi Vlore-Saranda i jest równa jak stół... Dobra... To jedziemy...
To wjeżdżamy do Vlory... Albańczycy strasznie szybko jeżdżą... Chyba znają swoje dziury na pamięć. Oglądamy Vlorę, nie podoba nam się... apartamentowiec na apartamentowcu, podparty apartamentowcem. Albańczycy próbują zachować czystość na drogach polewając je hektolitrami wody nocą... Mamy przyjemność taką jechać. Narzeczony uważa, nigdy nie wiadomo czy to kałuża, czy zalana potężna dziura.
Nagle DUP! (przepraszam, ale to dosłownie był taki dźwięk, nie inny
) Właśnie wjechaliśmy w taki zalany k....widół, jak mój brat by powiedział (muszę nazwać rzeczy po imieniu). Opona poooszła.
Na szczęście żadna z dziewczyn nie panikuje, szybko się zatrzymujemy i wypakowujemy cały bagażnik, żeby się dostać do zapasówki, chłop sprawnie wymienia koło i jedziemy dalej.
Wszystko stało się tak szybko, że teraz po czasie jestem z nas dumna, że zachowaliśmy zimną krew. Zdjęcie mu pokazałam chyba dopiero po tygodniu, bo by mnie chyba udusił
... W samochodzie atmosfera napięta... Jak znowu jedziemy oczywiście w końcu narzeczony wybucha, ale wcale mu nie mam tego za złe. Sama jestem tak nieziemsko zła, że aż odechciało mi się wakacji... Uwierzcie mi, że gdyby wszystko było OK z tym kołem, to chyba w tamtym momencie wrócilibyśmy do domu.
No właśnie, ale nie jest... Przy większych prędkościach opona zaczynała huczeć, buczeć, nie wiem jak to opisać. Dodam, że nie była to "dojazdówka", tylko zwykła opona, stąd martwiliśmy się, czy przypadkiem tarcza nie była skrzywiona, bo przy hamowaniu też strasznie huczało... Wybaczcie mi brak odpowiedniej terminologii, ale opowiadam to na swój ograniczony, jeśli chodzi o te sprawy, kobiecy rozumek.
Narzeczonemu dymi się z głowy, tuż przed wyjazdem kupił nowe opony...
Martwię się tym bardziej, że przed nami Llogara. Co z tego, że droga równa, jak serpentyny takie, że... I ta różnica poziomów. W oczach mam przerażenie, czuję, że to wszystko moja wina
Albania nas bardzo niemiło przywitała, te pierwsze wrażenie będzie ciężko zatrzeć... Jakoś dojeżdżamy do przełęczy, pokonujemy kolejne serpentyny, z każdym zakrętem czuję się coraz bardziej winna, a tych zakrętów będzie jeszcze milion...
Rzeczywiście zaczyna szarzeć, widzimy na lewo ogromne góry, z prawa w dół można już dostrzec wybrzeże oraz morze... Pewnie rozumiecie dlaczego nie zatrzymujemy się na górze i nie czekamy aż całkiem się rozjaśni, żeby porobić zdjęcia, popodziwiać, cokolwiek... Nie myślimy o tym w ogóle.
Kolejna sprawa - w Albanii pełno jest Włochów, którzy upodobali sobie tę drogę. Jeżdżą tamtędy jak oszalali, wyprzedzają przed zakrętem itp, itd. Jednego takiego kwiatka spotkaliśmy, wyprzedzał przed zakrętem nas i jeszcze dwa kolejne auta, 10 minut później stał już na awaryjnych z innym autem, któremu wjechał od tyłu.
Gdy całkiem pojaśniało, nieśmiało wyciągam aparat i robię zdjęcia przez szybę czystą jak stół od Durczoka:
Oczywiście nie może zabraknąć zwierząt na drodze, na początek krowy i owieczki:
Albania jest piękna. Na pewno z daleka... krajobrazy są przepiękne... piękne góry, schodzące prosto do morza... ale przy zbliżeniu mocno traci... pomiędzy górami są inne góry... góry śmieci... udało mi się zrobić zdjęcie jednej z nich... była na prawdę ogromna, częściowo zasypana ziemią. Śmieci to jednak, podejrzewam, jeden z najmniejszych problemów Albanii przy innych.
Na takich wysypiskach śmieci często mieszkają ludzie, w "domach" z folii. Zresztą często zdarzają się takie "samowolki" na górkach, przyjrzyjcie się dokładnie tej białej kropeczce na tej górce, to taki "domek":
W końcu dojeżdżamy do Sarandy... O nie, w tym apartamentowym mieście na pewno się nie zatrzymamy...
No to ostatnia prosta na Ksamil, gdzie już byliśmy tak zrezygnowani, że nawet nie chciało nam się szukać noclegów... Pewnie się narażę wielu osobom z forum, ale uznałam, że dla kogoś takie informacje, inny punkt widzenia, mogą być pomocne... Bo ja też dużo opierałam się na forum, czytałam o Ksamil, same pozytywne opinie, spędzone "cudowne dwa tygodnie"... Pierwszy raz forum mnie zawiodło.
Ksamil nie podobało nam się. W ogóle.
Ale musieliśmy załatwić sprawę z samochodem, nie mogliśmy wrócić do domu tyle kilometrów.
Zdjęcia Ksamil i to, jak rozwiązaliśmy sprawę samochodu, w kolejnym odcinku. Chyba, że zostanę tak "zjechana" , że już się tu nie pokażę