Sobota (dzień wyjazdu) i niedziela (dojazd do Bratusia)
Jak już pisałam wcześniej bobas musiał wtrącić swoje 5 groszy już na samym początku, godzina wyjazdu: 5.30
zwarci i gotowi ruszamy, bagarzniki naszych autek ledwo domknięte, ale mamy wszytko co trzeba (łącznie z moim komfortek psychicznym, że mój gin już jest w drodze do Cro i będzie 200 km od nas- w razie czego). Jedziemy, droga mija szybko. W trakcie jednego z postojów wybieramy wariant z noclegiem na Węgrzech - tuż pod samą granicą z Chorwacją. Na miejscu bierzemy 2 pokoje (na szczęście jest klima- bo komary ciapią i tylko czekają aż otworzymy okna) i idziemy na kolację. Pan kelner nie mówi po angielski - jedynie wękierski, MENU węgierskie i mamy problem.... po 5 min przychodzi i mówi, pokazując palcem na jedno z dań "cziken, cziken" no i wzieliśmy czikena
bojąc się ryzykować innych dań. Ale było warto
był smaczny a porcja uff... nie do zjedzenia.
O 5 pobódka, szybki prysznic, kawa w barze i w drogę. Sniadanie postanowiliśmy zjeść po drodze przy okazji tankowania. Chciałyśmy powdychać chorwackie powietrze
dorga autostradami minęla szybko i bez wiekszych przygód. Poprzednim razem jechaliśmy przez BiH- to były widoki, jak znajdę tamte foto to też wrzucę. A właśnie nie napisałam, że nasza Oktawka nie lubi Węgier - straciła moc i zapaliła się kontrolka, po czym moc została odzyskana a kontrolka świeciła się dalej, aż jej się znudziło (podobna sytuacja miała miejsce jak wracaliśmy -też na Węgrzech) nigdy wcześniej ani później nie miałam już tego problemu, a podłączona do kompa w celu sprawdzenia nie wykazała żadnego błędu... to był chyba jakiś protest
Aaaaa w sumie było coś... to był rok wprowadzenia tego śmiesznego zakazu wwozenia żywności do Chorwacji
I co oczywiście się działo na granicy?? 3 samochody przejechały bez problemów a my.... Pan się pyta co mamy do jedzenia
ja mu mówię, że pieczywo, wędlinę, pomidory i wodę mineralną- a on uśmiech i prosi żeby otworzyć bagażnik
:D no to wychodzę i mu pokazuję bagaznik, podnoszę lapsa i mówię tu jest woda (3 zgrzewki) a on, że mają wodę przecież... odpowiedziałam miłemu panu, że ona jest słona i wolę tą to się uśmiechną i machną ręką... na szczęście, bo głębiej koło siedzeń były zapasy jedzenia (małe ale jednak). Pan poprosił, żeby otworzyć lodówkę i zrobił minę bo była pełna - ja oczywiście uśmiech i mówię, że to dla nas i dla nich i pokazuję na autko za nami. Zaczął się śmiać, u nich sprawdził już tylko dokumenty... Ale było gorąco, bo większość zakazanego była u naszych towarzyszy
:D Ja od rana wiedziałam, że tak będzie, dlatego wsiadając do samochodu powiedziałam, że ja prowadzę i wjeżdzamy pierwsi. Ja podeszłam na luzie, bez stresu (psychologia;) ) a pozostała trójka siedziała sztywna
Kilka zdjęć z trasy...
droga na Słowacji
i autostrada w Cro