cd.
Jedziemy do Banjol, to typowa miejscowość letniskowa. Jak to w takich miejscach apartmany, konoby i jest tu też duży kamping z możliwością wynajęcia stałych domków. Rodzice mają wynajętą bardzo fajną kwaterę w odległości 50 m od morza.
Nie mam swoich zdjęć wspomogę się zdjęciem z google.
https://goo.gl/maps/yfPeEUrRkGtPonieważ pogoda się poprawia i słońce coraz odważniej wychodzi spoza chmur idziemy trochę poplażować.
Zaraz przy plaży zaczyna się też miejscowy kamping.
Plaża z pewnością będzie odpowiadać rodzinom z małymi dziećmi, żeby się zanurzyć w wodzie trzeba przejść chyba ze 100m.
Nas nie zachwyciła, choć trochę lepiej prezentuje się w pełnym słońcu.
Po plażowaniu zostaliśmy zaproszeni na domowy obiad, a po nim postanowiliśmy popłynąć pozwiedzać stolicę wyspy.
Rab jest po drugiej stronie zatoki a z Banjolu kursują do niego wodne taksówki.
Wynajmujemy jedną dla naszej ekipy. Kurs o ile pamiętam kosztował 80 kun.
Dzisiaj mamy dzień pływania
Kierujemy się na drugą stronę zatoki.
Ekipa wyluzowana.
Lądujemy w porcie.
Czas zapuścić się w uliczki Rabu.
Wyspinaliśmy się na górę
Takim basenem na kwaterze bym nie pogardził
A tu przed nami cudowna romańska perełka. Katedra Wniebowzięcia NMP z IV w. przebudowana w XII
Tutaj dzwonnica Świętej Marii. Można na nią wejść - my nie byliśmy na pewno świetny widok z góry
Jest tu bardzo klimatycznie.
Idziemy dalej, plac Wolności i pobenedyktyński kościół Sw. Justyny z XVI w.
Piękne te strome uliczki prowadzące do portu
Fotogeniczna opuncja a w tle ruiny kościoła Św. Jana Ewangelisty z dzwonnicą.
Dochodzimy do miejskiego parku. Park Komrcar założony w XIX w.
Można tu odetchnąć na chwilę od letniego upału.
Fascynująco piękne drzewa.
Schodzimy w dół do centrum miasta. Idziemy jeszcze po drodze na kawę i co nieco do niej. Ale czas już nas goni, zbliża się 17 i czas odpływania naszej Masliny.
Żegnamy się z rodziną oni odpływają taksówką do siebie a my czekamy na kapitana naszej łódki.
Nie śpieszy mu się za bardzo, daje nam czas na obserwację ruchu w porcie.
I wyścigu łodzi podwodnych.
Załoga wróciła, nasza ekipa na pokładzie.
Wyruszamy w drogę powrotną, wiatr się uspokoił i jest możliwość podziwiania krajobrazów.
Po drodze załoga spostrzega jakiś przedmiot pływający po kanale. Okazuje się, że to wielkie plastikowe wiadro albo donica. Odławiają ją i zabierają ze sobą.
Dopływamy do Tovrnele
Wsiadamy do samochodu i ruszamy do "naszego domu" w Pagu. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze na chwilkę w ogrodzie oliwnym w Lun.
Spacerujemy chwilę.
I dajemy zarobić dziadkowi sprzedającemu oliwę.
Wieczorem docieramy na miejsce, jesteśmy zmęczeni ale jutro mamy dzień odpoczynku.