cd.
Jedziemy dalej, autostrada się kończy. Przejeżdżamy przez dolinę Neretwy, to też przepiękny rejon Chorwacji a pewnie nie przez wszystkich doceniany. My znamy go z pobytu w w 2016 w pobliskim Kleku. Teraz mijając go przypominamy sobie jak fajne były wtedy to wakacje.
Tam gdzieś w dole była wtedy nasza kwatera, świetne warunki i do morza mieliśmy 5 m
Zaraz za Klekiem zaczyna się przejazd przez Bośnie. Tankujemy paliwo w Neum (nie ma dużej różnicy w cenie w tym roku).
Za Neum w wiosce Kamenice zatrzymujemy się zaś na zakupy. Jest tam przy drodze sklepik prowadzony przez starszego pana którego stajemy się już chyba stałymi klientami (to już kolejne zakupy u niego).
Sklep nie ma dużego asortymentu ale jest wszytko to co ta ziemia ma najlepszego do zaoferowania.
Nasze zakupy to porządny kawałek Pršuta, wino Blatina (jeszcze mi została teraz w domu jedna butelka na specjalną okazję), mladi kajmak i słoik pełen kawałków twardego sera w oliwie. To takie hercegowińskie smaki które już mamy przetestowane i chętnie do nich wracamy.
Po zakupach wsiadamy do samochodu i za chwilkę jesteśmy znów w Chorwacji.
Pozdrawiamy Ston i Peliesac po drodzę i dojeżdżamy do Dubrownika.
To kolejny most dzisiejszego dnia Most Dubrovnicki lub inaczej Most Franja Tuđmana. Najdłuższy dzisiaj, 518m i 50 m wysokości.
Zdjęcie z innego dnia.
Za Dubrovnikem przypominamy sobie jaka tam jest karkołomna droga, te przepaści po prawej stronie mogą przyprawić kogoś z lękiem wysokości do zawrotów głowy. Edyta już się zaczyna bać bo wie że jutro będzie prowadzić tędy samochód.
Ale za chwilę zbliża się nasz cel podróży. Mlini, dojeżdżamy i odnajdujemy bez problemu nasz apartman. Właścicielka prowadzi nas "na pokoje" a my ładujemy swoje walizy
Widok z okna.
To drzewko za oknem to mandarynki, pełne zielonych owoców.
Idziemy jeszcze na rekonesans miejscowości no i coś zjeść.
Plaża w Mlini. Mamy do niej dość blisko ale droga to ok 120 schodów na szczęście w cieniu
Idziemy w stronę centrum
Riviera Dubrovnicka jest naprawdę malownicza.
Słynny Mliński platan i pozostałości po młynach.
Słońce powoli zachodzi.
4 gwiazdkowy Hotel Mlini, nawet ładnie się prezentuje.
Boisko do waterpolo, właśnie trwał mecz. 18.38, 32 stopnie
Chcemy coś zjeść, ale tu zaczyna się problem, sobota wieczór i większość knajpek pełna. Zajęte stoliki albo porezerwowane.
Trochę chodzimy nie mogąc się zdecydować a też trochę nas straszą ceny w wystawionych menu. W końcu się decydujemy zostać w jednej. Zamawiamy wreszcie już bardzo głodni. Kolacja jest OK ale bez specjalnych rewelacji smakowych. Natomiast rachunek sami zobaczcie. Ceny napojów to już drobna przesada moim zdaniem. Te cole to oczywiście butelki 0,25
No i tak właśnie zakończyliśmy ten długi dzień a ja kończę z niego relację. Czas odpocząć.