O tym, że teoria o szybkim docieraniu do celu samolotem nie zawsze jest prawdziwa, czyli LOT - nielotNadeszła w końcu wyczekiwana od kilku tygodni środa - dzień wylotu na wakacje
.
Samolot ma wystartować z wrocławskiego lotniska o 16:25, ale skoro na odprawę trzeba stawić się wcześniej o dwie godziny, to już od rana mamy urlop. Nie da się przecież zerwać z pracy aż na kilka godzin...
Gdybyśmy wówczas wiedzieli, co nas czeka, pewnie ten
cenny urlopowy dzionek zostawilibyśmy sobie na lepszą okazję!
Na lotnisko docieramy dokładnie w momencie rozpoczęcia odprawy biletowo-bagażowej. Odbieramy bilety od przedstawiciela naszego biura podróży, oddajemy walizki i z kartami pokładowymi zasiadamy w lotniskowej restauracyjce, aby wznieść toast za początek wakacji. Dla mnie jest to przy okazji lekarstwo
na pokonanie lęku przed lataniem.
Nic nie wskazuje na to, że
sporo jeszcze godzin upłynie, zanim znajdziemy się na Krecie. Nasz lot na tablicy widnieje jako planowy! Być może powinniśmy zwrócić uwagę na 10-minutowe opóźnienie samolotu przylatującego z Heraklionu, który ma nas zabrać na pokład po wyładowaniu opalonych pasażerów poprzedniej zmiany... Ale czy drobne 10 minut może wywołać jakikolwiek niepokój?
Stwierdzamy, że już pora na odprawę bezpieczeństwa, żeby przed odlotem zdążyć z zaopatrzeniem w jakieś kropelki na uspokojenie. Dawka leku nie będzie zbyt duża, bo wbrew
podpowiedziom Tymony, postanawiam
wykazać się odwagą i być w pełni świadomą, nieubzdryngoloną uczestniczką lotu.
W strefie odlotu trzeba też zakupić jakieś płyny neutralne, aby po wylądowaniu na upalnej wyspie jakoś złagodzić szok termiczny. Po zakupach pozostanie już niedużo czasu do odfrunięcia stalowego ptaka, wkrótce wzbijemy się w powietrze i rozpoczniemy prawdziwe wakacje
.
Gdy na tablicy pojawia się informacja, że lot jest opóźniony o pół godziny, zupełnie nas to nie martwi. Cóż, najwyżej nieco dokładniej poznamy strefę bezcłową naszego lotniska
.
Lekki niepokój wprowadza kolejna informacja o wzroście opóźnienia
samolot na odlecieć o 18:15 co oznacza, że do Stavros dotrzemy już po północy i kreteńskiego winka pewnie dziś już nie łykniemy...
W międzyczasie odlatują kolejne samoloty w różnorakie części świata, a nasz lot jedynie zmienia gate z 1 na 3, a potem godzinę odlotu z 18:15 najpierw na 18:40, a potem na
niesprecyzowaną.
Lotniskowa panienka przez głośniki informuje, że
kolejna informacja o czasie odlotu zostanie podana za pół godziny. Po upływie tego czasu jest dokładnie taka sama wiadomość, potem
znów to samo...
Dobrze nie jest, bo po upływie trzech godzin od planowej godziny odlotu, jako pocieszający ochłap, oferują nam kanapkę i wodę mineralną. Cóż to może oznaczać???
Podróżni wyluzowani perspektywą nadchodzących wakacji cały czas są jeszcze pozytywnie nastawieni do przewoźnika (LOT Charters), ale w końcu około godziny 22-giej niektórym zaczynają puszczać nerwy, gdyż kolejnych komunikatów przez głośniki brak
, a pracownicy lotniska pilnujący naszej bramki
nabrali wody w usta i nie chcą nic powiedzieć ani o przyczynach opóźnienia, ani kiedy w końcu wylecimy?
Wśród koczujących na lotnisku pojawia się natomiast coraz więcej teorii spiskowych
. Wiadomo już, że z Krety nie odleciał jakiś samolot, że stalowy ptak widoczny w oddali na płycie lotniska jest zepsuty i trzeba do jego naprawy ściągnąć z Warszawy jakąś część (jaką? wersje są baaaaaardzo różne)... W końcu część dociera, ale wówczas nie ma mechanika, który
potrafiłby ją wymienić. No i jeszcze przyleciał samolot zastępczy, ale nie może nas zabrać na Kretę, bo
nie ma ważnego przeglądu technicznego, po który musi polecieć do Katowic i nie wiadomo kiedy (i czy w ogóle?) będzie mógł wziąć pasażerów na swój pokład...
Czy w ogóle ktoś wie, o co w tym wszystkim chodzi???
Na terminalu robi się zimno, a awaryjne cieplejsze ubrania są w walizkach już w samolocie, przecież przydać się miały dopiero w drodze powrotnej po upalnych śródziemnomorskich wakacjach!
Potulni dotąd pasażerowie tracą cierpliwość, niektórzy na tyle, że
grożą zdemolowaniem ławek w hali odlotów, jeśli natychmiast nie pojawi się kierownik lotów z konkretnymi informacjami. W końcu gościu się ujawnia, tyle że trochę się plącze w zeznaniach
. Wychodzi jednak na to, że co najmniej część teorii spiskowych wcale taka wyssana z palca nie była
i przynajmniej dwa samoloty biorą udział w tym zamieszaniu (jeden nie odleci bo nie jest w stanie, drugi nie odleci bo mu nie wolno). A tak w ogóle, to
wszystkiemu winne są biura podróży, bo sobie wynajęły zepsuty samolot
.
Wciąż nikt nie ma odwagi podać nam konkretnej godziny odlotu, pewne jest tylko jedno, że dziś już na pewno nie wylecimy! Może rano, ale o której???? Kierownik lotów prosi o jeszcze jedne pół godzinki
na ostateczne uzgodnienia z centralą LOT-u w Warszawie...
Gdy się znów pojawia około północy, wszystko (???) już wiadomo. Odlot dopiero rano o 10:30, LOT zapewnia nocleg, ale
tylko tym, co mieszkają w odległości ponad 100 km od Wrocławia. Reszta niech sobie wraca do domu (gdziekolwiek on jest) na własny koszt, a reklamacje składa po powrocie z wakacji, jeśli do tego czasu złość nie minie
. Można oczywiście, jeśli ktoś woli lub innego wyjścia nie ma, przespać się
na twardych ławeczkach na zimnym lotnisku.
Schodzi jeszcze kolejne pół godziny na odebranie walizek z taśmy. Nie mogą zostać w samolocie do rana, bo podróżujący z malutkimi dziećmi muszą bagaż dostać koniecznie, a obsługa lotu
nie ma ochoty wyłuskiwać igieł ze stogu siana, łatwiej całe to siano wysypać na taśmę, a rano załadować od nowa.
Około godziny pierwszej w nocy całą naszą czwórką docieramy taksówką do domu Uli i Maćka, mieszkających z właściwej strony lotniska (do nas trzeba byłoby się przeczołgać prawie przez całe miasto) , co nam gwarantuje co najmniej o godzinę dłuższy sen...