Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Z Gdańska do Pompejów i z powrotem, szlaczkiem po bucie ...

We Włoszech znajduje się najstarszy na świecie uniwersytet, jest nim założony w 1088 roku Uniwersytet Boloński. Na terenie Włoch znajdują się 2 słynne wulkany: Etna i Wezuwiusz. We Włoszech trzykrotnie odbywały się igrzyska olimpijskie w latach 1956, 1960 i 2006. We Włoszech znajduje się 50 obiektów światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Modena we Włoszech to prawdziwa stolica samochodów sportowych, mieści się w niej 5 fabryk luksusowych samochodów sportowych: Ferrari, Maserati, Lamborghini, Pagani i De Tomasso.
poljako_poljako
Croentuzjasta
Posty: 197
Dołączył(a): 19.05.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) poljako_poljako » 23.12.2010 13:36

No nieeee. Tak nie możesz teraz tego zakończyć. Oderwij się od sprzątania tudzież strojenia choinki i napisz jak się ta sytuacja zakończyła. Pzdr.
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 23.12.2010 13:55

No nieeee. Tak nie możesz teraz tego zakończyć


dobra dobra - przyznaj się, że o tego pierdzącego psa Ci chodzi :wink:
mariusz-w
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 8375
Dołączył(a): 22.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) mariusz-w » 23.12.2010 14:19

Krystof napisał(a):W lusterku widzę motocyklistę.
Ten najpierw jedzie ...
...potem skręca w lewo i w prawo ...
... potem się kołysze ...
... a na koniec przewraca się i sunie na boku obok naszego auta ...
... i wbija się z impetem pod samochód stojący po lewej stronie ulicy przy chodniku.

No to jesteśmy, jak to mówią, w czarnej dupie!



- o oparzonej dłoni
- o dwugodzinnej wizycie na komisariacie
..................................
..............................
- o niekompetentnej policji

Miłej lektury i Wesołych Świąt!
Krystof



Upsssss....



Wesołych Świąt !


Pzdrawiam.
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 23.12.2010 17:07

Krystof napisał(a):... a w dodatku dziś mam imieniny...


No to wszystkiego najlepszego z okazji imienin!

:wink:


Krystof napisał(a):Patrzę w lusterko.
W lusterku widzę motocyklistę.
Ten najpierw jedzie ...
...potem skręca w lewo i w prawo ...
... potem się kołysze ...
... a na koniec przewraca się i sunie na boku obok naszego auta ...
... i wbija się z impetem pod samochód stojący po lewej stronie ulicy przy chodniku.


No to nieciekawie...

Wesołych świąt.
LRobert
Cromaniak
Posty: 4129
Dołączył(a): 09.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) LRobert » 24.12.2010 00:12

Pompeje fajne są. Nie zazdroszczę przygody z wypadkiem. 8O
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 28.12.2010 10:27

Przygody ciąg dalszy!

Nim zdążyłem ochłonąć przy motocykliście było już kilka osób. Próbowali wyciągnąć motor spod samochodu. Podbiegłem do nich i chwyciłem maszynę. Zanim poczułem ból do moich nozdrzy dostał się swąd spalonej skóry. Chwyciłem za silnik! Panowie popukali się po głowach. Każdy Włoch, i stary i młody, wie, gdzie motor jest zimny, a gdzie ciepły.
Stałem więc z oparzoną dłonią, motocyklista tym czasem wygramolił się spod samochodu i stękając oglądał swój potłuczony motor.
Chwilę później przyjechało pogotowie. Pan miał bowiem zdartą nogę i rękę.
Chwilę później pojawiła się polizia municipale, czyli coś w rodzaju polskiej straży miejskiej. Stałem, gdzie stałem, więc na ulicy zrobił się już całkiem spory korek. Jak pisałem - było wąsko i jednokierunkowo, więc jadący za nami nie mieli możliwości nas ominąć.
Śmiesznie wyglądał stosunek Włochów do władz. Kierowcy awanturowali się karczemnie - trąbili, krzyczeli na funkcjonariusza, wymachiwali rękami. A gdzie ich cierpliwość? Gdzie maniana? Pod pizzerią, gdy tamowali ruch, jakoś nigdzie się nie spieszyli. W sklepiku z nadziewaną papryką też nie! A pan policjant z kolei wznosił ku niebu ręce, kierował tam też wzrok, mówił "mamma mia" i chwytał się za serce. Nie spodziewałem się, że tak pięknie można wyrażać niemoc. Szczególnie, gdy się jest w mundurze.
Tymczasem pan motocyklista, cały w jodynie, zdaje się, że poczuł się lepiej, bo - wróciwszy z karetki - zaczął drążyć temat braku swojej winy w zajściu. Kulał przy tym i popłakiwał aktorsko z bólu, ale walczył dzielnie. Marszczył przy tym brwi, jak bezbronna sierotka, przybierał grymas dziecka, któremu ktoś wyrządził krzywdę. A ja stałem bezradnie, ponieważ nikt z obecnych nie komunikował się w języku innym niż włoski. Próbowałem jedynie wyartykułować prostymi zdaniami to, co było prawdą: zatrzymałem się na skrzyżowaniu, włączyłem kierunkowskaz, w lusterku zobaczyłem szaleńca, który mnie chciał wyprzedzić (to, że chciał to zrobić na skrzyżowaniu było ewidentne, bo samochód wciąż stał, jak go postawiłem. Przyjechał fotograf. Zrobił zdjęcia motoru i ulicy. Na nasz nawet nie zwrócił uwagi. Wszystkich interesowało jedno - czy doszło do zderzenia, czy nie. Policja obejrzała auto, spytała o ślady na zderzakach - są świeże, ale to ślady po samochodach na parkinach.
W pewnym momencie doszło do scysji pomiędzy policją, a motocyklistą. Policjant nakrzyczał na pana, nagestykulował mu i napokazywał. Ten odpłacił mu tym samym i tak sobie zaczęli wymachiwać rękami i krzyczeć. Potem do układu choreograficznego doszedł również krok - motocyklista odchodził na bok i wracał, odchodził i wracał.
Kazano mi przestawić samochód. Potem podszedł do nas policjant i powiedział "no problem, no problem, ok., ok", co przełożyłem jako "wina nie leży po waszej stronie i my to wiemy". Chwilę później podeszło do nas dwóch młodych ludzi - wysiedli z samochodu, który stał na chodniku. Powiedzieli policjantom, że widzieli całe zajście, czyli, że ja stałem, a pan się przewrócił. Oni też poklepali mnie po ramieniu i potwierdzili słowa policjanta: "no problem, no problem, ok., ok. - ważne, że nie doszło do zderzenia".
Poczułem się uspokojony. Tym bardziej, że naprawdę wina ewidentnie nie leżała po mojej stronie. Po kilkudziesięciu minutach, gdy już myślałem, że pora zakończyć spektakl, policjanci zaprosili mnie na komisariat.

Na pompejańskim komisariacie

Nie wiem, jak jest na polskim, bo dawno nie byłem. Ten pompejański zrobił na mnie jednak dość dziwne wrażenie.
Po pierwsze cały komisariat był w papierosowym dymie! Wszyscy panowie chodzili sobie z papierosami w ustach. Dodam, że było całkiem gorąco, a pomieszczenie nie było klimatyzowane.
Po drugie - na ścianie komisariatu wisiał przeogromny portret Ojca Pio - taka reprodukcja, którą spotkać można na południu w wielu miejscach -oto stoi dobroduszny Pio w aureoli z ręką (w rękawiczce, bo wiemy, że miał bolesne stygmaty) wzniesioną ku górze i błogosławi strażników miejskich i ich petentów.
Po trzecie - na schodach komisariatu leżał wielki włochaty pies. Leżał i spał, a obecni tam petenci obchodzili go, omijali, kroczyli ponad nim. A on leżał, odpoczywał, spał.
Po czwarte - nie miałem, gdzie usiąść, więc początkowo siedziałem na schodach pomiędzy psem a urządzeniem xero, a później - gdy przyszło mi wypełniać liczne druki i formularze - posadzono mnie przy okienku, tyle, że po stronie policjantów. Siedziałem więc sobie na miejscu dyżurnego, pomiędzy dwoma funkcjonariuszami, a stojący w kolejce do okienek ludzie przyglądali mi się z ciekawością. Jeden z nich - młody chłopak doprowadzony przez strażników na komisariat - kierowany empatią próbował mi nawet pomóc! Coś tam klecił po angielsku, ale nikt do za bardzo nie rozumiał i nie brał pod uwagę.
A pomoc by się przydała.
Panowie na komisariacie zrobili się jakby mniej uprzejmi! Zaczął ich wyraźnie irytować brak komunikacji ze mną. A już najbardziej ich zdenerwowało, gdy odmówiłem złożenia zeznać na włoskim formularzu i po włosku. "Jak to nie mogę po włosku!? To łatwe" - i pan zaczął mi dyktować "beinteisinko uljo, en la placa san bartolomeo" - cedził coraz wyraźniej i głośniej, pukał mi ołówkiem w stół, a ja nadal nie umiałem tego napisać! Normalnie debil do niech jakiś z Polski trafił!
Doszło do tego, że funkcjonariusz pisał mi pojedyncze słowa na kartce, potem je dokładnie tłumaczył używając swych zdolności aktorskich, kalendarza, mapy, stosując wyrażenia dźwiękonaśladowcze ... a ja te wyrazy przepisywałem na formularz. Gdy już napisałem miejsce i datę zbuntowałem się. Bo co, jeśli napiszę głupoty? Nie ma mowy!
Przyszedł naczelnik.
Nawrzeszczał na podwładnych i kazał mi napisać relację po polsku. Napisałem więc jak było. Potem dostałem jeszcze kopię relacji motocyklisty i przestano się mną interesować. Krążyłem sobie po komisariacie, podpierałem ściany, mijała minuta za minutą. Wyszedłem na zewnątrz. Tam stał jeden z funkcjonariuszy i palił sobie papierosa. "To jak, mogę iść?" - spytałem. "Jasne" - odparł tamten, więc poszedłem. Tak właśnie mnie obsłużono na komisariacie w Pompejach.
Incydent zajął nam ponad dwie godziny. Było późno, byliśmy głodni i bez noclegu. Decyzja - zostajemy tutaj ...
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 28.12.2010 10:33

A jeszcze takie coś - zaciekawił nas los samochodu, pod który wbił się motocyklista. Rzecz w tym, że nikt się jakoś nie zainteresował, że ma porysowany lakier i wgnieciony zderzak! Co kraj, to obyczaj. Smutne to w sumie. :roll:
Ostatnio edytowano 28.12.2010 10:39 przez Krystof, łącznie edytowano 1 raz
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 28.12.2010 10:38

Camping w Pompejach

Docieramy do campingu. Umiejscowiony jest dokładnie naprzeciw wejścia do starożytnych Pompejów. Gdybyśmy zatrzymali się wcześniej na tym wielkim parkingu, to teraz bylibyśmy w Lacjum ... ale nie ma co gdybać.

Wybieramy jeden z kilku pobliskich campingów. Na recepcji pytam o ceny. Zaczyna kropić deszcz, camping pozbawiony jest trawy, już sobie wyobrażam nasz namiot cały w błocie. Domki kosztują 70 euro za dobę. Rozbój w biały dzień, ale bierzemy - należy nam się. W nagrodę i na imieniny. Pokazuję panu w recepcji relację zdarzenia w wersji motocyklisty. Pan czyta i przeprasza, ale nie do końca rozumie - "to pisał jakiś debil" - tłumaczy mi i czyta raz jeszcze. Mnie interesuje tylko jedno -czy motocyklista napisał, że go uderzyłem autem. Okazuje się, że nie -napisał, że się przestraszył, bo mu zajechałem drogę i się przewrócił. Nakłamał, ale nieszkodliwie.

Domek na tym campingu http://www.campingzeus.it/okazał się obleśny.
Na pewno nie był zarobaczony - długo musieliśmy wietrzyć, zanim pozbyliśmy się chemicznych oparów szczypiących w oczy. W środku było nieładnie - łóżka były brudne i odrapane. Szafka nocna miała w szufladzie wielką dziurę, co uniemożliwiało włożenie do niej czegokolwiek. W łazience zamiast fug pomiędzy kafelkami mieszkała pleśń. Co któryś kafelek był odklejony i ruszał się. Kabina prysznicowa była zakamieniona i również niezbyt czysta. Jednym słowem - nie polecam ani domków, ani campingu.
W drodze do campingowego sklepiku minęliśmy campingowe toalety. Ucieszyło nas, że w domku mamy własne. A sklep był na stałe zamknięty. Podobnie z barem (restauracją), który w tym sezonie na pewno nie gościł klientów. Basen? Małe kwadratowe jaccuzi.
Postanowiliśmy więc, mimo późnej pory wyjść do miasta - na pizzę i jakieś zakupy na śniadanie. Z wyborem miejsca nie było zbyt łatwo. Mijane bary były albo drogie, albo nieciekawe, a najczęściej jedno i drugie. W końcu zatrzymaliśmy się w jakieś restauracji nawiązującej nazwą do Szwajcarii. Nie podobało się nam tam, bo obrusy były zbyt białe, a kelnerzy zbyt dystyngowani. Za dużo zadęcia, jak dla nas. Ale nic to - pizza wszędzie jest pyszna! Tyle, ze tam była wyjątkowo droga! Osiem euro sztuka. Zamówiliśmy więc margeritę (dla dzieci) i koniecznie neapolitanę! W końcu jesteśmy pod Neapolem - inaczej się nie da.
Pizze były ... niesmaczne. Szczególnie neapolitana. Niesmaczne, drogie i ubogie. W dodatku wciąż w niesympatycznych okolicznościach. Padał deszcz, było parno, zmierzchało, egzaltowani przy nas kelnerzy w swoim towarzystwie głupawo się podśmiewali, dookoła było pełno antykomarowych świeczek, które okrutnie pachniały. Nasz kelner był w dodatku obrażony, bo nie zamówiliśmy nic do picia.

Cud rozmnożenia na rachunku za pizzę, czyli coperti i servisco

Całkiem króciutko, bo pisałem o tym już wcześniej: dwie pizze po osiem euro kosztowały nas 24 euro. Przypominam, że włoski kelner pobiera opłatę coperti za przystrojenie stołu sztućcami (4 razy 1 euro) oraz dopisuje do rachunku symboliczne servisco w wysokości około 5 - 10 procent.

Pompeje by night

Pompeje to miejsce więcej niż nieciekawe! Nikomu nie polecam wieczornych przechadzek po tym mieście! W parkach przesiadują menele - piją i plują na ziemię. Przy witrynach drogich sklepów przechadzają się małoletnie kurewki, ludzie są brzydcy i hałaśliwi. Na ulicach panuje krzykliwa, tania moda - kobiety są mocno wymalowane, powciskane w krótkie spódniczki, sukienki, złote szpilki, panowie koniecznie w lakierki bez skarpet, porozpinane koszule, masę złota, ubrylantowane włosy. Kierowcy podjeżdżają do samotnych kobiet na chodnikach, trąbią, gwiżdżą i drą się przez okna, panie reagują lub nie. Oprócz meneli są też żebracy i uliczni sprzedawcy. I naprawdę - trudno nam to traktować, jako lokalny sympatyczny koloryt. Czujemy się tu źle i niebezpiecznie!
Jemy lody w sieciowej restauracyjce z hamburgerami i wracamy na camping. Ze zgrozą zauważamy liczne drogowskazy kierujące nas w stronę zjazdów na autostradę. Dlaczego dotarliśmy tu uciążliwą drogą przez jakieś menelskie przedmieścia, a nie autostradą kończącą się w środku miasta?

Krótka refleksja na temat strun głosowych

Ze zdziwieniem spostrzegliśmy, że głos, jaki wydają z siebie południowi Włosi nie jest wymysłem pana Coppoli i znakiem rozpoznawczym mafijnych rodzin! Jakież było nasze zdziwienie, gdy usłyszeliśmy rozmawiających ze sobą panów przy stoiku na ulicy w Pompejach. Tam panowie tak po prostu mówią - są zachrypnięci! Uwierzcie na słowo. :wink:

Noc na campingu minęła w miarę spokojnie. Nie licząc tego, że przez cały czas się drapaliśmy, bo coś nas gryzło i tego, że synek spadł we śnie z łóżka. Dobrze, że to ja spałem na piętrowym.
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 28.12.2010 12:07

26 lipca, uciekamy na północ

Rano pobiegłem po coś na śniadanie. Długo szukałem sklepu, którego ostatecznie chyba nie znalazłem. Uciekajmy stąd prędko!
Spakowaliśmy się i wyruszyliśmy na podbój Asyżu.
Była godzina 9.07, gdy podjechaliśmy do bramki wjazdowej na autostradę.
Podjechaliśmy, a ja zbaraniałem. Wszyscy kierowcy przed nami przekazywali bramkowemu jakąś karteczkę - tak, jak ma to miejsce przy zjeździe z autostrady, gdy się płaci. Szybko wycofałem się z kolejki na pobocze i obserwowałem to zjawisko, by odkryć, na czym polega. Ze zdenerwowaniem analizowałem sytuację - "może też dostaliśmy jakąś karteczkę, a ja ją zgubiłem? I jak się teraz wydostaniemy z miasta? Na pewno nam każą płacić karę" - przemyślenia brały się stąd, że przeżywałem wczorajszy stres, ot co.
W końcu podjechałem do bramki i starałem się wytłumaczyć panu, że nic dla niego nie mam i co teraz. Nic teraz. Bramka się otworzyła i wjechałem na autostradę. Nie oddawszy żadnej karteczki i nie pobrawszy kolejnej! "A jak zapłacę za autostradę bez dowodu gdzie wjechałem? "Pojawił kolejny stres. Na szczęście nie trwał długo - oto przed nami kolejne bramki i automaty wydające kartki.
Wyjechaliśmy z Pompejów!
Zostawiamy za sobą złe przeżycia, stres i południowe symbiozy.

Przed nami autostrada w stronę Asyżu ...
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 28.12.2010 14:57

8)
Ostatnio edytowano 29.12.2010 08:23 przez Krystof, łącznie edytowano 1 raz
LRobert
Cromaniak
Posty: 4129
Dołączył(a): 09.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) LRobert » 28.12.2010 15:59

Fajnie. Coś się rozmnożył tekst-2 razy ten sam opis. :lol: Nie wiedziałem, że w Pompejach zwiedza się też komisariat? :lol: Masz jakieś zdjęcia? Chętnie bym zobaczył a jakoś nie mam ochoty się wybrać. :lol: My Pompeje oglądaliśmy w dniu jak Włosi zostali mistrzami świata. Było całkiem sympatycznie choć strasznie hałaśliwie. :lol:
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 29.12.2010 08:26

cześć, nie mam, niestety, zdjęć z komisariatu ... ogólnie mam z tego zdarzenia mało pamiątek a szkoda, bo ...

w następnym odcinku o tym, jak:

- Włoch bierze adwokata ...
- ... obwinia mnie ...
- ... i żąda odszkodowania :roll: :arrow:
mariusz-w
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 8375
Dołączył(a): 22.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) mariusz-w » 29.12.2010 08:32

Przykre , że taka przygoda trafiła się Wam na wakacjach.
Dobrze, że ją szczegółowo opisujesz.
Może to być wskazówka dla nas, jak postępować (albo nie) w razie takiej sytuacji.
Oby nie trzeba z tych doświadczeń korzystać.

A potem proszę coś optymistycznego ! :)

Pozdrawiam.
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 29.12.2010 09:15

Dobrze, że ją szczegółowo opisujesz.
Może to być wskazówka dla nas, jak postępować (albo nie) w razie takiej sytuacji.


:wink: w sumie to wniosek jest jeden i każdy go zna - trzeba zebrać maksimum papierów i zeznań, bo nigdy nie wiadomo, jak się sprawy dalej potoczą
mi się wydawało, że skoro:
- była policja
- nie dostałem mandatu
- nie było uderzenia
- fotograf nie robił zdjęć naszego auta
- byli świadkowie
- złożyłem zeznanie i złożył je też poszkodowany-winowajca (to oksymoron? czy można być sprawcą i poszkodowanym jednocześnie?)
- facet złamał przepisy (wyprzedzanie na skrzyżowaniu) ...

... to sprawa jest czysta :?
okazuje się jednak, że nie do końca; może trzeba było zebrać więcej dowodów? problem w tym, że czuliśmy się bardziej świadkami całego zajścia - równie dobrze mogliśmy stać na parkingu i typ spisałby nasze rejestracje, a potem dochodził praw? bylibyśmy równie bezbronni ...
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 29.12.2010 09:56

Reperkusje zdarzenia pompejańskiego

Myślałem, że sprawa zakończyła się wraz ze zniknięciem śladów oparzenia z dłoni. Nic bardziej mylnego. Kilka miesięcy po zdarzeniu dostałem informację od ubezpieczyciela, że wysłano do mnie formularz sprawcy zdarzenia, który mam niezwłocznie wypełnić i odesłać pod wskazany adres.
Zanim doszły dokumenty rozpocząłem korespondencję z panią odpowiedzialną za moją sprawę.

Pani wyjaśniła mi, że dostała od strony włoskiej zgłoszenie szkody, której rzekomo byłem sprawcą. Pan Włoch o nazwisku identycznym z nazwiskiem amerykańskiego reżysera, który nakręcił sagę o rodzinie Corleone, wziął adwokata i żąda zadośćuczynienia.

Wyjaśniłem, że zaszła pomyłka. Podałem argumenty o policji, świadkach, wykroczeniu na skrzyżowaniu, braku zderzenia ...

Pani odpisała, że ma dokumenty, które świadczą o innej wersji wydarzeń niż moja - potrąciłem pana C., który sobie jechał spokojnie ulicą -wjechałem z niego bezczelnie i się przewrócił!

Ja na to, że mam jego zeznania i dla potwierdzenia wysłałem pani z ubezpieczalni ich skan.

Pani odpisała, że z zeznań wynika to, co wcześniej mi powiedziała. Wjechałem w pana C. i nie widzi możliwości, bym się z tego wybronił.

Ja na to, że mają złego tłumacza i żądam ponownego tłumaczenia (wcześniej, za pośrednictwem koleżanki, wysłałem ten sam dokument do Włoch, skąd przyszło rzetelne potwierdzenie - pan C. pisze, że się przewrócił, by mnie ominąć - nie doszło do zderzenia).

Pani przetłumaczyła dokument ponownie, co potwierdziło moją wersję. Ale dodała od razu, że miało to miejsce we Włoszech, więc zeznania Włocha są mocniejsze.

Ja na to, że mam świadków i wysłałem jej zeznanie pasażera z naszej mazdy.

Na tym koniec - pani więcej nie napisała, a ja straciłem zniżkę, co spowodowało wzrost kosztu mojej polisy o kilkaset złotych rocznie przez pięć lat!

W międzyczasie dowiedziałem się, że ubezpieczalniom często opłaca się wypłacić odszkodowanie za granicą, niż ponosić koszta korespondencji itp., by wygrać sprawę.
W takiej sytuacji człowiek wrzucony w machinę biurokratyczną jest bezsilny i bezbronny. Włoch mnie zgłasza jako sprawcę, a ja nie mam szans się wybronić!!! No bo jak? Inwestować w tłumaczy, korespondować z policją municipale w Pompejach? Wynająć adwokata?

A najgorsza jest indolencja pracowników ubezpieczalni!
Najpierw sprawa wadliwego tłumaczenia. Potem - nie do wiary - pomyłka wynikająca z tego, że Pani uznała zeznania świadka, które jej wysłałem, za opinię policji! Myliła dokumenty i musiałem prostować, że to co rzekomo wielokrotnie czytała i dwukrotnie tłumaczyła, to nie wyciąg z raportu, a zeznanie winowajcy-krętacza!

Pani, jak widać, w ogóle nie zależy, bym miał szansę udowodnić brak winy. Ba! Może nawet robi wszystko, by sprawa się jak najszybciej zamknęła? No bo po co im słać kolejne zeznania, tłumaczenia itp. Łatwiej od razu zapłacić, a mnie pojechać po zniżce ... :?
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Włochy - Italia



cron
Z Gdańska do Pompejów i z powrotem, szlaczkiem po bucie ... - strona ...
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2025 Wszystkie prawa zastrzeżone