Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Z Gdańska do Pompejów i z powrotem, szlaczkiem po bucie ...

We Włoszech znajduje się najstarszy na świecie uniwersytet, jest nim założony w 1088 roku Uniwersytet Boloński. Na terenie Włoch znajdują się 2 słynne wulkany: Etna i Wezuwiusz. We Włoszech trzykrotnie odbywały się igrzyska olimpijskie w latach 1956, 1960 i 2006. We Włoszech znajduje się 50 obiektów światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Modena we Włoszech to prawdziwa stolica samochodów sportowych, mieści się w niej 5 fabryk luksusowych samochodów sportowych: Ferrari, Maserati, Lamborghini, Pagani i De Tomasso.
Tymona
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2140
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tymona » 06.12.2010 16:43

To teraz ja pewnie będę ściągała od Ciebie, bo jedna z przyszłorocznych wakacyjnych wersji zakłada spontaniczne Włochy :D

Krystof napisał(a): Podziwiamy stojących w kolejkach. Nam się nie chce i tak już będzie do końca pobytu we Włoszech i to bez wyjątku - zgodnie z zasadą "gdzie jest kolejka, tam nie ma nas"
:lol: My mamy podobną zasadę - choć przyznam, że kilka razy ją złamaliśmy - może się starzejemy :? :wink:

I te przygody z Hołowczycem i parkowaniem jakieś takie znajome :wink: :lol:

pozdrawiam
:D

p.s. A tak poza tym - fajnie się Ciebie czyta :D
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 06.12.2010 18:55

cześć, Tymona :D

bo to już chyba tak jest na tym naszym naszym forum, jak w tej ludowej mądrości, że każdy ma kogoś, kogo goni i kogoś, przed kim ucieka :roll:

ja też pognałem śladami Zielonego Leszka do Grecji : 8)
no i Twojej podróży bliski byłem, gdyby nie to, że mi kapitaliści bilety do Lizbony kupili; byłoby tak samo, tyle, że bez tych obiadów wystawnych :wink:

pozdrowienia, podziękowania i ukłony, Krystof
LRobert
Cromaniak
Posty: 4129
Dołączył(a): 09.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) LRobert » 06.12.2010 19:36

O są zdjęcia jak miło.
:D Zwolnić Hołowczyca. :lol:
W Pizie gdzieś tam za tym murem-klasztor jest bardzo stary i zabytkowy cmentarz. Nie widziałem bo byliśmy późno i było zamknięte. :(
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 06.12.2010 20:09

Hołowczyc niech se będzie, tyle, że kontrolować trzeba typa ;@)

a w Pize to wiem, że "tam" coś było - my nie wiedzieliśmy co, a nie chciało nam siępłacić 4x4 euro, by się przekonać ;@)

pozdrowienia, K.
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 07.12.2010 09:34

Wracając do Florencji ...

No ale wracając do Florencji ... podziwiamy wielkie duomo, drzwi z brązu i dzwonnicę i ruszamy dalej.
Szwędając się chcemy jeszcze dotrzeć do kościoła rodziny Medyceuszów (bazylika San Lorenzo).

Sama San Lorenzo, w porównaniu z obejrzaną przed chwilą z zewnątrz duomo, oczywiście nie zachwyca. Trud dotarcia tam bez planu miasta rekompensuje jednak zajrzenie do środka. Bazylika połączona jest bowiem z kompleksem klasztornym, do którego należy spokojny dziedziniec wewnętrzny. Ludzi nie ma wcale, można więc w spokoju odpocząć, zajrzeć do kościoła (3 euro za dorosłego) i do skarbca. W skarbu znajdują się liczne relikwie wszelkim możliwych świętych i papieży, z cząstkami św. Piotra czy tam Pawła, nie pamiętam, włącznie. Oglądamy poowijane złotem kości palców, pojemniki z krwią i różnego rodzaju dewocjonalia. Bardzo ładna kolekcja.

Dookoła katedry wszystko, co istnieje jest "czymś Medyceuszy". Taka dzielnica, że biblioteka Medyceuszy, Medyceuszy hala targowa itp. Będę musiał kiedyś jeszcze raz przeczytać "Udrękę i ekstazę", by sobie o tym Medyceuszach poprzypominać. Miałem to zrobić przed wyjazdem, ale jakoś mi się odechciało. Szkoda.

Z San Lorenco przeciskamy się w drogę powrotną przez targ, na którym kupujemy synkowi trzeciego Pinokia z drewna. Taki Pinokio kolorowy ze sznureczkiem, za który jak pociągnąć, to podskakuje, kosztuje od 1 do 4 euro w zależności od miejsca. Synkowi ta zabawka bardzo się podoba, a nas cieszy, że można go przekupić. Pinokio to poza tym fajna pamiątka, bo pochodził z Florencji, więc jest a propos.

A to taki jakiś kramik po drodze kiczowaty


Obrazek

Wracają podziwiamy znów duomo i próbujemy robić jej zdjęcia. Oczywiście nie wychodzą, bo jest za duża. Może jakbym miał szerszy obiektyw?

Obrazek

Wracamy więc, mijamy po drodze piękne budowle, o których wiemy tylko tyle, że bywają monumentalne, bogato zdobione, średniowieczne, renesansowe, barokowe, wszystkie bardzo ładne i bardzo zabytkowe.

Obrazek

Czasem robimy im zdjęcia, a czasem nie, a im dalej jesteśmy od placu z duomo, tym, bardziej jesteśmy przekonani, że trzeba tu będzie jeszcze kiedyś wrócić. Teraz trzeba jednak odrobić pańszczyznę i zaliczyć lody, basen, inne przyjemności. Bo na wakacjach jest czas dla dorosłych i czas dla dzieci. A te ostatnie są i tak bardzo cierpliwe, bo co ich obchodzi jakiś zapyziały Michał Anioł, skoro na campingu jest taki fajny basen i - o Jezu o Jezu - żebyśmy tylko zdążyli, bo o szóstej, czy siódmej go zamykają!

Mijamy ulicznych artystów ...

Obrazek

i zaglądamy im do domów (zdjęcie: Dom Dantego)

Obrazek

Gnamy dalej po lody, pstryk pstryk, córeczka upaprała się i mnie jakimś czekoladowym, a może to ktoś inny nas upaprał, bo w lodziarni był taki ścisk, jak u nas w kryzysie po papier toaletowy! No i gnamy przez most i dalej i dalej, dorośli trzymają sięga portfele i pilnują dzieci, a dzieci marudzą, że bolą je nogi. Trzeba więc te dzieci nosić, choć są ciężkie i wozić w spacerówce, która za chwilę się chyba rozpadnie, a przecież rozpaść się może dopiero po Rzymie (o ile do niego w ogóle pojedziemy).
W pewnym momencie zauważam, że straciłem rachubę w kwestii monet wrzuconych za parkowanie. Wpadam w panikę, że zaraz nam zablokują koło! Gnamy więc jeszcze szybciej, a przed nami jeszcze małe zakupy w przydrożnym sklepie (piwo, owoce, jogurty i coś na zimny obiad, bo przecież jeszcze nic nie jedliśmy - żadnej pizzy, no bo za drogo chyba było i czasu szkoda).
Zrobiłem więc szybkie zakupy i biegniemy dalej. Już nas wita Porta Romana, już mury miasta i wielokilometrowy parking.
I taka gra: za tym zakrętem muru będzie nasza Madzia! Co, nie ma? No to jeszcze kolejny fragment muru, z 50 samochodów, czyli ze 100 metrów i kolejny zakręcik i za tym zakrętem muru będzie nasza Madzia! Co, nie ma? No to jeszcze kolejny fragment muru, z 50 samochodów, czyli ze 100 metrów i kolejny zakręcik ...

Mimo siat urywających ręce wychodzę na prowadzenie, reszta peletonu daleko za mną. Jest. Madzia.
Staję, jak wryty.
Ktoś mi podpieprzył z dachu deskę!
Podchodzę bliżej - może spadła, czy co?
Żadnych śladów taśm pociętych, nic. Madzia stoi, deski brak.
A może ją zostawiłem na campingu? No nie, przecież nie chciało mi się jej ściągać.
Kurka siwa. Nie dość, że deski nie ma, to jeszcze auto ma belgijskie rejestracje! To pewnie ci Belgowie z campingu to zrobili!!! W dodatku moja Madzia ma dół grafitowy, a ta jest jednolicie srebrna ...

Gnam dalej, bo zza muru wyłania się reszta peletonu. Gonią mnie i nawet nie zauważają Madzi bez deski. Cóż za brak spostrzegawczości!!!

Zwyciężyłem, auto z deską stoi kilkanaście metrów dalej za zakrętem!
Pakujemy się i jedziemy na camping.

A tam basen i plany na następny dzień:

- jutro jedziemy do Sieny

Obrazek

i San Gimignano!


Obrazek
Ostatnio edytowano 09.12.2010 19:48 przez Krystof, łącznie edytowano 4 razy
janusz.w.
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1672
Dołączył(a): 21.07.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) janusz.w. » 07.12.2010 10:04

Nooo... muszę się pojawić, bo zdjęcia się pojawiły :wink: :lol:
...i jeszcze na wspominki mnie wzięło :)

Uśmiałem się z tych Waszych przypadków... :)

Dwno, dawno temu w czasach grubo przednawigacyjnych :wink: jakimś cudem :wink: trafiliśmy we Florencji na kemp Michelangelo (ten z Twojego linka). Kemp jest ok, a najważniejsze jego położenie 10 minut spacerkiem od starówki. Był pustawy (no bo te autokaty z wielkiego parkingu..., to one nie na kemp, tylko na punkt widokowy). Tak czytam o opłatach parkingowych jakie poczyniłeś... :roll:

No i na tym kempie też byli Belgowie, przyjechali wieczorem, rozbijali namiot, a że cholerne podłoże tam troche twarde to mieli problem... i zanim zdążyłem zanieść im młotek... zaczęli wbijać szpilki... słoikiem z Nutellą... 8O :lol: (nie muszę chyba pisać ile słoik wytrzymał...) :twisted:

I tak jeszcze mi się przypomniało (a propo ponownych spotkań ludzi z kempów)... Bardzo sympatyczną rodzinę rodzinę ze Stanów mieliśmy za sąsiadów w Sienie spotkaliśmy ich później w Rzymie, a potem w Sorrento :) 8O. Potem niestety jechali do Bari i dalej do Grecji, a my na Gargano...

Strasznie się rozpisałem... :wink:

pozdr
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 07.12.2010 10:15

Uśmiałem się z tych Waszych przypadków...


... no bo i po to piszę :roll:
...i jeszcze na wspominki mnie wzięło


... i po to również :wink:

hmmm, no to może następnym razem będzie właśnie ten Majkel Endżel? no bo jak tak sobie wspominam, to bym tam jeszcze wrócił :D
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 07.12.2010 15:24

ŚRODA, 14 LIPCA

SAN GIMIGNANO I SIENA


Piękny camping pod Florencją kosztował 86 euro za dwie doby (policzyli tak: 10 e dorosły, 5 euro dziecko, 13 euro za namiot).
Płacąc dowiaduję się od sympatycznej pani w recepcji, że jej kuzynka jest Polką. Od córeczki dowiaduję się natomiast, że jej marzeniem jest otrzymanie takiego słodkiego kalendarza z pieskami, który wisi sobie obok okienka z panią. Dokonujemy stosownej opłaty i wyruszamy do San Gimignano. Jest 9.02.

Jedziemy niecałą godzinę mijając miasteczka, które zawsze podejrzewamy o to, że to właśnie nasz cel. Droga nie jest zachwycająca. Raczej lokalna, z licznymi zakrętami, dość wąska. Nawet nam się wydaje, że jedziemy jakąś równoległą trasą, ale nie - taki tu jest właśnie dojazd.

San Gimingano

Na miejsce docieramy punkt dziesiąta! Wspaniale! Łatwo zapamiętać i w ogóle tak okrągło, to dobrze.

San Gimignano jest malutkie. Łatwo je rozpoznać, bo leży na wysokiej górze i ma pełno wysokich wież. Zwiedzającym polecam podjechać pod stromą górę na, której stoi miasto, jak najdalej się da. Piszę o tym, ponieważ po drodze były różne zjazdy, a po co wspinać się kawał drogi pieszo, skoro można podjechać autem na parking pod bramą miasta?

Znajdujemy więc miejsce na płatnym parkingu i idziemy zwiedzać. Przechodzimy przez główna bramę miasta, idziemy uliczką, która zdecydowanie nastawiona jest na turystów. W sumie, jak każda tutaj. Mijamy liczne bary, restauracje, sklepiki z pamiątkami i lokalną żywnością, wśród której chyba dominuje dziczyzna, bo co chwilę mijamy wypchane dziki. Odszukujemy też wzrokiem małą pizzerię, do której zajdziemy na cztery trójkąciki w drodze powrotnej.

Dochodzimy do rynku i robimy zdjęcie przy studni.

Obrazek

Dochodzimy do placyku i robimy zdjęcie kościółkowi.

Dochodzimy do czegoś-tam, wdrapujemy się gdzieś-tam i robimy zdjęcia czemuś-tam oraz pejzażowi toskańskiemu, któremu daleko do polskich pól rzepaku i wschodzącego żyta.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Schodzimy uliczką w dół, skręcamy w jeden bok, drugi bok, uniewrażliwiamy się na kamienne domy i liczne wieże i dochodzimy do wniosku, że w sumie, to możemy jechać dalej.

No ładne to San Gimignano było, jasne, że ładne.
Ale żeby jakieś wyjątkowe? Podobne w sumie do dalmackiego Trogiru może, a może do katalońskiego Pals, a może do innych średniowiecznych miasteczek?

Poniżej - jedna z bocznych uliczek Trogiru w 2007

Obrazek


No, w sumie to może te dziki były oryginalne ;@)))

Ryzykujemy wejściem w jeszcze jedną boczną uliczkę, bo mamy niedosyt i robimy toskański pejzażyk, który zamieściłem gdzieś powyżej.
Ostatnio edytowano 10.12.2010 13:39 przez Krystof, łącznie edytowano 3 razy
maslinka
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 15078
Dołączył(a): 02.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) maslinka » 07.12.2010 20:47

Krystof napisał(a):Piękny camping pod Florencją kosztował 86 euro za dwie doby (policzyli tak: 10 e dorosły, 5 euro dziecko, 3 euro za namiot).

Ale to chyba nie wszystko? Jeszcze auto, prąd i taxa. No chyba, że to już wliczone...
Jeśli by nas kosztował 23 euro za 2 osoby, to nie jest źle, podobnie jak w Cro.
A co to za camping, jeśli można wiedzieć :)

San Gimignano to jedno z miejsc, które na pewno trzeba odwiedzić, będąc w Toskanii. Jak oglądam zdjęcia z tego miasteczka, zawsze zachwycam się jego surowym pięknem. Urok średniowiecza, tak jak piszesz. Ale mówisz też, że nie zachwyca bardziej niż inne. Hmmm...
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 08.12.2010 08:48

10 e dorosły, 5 euro dziecko, 3 euro za namiot


13, nie 3 :oops:

jak pisałem, wyszło 86 euro za 2 noce, a camping (Maslinko) przecież opisuję powyżej ... hmmm, jedynka za czytanie ze zrozumieniem :wink:
Ostatnio edytowano 08.12.2010 10:08 przez Krystof, łącznie edytowano 1 raz
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 08.12.2010 09:04

Krystof napisał(a): ... hmmm, laska za czytanie ze zrozumieniem :wink:


8O


:lol: :lol: :lol:
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 08.12.2010 11:04

Pizza i pani pizzerwoman w San Gimignano

W drodze powrotnej jeszcze kolejna stała atrakcja zwiedzania włoskich miast - pizza!
Zamawiamy ja na głównej ulicy prowadzącej od bramy do rynku ze studnią (po prawej, jakby co). Wybór pizz nie jest zbyt duży. Podobnie jak i lokal i identycznie do umiejętności pani obsługującej ten sympatyczny punkt. Zdecydowanie to pierwszy tydzień pracy tej pani w pizzerii. Nie jej winą było, że pizza nie była jeszcze upieczona, jasne. Z resztą, to nawet lepiej, bo mieliśmy okazję zaobserwować, jak pan pizzerman z drożdżowej kulki (jednej z wielu, jakie przechowywał gotowe w cieple pod piecem) robi pizzowy placek! A oryginalne to było dlatego, że miał do tego specjalną prasę o okrągłym blacie. Kładł na nim kilkę, ciągnął wajchę dół, a kulka wówczas rozłaziła się równomiernie na wszystkie strony formując się w cienkie koło z ciasta o przekroju około 50 centymetrów. Potem hyc - posypanie składnikami i kolejne hyc - wizyta w piecu. Przyjemnie było popatrzeć na powstawanie naszej ulubionej potrawy!

Później pani próbowała naszą pizze pokroić. I nie umiała. Ciasto rwało się jej, robiła to bardzo nieporadnie i bardzo powoli. A my byliśmy tak głodni, że - jeszcze trochę - i wlazł bym do tej pani za kontuar i sam się obsłużył. Szczęściem nie komentowaliśmy jej poczynań. Nawet po cichu, serio! A czemu to niby takie szczęście? Ponieważ odbierając pizzę usłyszałem sympatycznie polskie "smacznego" okraszone uśmiechem twarzy o zdecydowanie słowiańskich rysach.
Uff, jak to dobrze powstrzymać się od złośliwych komentarzy! Czego każdemu życzę bez względu na tożsamość i narodowość krytykowanego!
Oto przesłanie dla dobra ludzkości!

Parking opuszczamy o 11.30, co oznacza, że byliśmy w SG 1,5 godziny. Znów jakoś tak krótko.
Ale dziś jeszcze zwiedzanie Sieny i poszukiwanie kolejnego campingu.

Siena

Dojazd do Sieny nie nastręczał kłopotów. Na włoskie drogi ponarzekać mogą jedynie Niemcy, jako naród kierowców rozbestwionych gęstą siecią autostrad. Normalny użytkownik dróg regionalnych czuje się we Włoszech, jak u siebie - drogi są kręte, mają przewężenia, dziury i ostre zakręty. Do tego kierowcy, im niżej na południe, jeżdżą coraz gorzej, choć w ich odczuciu zapewne lepiej.
Jedziemy więc spokojnie, w sposób adekwatny do pojazdu, jakim się poruszamy. Vany mają bowiem to do siebie, że kołyszą się na boki i nie lubią zakrętów.
Do Sieny dojeżdżamy na około 12.30, czyli po godzinie.

Parking w Sienie

Z parkingiem to od razu mieliśmy szczęście! W nawigację wbiłem sobie ulicę z docelową atrakcją - Piazza del Duomo z katedrą, która nas rzuciła na kolana, a której źle zrobione zdjęcie prezentuję poniżej.

Obrazek

No więc przemy prosto na stare miasto, coraz bliżej i bliżej. Przecież nikt z nas nie wygrał nóżek na loterii, żeby - jak jakieś ciecie - dymać z parkingu kilometry do duomo i na Il Campo!

Cieszymy się więc strasznie, że to już blisko i że jeszcze nie było żadnych zakazów wjazdów, a liczne szyldy zachęcają, by skręcić na któryś z parkingów! No i wreszcie jest - ten wybrany podziemny parking, tuż pod murami starego miasta! Podziemny - przecież nie zostawię auta w pełnym słońcu, jak jakiś frajer-pompka!

Impresja na temat parkowania w Sienie

Stoję więc pokornie w kolejce, przychodzi moment pobrania biletu. I nic -bilet nie wyskakuje, a szlaban nie podnosi się. A co teraz? Wtem coś do mnie gada z głośnika. Nie słucham, bo - primo - mówi po włosku, a secundo - myślałem, że to nieważny głos z taśmy. No więc trąbie na bezosobowy szlaban i wciskam dziesiątki razy guzik automatu do biletów. A głos szczeka do mnie nadal, ale jakoś tak, jakby osobiście i z zaangażowaniem! Skumałem, że bezpośrednio do mnie gada i wykoncypowałem, że wjazd, przy którym stoję stał się chwilowo nieczynny. Mówię do żony "aha, pewnie się tu zapełniło, pech. Musimy jechać do wjazdu 2 metry obok". No i wychodzę, pokazuję po włosku kierowcom, że "sorry - musimy się wszyscy wycofać do drugiego wjazdu, bo tu już nie wpuszczają!".

No i wycofujemy się (na szczęście tylko z 5 aut się za nami ustawiło) i hyc - już jesteśmy przy drugim wjeździe, już wciskam guzik, już czekam, aż szlaban ukłoni się w górę.

A tu jak na mnie nie wrzaśnie głośnik! Że co ja sobie wyobrażam, że przecież przed chwilą mnie ten głośnik przepędził, a ja znów się pcham gdzieś indziej i, że nie wpuszczą! A tymczasem patrzę - tam, gdzie staliśmy poprzednio auta znowu sobie jadą!

O Jezu, jak ja się wtedy zdenerwowałem! W sumie, to niewspółmiernie do sytuacji, ale ogromnie! Czego ja temu głośnikowi wtedy nie powiedziałem! O Monte Cassino, o obcokrajowców złym traktowaniu, o chamstwie. W różnych językach i na różne tematy. Bo zeźliło mnie, że inni sobie wjeżdżają, a ja mam się wycofać! Tak jakośpo ambicji mi chyba za bardzo pojechali z tego kukuruźnika.

I do dziś nie wiem, dlaczego!? Tak sobie myślę, że chodziło może o wysokość auta (deska na dachu), ale to chyba słaby argument ...
Aż wstyd, jak to wszystko sobie przypominam, trochę mnie wówczas poniosło ...

No i miało to, niestety, swoje reperkusje: kilka dni później słyszę w aucie taki oto monolog czteroletniego synka, który bawił się we Frania i Benia, czyli braci koala: "Franiu, faking szit, zepsuł nam się samolot"/ "idę, Beniu - o faking szit, trzeba go naprawić" ...

Kara nas spotkała z resztą też od razu i to w wielu postaciach:
- przez kolejne 40 minut jeździliśmy po Sienie - góra dół góra dół, bo to miasto na wzgórzach sobie spoczywa, w poszukiwaniu jakiegokolwiek miejsca do zaparkowania,
- w końcu daliśmy za wygraną i odjechaliśmy kilka kilometrów od starówki na jakieś nowoczesne osiedle i zaparkowaliśmy pomiędzy szkołą, a bankiem,
- cofając zrobiłem sobie wielkie wgniecenie z dziurą na wylot w zderzaku,
- dojście do starego miasta było baaaardzo długie i z bardzo poważnym błądzeniem - chodziliśmy w górę i w dół po schodach przy stadionie, przedzieraliśmy się przez jakieś dziury w płotach i sterty śmieci po targowisku ...
- zmęczeni nie mogliśmy znaleźć ani duomo, ani placu muszlowego ...
- a na koniec nie mogliśmy znaleźć tej cholernej drogi powrotnej, bo znowu zaufałem elektronice i wbiłem sobie miejsce w nawigację telefonie, tyle, że nie wbiłem!

To wszystko było za karę i słusznie. Ale za to katedra (6 euro za parę dorosłych, dzeci za darmo) była zdecydowanie w nagrodę!

Katedra

Z odnalezieniem katedry i kupnem biletów też z resztą było wesolutko. Bo sieneńską duomo zaszliśmy od tylca i podziwialiśmy ją od tej właśnie strony, przysiadając na schodkach pełnych innych turystów. Szczęściem zachciało nam się wejść do środka, a bogato zdobione drzwi tylne były zamknięte. Obeszliśmy więc katedrę dokoła, dzięki czemu naszym oczom ukazał się widok, jak na zdjęciu powyżej.

Stanęliśmy karnie w malutkiej kolejce do środka. We drzwiach, osoba specjalnie w tym celu zatrudniona, poinformowała nas, że bilety kupuje się gdzieś indziej - w innym budynku. Dziwnie to sobie wymyślili.
To wszystko stawało się jednak nieważne w momencie przekroczenia progów świątyni. Zobaczcie sami!

Obrazek
Ostatnio edytowano 31.12.2010 11:01 przez Krystof, łącznie edytowano 1 raz
maslinka
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 15078
Dołączył(a): 02.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) maslinka » 09.12.2010 10:18

Krystof napisał(a):
10 e dorosły, 5 euro dziecko, 3 euro za namiot


13, nie 3 :oops:

jak pisałem, wyszło 86 euro za 2 noce, a camping (Maslinko) przecież opisuję powyżej ... hmmm, jedynka za czytanie ze zrozumieniem :wink:

No cóż, tak bywa, szewc bez butów chodzi...

To nie brak czytania ze zrozumieniem, ale czytanie "z doskoku" :wink:
Już sobie wszystko znalazłam :)
Arek
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 8749
Dołączył(a): 15.03.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) Arek » 09.12.2010 11:01

Ja tu cały czas jestem. Jestem i czytam :)
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 09.12.2010 11:16

Szukamy campingu

Jak już wspomniałem, jest 16.00, czas odpoczynku pod rozłożystym cyprysem. A tu ani cyprysa, ani rozłożystego, ani campingu.

"To gdzie dziś się rozbijamy" - pytam sam siebie i współpasażerów. Pytanie jest retoryczne, bo to oczywiste, że będziemy jechać do oporu, by jutro mieć dłuższy dzień. Zastanawiamy się chwilę, co miało być po Sienie?

Może takie miasteczka: Pitigliano, Sorano, Saturnia - na granicy Toskanii, Lacjum i Umbrii?
Są od siebie nieco oddalone, ale przeurocze, no i camping niedaleko Grosetto piękny i niedrogi i nad morzem znalazłem?
Nie, nie - mamy dosyć jeżdżenia od miasteczka do miasteczka ... bo to znowu za dużo czasu spędzonego w aucie, w poszukiwaniu parkingu, straconego na dojście, wyjście, zachwyty itp, a te miasteczka to w sumie wszystkie takie same będą, więc po cholerę do nich jechać ;@)

Decydujemy się więc na okolice Orvieto!

Tam na pewno jechać warto. A wiecie, z czego słynie Orvieto i położona nieopodal Bolsena? Zacytuję informację z pewnego świętego źródła:
http://www.nasza-arka.pl/2002/rozdzial.php?numer=6&rozdzial=5

Zdarzyło się w 1263 r., że z pielgrzymką do grobu świętych Apostołów Piotra i Pawła wyruszył kapłan Piotr z Pragi. Na skutek szerzącej się herezji podważającej realną obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie także on zwątpił w tę Boską tajemnicę.
W Rzymie chciał odzyskać dar głębokiej wiary. Pielgrzymując znanym pątniczym szlakiem zatrzymał się w Bolsenie, by oprawić Mszę św. przy grobie św. Krystyny. [...]

Kiedy kapłan przystąpił do rozdzielania Komunii Świętej, jedna z Hostii nagle zaczęła krwawić. Najświętsza Krew przesączyła się przez jego palce i spłynęła na białe płótno korporału. Hostia, którą Piotr z Pragi nadal trzymał w dłoni, zachowała postać białego chleba. Ksiądz zawinął ją w korporał, włożył do kielicha i chciał powrócić do zakrystii. Wtem kilka kropel Krwi upadło na posadzkę. Piotr z Pragi zadrżał, krzyknął i stracił przytomność.

Świadkowie cudu stłoczyli się wokół ołtarza, podziwiając pozostawiony na nim korporał z 25 śladami krwi Chrystusa, tworzącymi na nim podobiznę Ukrzyżowanego. [...]

Kiedy wydarzył się opisywany cud, w pobliskim Orvieto przebywał właśnie papież Urban IV. Czym prędzej posłał on do Bolseny swoich teologów, którzy potwierdzili prawdziwość faktu, zabrali relikwię i wyruszyli z powrotem do Orvieto. Ojciec Święty wyszedł im wówczas na spotkanie, wziął korporał z Hostią z ich rąk i ukazał licznie zgromadzonym wiernym. To właśnie wydarzenie uznaje się za początek odprawiania procesji Bożego Ciała.

Dla godnego uczczenia relikwii w Orvieto wzniesiono potężną katedrę - jedno z arcydzieł światowej architektury gotyckiej. Dla Hostii i zakrwawionego korporału - umieszczonych w specjalnym relikwiarzu ze złota, srebra i emalii - wybudowano specjalną Kaplicę Korporału. Zachowano też skrwawione kamienie z bolseńskiego kościoła. Jeden z nich został wmurowany w ścianę za ołtarzem, przy którym zdarzył się cud, drugi - włożony do relikwiarza czci się dziś w czasie procesji Bożego Ciała.


I ta właśnie, opisywana powyżej katedra, stała się celem naszej kolejnej wyprawy!

Obrazek

Plan zakładał nocleg na campingu w pobliżu tego kilkunastotysięcznego, pięknego miasteczka na wzgórzu. Ponieważ odległość wydawała nam się niewielka, a obfitość tamtejszych campingów wręcz przeciwnie zdecydowaliśmy się dojechać nad jezioro Lago di Bolsena ...

W następnym odcinku:

- cud rozmnożenia kilometrów
- prysznice bez dachu
- brak filtrów do kawy
- ruchome chodniki w śrdniowiecznym domu
- zachwycająca katerda w Orvieto!
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Włochy - Italia



cron
Z Gdańska do Pompejów i z powrotem, szlaczkiem po bucie ... - strona ...
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone