Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Z Gdańska do Pompejów i z powrotem, szlaczkiem po bucie ...

We Włoszech znajduje się najstarszy na świecie uniwersytet, jest nim założony w 1088 roku Uniwersytet Boloński. Na terenie Włoch znajdują się 2 słynne wulkany: Etna i Wezuwiusz. We Włoszech trzykrotnie odbywały się igrzyska olimpijskie w latach 1956, 1960 i 2006. We Włoszech znajduje się 50 obiektów światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Modena we Włoszech to prawdziwa stolica samochodów sportowych, mieści się w niej 5 fabryk luksusowych samochodów sportowych: Ferrari, Maserati, Lamborghini, Pagani i De Tomasso.
maslinka
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 15078
Dołączył(a): 02.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) maslinka » 03.12.2010 16:16

Krystof, jak fajnie Cię znowu poczytać!
Cieszę się tym bardziej, że Toskania była w naszych planach (i wcale z nich nie zniknęła :D). Już nawet mieliśmy "wymyślone" campy i plan, co będziemy zwiedzać w okolicy. Zresztą Gargano było również na naszej liście.

Wy też jesteście namiotowcy, więc sobie pooglądam campingi, na których byliście i będę lepiej przygotowana do wyjazdu, kiedy on wreszcie nastąpi :P
Tylko poproszę o te foty, żebym miała co oglądać :wink:
Tymona
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2140
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tymona » 03.12.2010 17:00

Krystof napisał(a):Osoby oczekujące peanów na temat krainy z ckliwych powieści o Toskanii, marzące o przeprowadzce do kurzej chatki ziołami pachnącej, spragnione opisów pól lawendowych i pejzaży bezkresnych rzędami smukłych cyprysów poprzecinanych ... no więc te osoby uprzejmie, acz stanowczo upraszam o opuszczenie tej relacji
:lol: Już się zastanawiałam, czy "opuszczać" :wink: :lol: bo ja jednak z tych co ochają i achają :wink: :lol: ale co tu "opuszczać " jak taka prawda, że mityczna rzeczywistość, mityczną rzeczywistością, a życie życiem - w końcu nie na darmo się mawia, że życie nie jest pasmem bułek z masłem :wink:

pozdrawiam
:D
agniecha0103
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 555
Dołączył(a): 30.01.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) agniecha0103 » 03.12.2010 20:26

Pisz Krystof , bo calkiem fajnie ci to idzie.
Zdjęcia też mile widziane.
Pozdrawiam Agniecha.
Crayfish
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1744
Dołączył(a): 11.05.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Crayfish » 05.12.2010 16:18

Będą zdjęcia :?:
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 05.12.2010 17:51

Witajcie :@)

eL Robercie - z fotami zrobię, co się da! Muszę się po prostu na nowo nauczyć je wklejać, gdzieś przechowywać itp. Na razie nie mam pojęcia, jak to się robi :oops:

Oliwia - skoro składasz takie zamówienie, to wezmę pod uwagę szczegółowe opisy campingów, a jeśli nie to, to chociaż wrzepię do relacji ocenę, cenę i link :@)
Z fotami zrobię, co się da!

Tymona - nie opuszczaj relacji, wszystko, co złe zostanie uzasadnione!
Agnieszko - dzięki, motywujesz mnie ;@)
Crayfish - Z fotami zrobię, co się da!

Inna rzecz, że do fot to ja się tak raczej mało przykładam i potem są, jakie są :@(
I aparat też mam taki z małymi możliwościami ... Ale okej, zawalczę. Tyle, że musicie wiedzieć, że słownej ralacji będzie o to przykro.

pozdrowienia, Krystof
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 108172
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 05.12.2010 18:09

Krystof napisał(a):Witajcie :@)

eL Robercie - z fotami zrobię, co się da! Muszę się po prostu na nowo nauczyć je wklejać, gdzieś przechowywać itp. Na razie nie mam pojęcia, jak to się robi :oops:


Do wyboru:

http://fmix.pl/

http://www.iv.pl/index.php

Rejestrujesz się, logujesz, wrzucasz tam zdjęcia ... a potem nam :wink: :D
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 06.12.2010 09:16

dzięki Janusz - sprawa techniczna załatwiona, teraz tylko problem z wyborem najadekwatniejszych ... :roll:
maslinka
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 15078
Dołączył(a): 02.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) maslinka » 06.12.2010 09:20

Krystof napisał(a):Oliwia - skoro składasz takie zamówienie, to wezmę pod uwagę szczegółowe opisy campingów, a jeśli nie to, to chociaż wrzepię do relacji ocenę, cenę i link :@)
Z fotami zrobię, co się da!

Rozumiem, że Oliwia to do mnie :wink: Też ładnie :P

Subiektywna ocena campingów mile widziana. Dzięki!
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 06.12.2010 09:24

Rozumiem, że Oliwia to do mnie
Maslinka, tak sobie tylko pomyślałem, że przetłumaczę, jak by kto nie wiedział ...

Janusz - dziękuję, zdjęcia wklejają się, jak malowanie :D
Ostatnio edytowano 06.12.2010 19:29 przez Krystof, łącznie edytowano 1 raz
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 06.12.2010 10:39

12 lipca, poniedziałek, Piza i Lukka

Z Pizą to jest tak:

z przekory chętnie byśmy do niej nie pojechali. Na myśl o zdjęciach ludzi podpierających pochyłą wieżę różnymi częściami ciała to mi się tak trochę dziwnie robi ... Bo ja to raczej taki mało wesoły jestem, a na grupowe zabawy to wręcz zalergizowany. No ale Piza jest blisko, jest ładna, mała i przyjazna do zwiedzania. Tak sobie to wyobrażałem. No a poza tym, to nie można tak na przekór, bo w ten sposób, to nic byśmy nie zobaczyli.

Zatem jedziemy do Pizy - opis drogi zbędny, bo jedzie się łatwo. Chętnie bym sobie przypomniał i zanotował, czy jechaliśmy autobaną, ale nie wiem ... jak mi się przypomni, to dopiszę ;@) Pewne jest, że z campingu droga zajęła nam niecałą godzinę. Potem kręciliśmy się kolejne pół godziny po centrum szukając parkingu. Akurat była jakaś przebudowa i mieliśmy kłopot, by w dobrym kierunku zjechać z ronda. W końcu zjechaliśmy do parkingu podziemnego, o którym wiedzieliśmy tyle, że leży około trzy - cztery kilometry od katedry, która była naszym celem. To nawet dobrze - dzięki dalszej lokalizacji jest szansa, by zobaczyć więcej!
Zjeżdżamy zatem ślimakowym zjazdem pod ziemię. Gdy przejeżdżamy obok urwanego szlabanu mówię do żony "o, patrz, ktoś im szlaban urwał" i jadę dalej zadowolony, że auto będzie stało w cieniu. Wtem zauważam, że biegnie za nami jakiś człowiek. Generalnie to staram się nie reagować na takie zaczepki, więc nie robię sobie nic z tego, że biegnie za nami, macha rękami i coś krzyczy.
Gdybym wyczuł niebezpieczeństwo jakieś - ot, że może coś im zalało i wyrwa się zrobiła, albo że ślisko, to może i bym się zatrzymał. Ala lata doświadczenia mówią mi, że jak to zrobię, to się okaże, że muszę się wycofać, bo miejsca nie ma, że to dla pracowników tylko, albo coś bzdurnie innego, co zakłóci mój plan. Zawsze łatwiej to zignorować, a potem się wytłumaczyć, niż wysłuchiwać od razu.

Jedziemy zatem dalej, odnajdujemy wygodne (blisko windy) miejsce, wypakowujemy wózek-spacerówkę, wodę, przewodnik i coś-tam-jeszcze i idziemy szukać biletu parkingowego (nie pobrałem go, bo szlaban był urwany). No i dobiega do nas wreszcie nasz parkingowy maratończyk i cały zgrzany informuje mnie gniewne, że mu szlaban urwałem! Po co miałbym to zrobić pytam się skrycie, a jego oficjalnie informuję, że coś mu chyba na łeb padło! On awanturuje się nadal, ale jakoś tak coraz mniej widząc, że wychodzi na wariata ... stoimy spokojnie, z dziećmi, gotowi do zwiedzania, obok auta, na którym nie ma śladu uderzenia, ba - nawet otarcia (te dopiero porobią nam na parkingach Włosi później, że nie wspomnę, że sobie rozwalę zderzak parkując w Sienie na słupku).
Jak już się naawanturował, to powiedział przepraszam i uciekł. Ale wrócił po chwili z kwitem parkingowym i mapką, żeby nam pokazać, którędy do wieży.

Wyjeżdżamy zatem windą na powierzchnię i idziemy zwiedzać.
Spaceruje się miło. Miasto jest dość przyjazne dla pieszych.

(tak, tak, tu powklejam zdjęcia, ale trochę później!)

Idziemy sobie spokojnie obok tego i tamtego przechodzimy przez most, przez ładny plac ze średniowiecznymi fasadami budynków (Piazza dei Cavallieri), by dojść wreszcie jakby do końca miasta, gdzie rozpościera się duży plac z przepięknej urody kompleksem zabytków średniowiecznych o charakterze kościelnym.

Jesteśmy na Campo dei Miracolo (Pole cudów).

Zdecydowanie najładniejsza jest tu katedra ozdobiona piaskowcem, szkłem i majoliką z drzwiami z brązu. Przepiękne!

Obrazek

Sama wieża też jest interesująca. Może nie to dokładnie, że krzywa, ale to, że takbogato zdobiona i z arkadami!

Obrazek

Zachwyciło nas też baptysterium - to z kolei tym, że nie daje się jednoznacznie sklasyfikować architektonicznie. Bo bryła jest romańska, wieżyczki smukłe i gotyckie, a arkady renesansowe.

Obrazek

W tle zamajaczył jeszcze kompleks klasztorny, o którym nic nie wiem, poza tym, że fasada przypominała mi surowością pałac papieży w Awinionie.

Obrazek

Leżymy więc sobie w cieniu na trawniku i oglądamy te wszystkie cuda. Jemy sobie kruche ciastka, czytamy przewodnik i pijemy wodę. Najbardziej nam się podoba to, co akurat dla nas nowe - że kompleks kościelny składa się z osobnych budynków (co to za pomysł, by baptysterium i wieża kościelna nie było w bryle kościoła???) i że fasady są z marmuru i piaskowca (często poukładanego w poziome różnokolorowe pasy).

Dookoła przewalają się spore tłumy. Podziwiamy stojących w kolejkach. Nam się nie chce i tak już będzie do końca pobytu we Włoszech i to bez wyjątku - zgodnie z zasadą "gdzie jest kolejka, tam nie ma nas" ;@)

Jak już wspomniałem komunikacja piesza w Pizie to ława sprawa. Po prostu wszystkie drogi prowadzą do Palcu Cudów, bądź od niego w stronę środka miasta. Bez trudu określamy więc trafny azymut, by dostać się do parkingu inną paralelną drogą. Po drodze zjadamy sobie lody, którymi synek się cały upaprał. I tak już będzie do końca pobytu we Włoszech i to bez wyjątku - zgodnie z zasadą "gdy Kubuś je lody, to się musi upaprać". Bo na dworze jest po prostu za ciepło i lody za szybko się topią. Ot co. Na szczęście mamy mokre chustki i wodę. A lody we Włoszech są przepyszne!

Docieramy bez problemu do parkingu, płacimy (pewnie z 6 euro?), wyjeżdżamy. Kierujemy się w stronę Lukki. Jest godzina 10.25. Pizę "zrobiliśmy" w dwie godziny, co z perspektywy czasu wydaje mi się niemożliwe.
Na szczęście mamy notatki: wyjazd z campingu 9.30, dojazd do Pizy 10.25, wyjazd do Lukki 12.30.

Lukka

Cel osiągamy po 40 minutach. Dość szybko odnajdujemy też w Lucce parking. Wprawdzie wjechaliśmy pod prąd obok znaku z zakazem wjazdu, ale miejsce jest! I to w łatwym do zlokalizowania miejscu, bo obok jakiegoś dworca autobusowego, pod wysokimi murami obronnymi miasta, przy bramie wejściowej do założonego przez Etrusków rodzinnego miasta Pucciniego, dawnej kolonii Rzymskiej ...

Szybko odnajdujemy się w czasie i przestrzeni. Czas mówi "czas coś zjeść", a przestrzeń na to "jesteśmy niedaleko centrum" i "można coś zjeść, bo dalej będzie już tylko drożej" ;@)

Ponieważ jesteśmy turystami budżetowymi, a ja w dodatku jestem sknerą, przed decyzją o wyborze lokalu skanuję wzrokiem ceny. Nie mamy wprawdzie w planach homara, jednak różnica 2 euro na jednym trójkącie pizzy też robi swoje, skoro taki trójkąt kosztuje (w zależności od miejsca) 1 - 5 euro. Znajdujemy wreszcie sympatyczne miejsce z przystępnymi cenami (średnia 2,5 euro za tójkąt), zamawiamy, co trzeba i przystępujemy do konsumpcji naszej pierwszej włoskiej pizzy.
Oj, dobrze było, dobrze! Po zjedzeniu po trójkącie na osobę lecę po kolejne. Jest ciepło, my jesteśmy najedzeni, ale trudno sobie odmówić! Piza jest przepyszna!
Z węglowego pieca, pysznymi pomidorkami, pięknie pachnąca, świeża ... Najlepsza na świecie. Nasza kochana pizza z Lukki - długo ja będę pamiętał ...

Obrazek

Po objedzeniu się obiecujemy sobie, że zajdziemy tu jeszcze w drodze powrotnej, by się dobić koleją pizzą i wyruszamy na poszukiwania celów w Lucce:
- katedry z arkadami i płaskorzeźbą ze św. Marcinem

Obrazek

- kościoła San Michele in Foro - to taki, co ma te paski marmurowe

Obrazek

Obrazek

- bazyliki San Frediano

A po drodze odbywa się kontemplacja placów, fasad, podwórek i konsumpcja lodów wprawdzie włoskich, ale w formie gałek ;@)

Miasteczko jest przepiękne. Zdecydowanie polecam. Poza tym, że jest piękne to ma jeszcze ten walor, że ogląda się je szybko i sprawnie, bo nie jest rozległe. Place z kościołami są siebie blisko, a przejście od jednego do drugiego to dodatkowe doznania estetyczne :@)

I znów zdziwienie - w Lucce byliśmy w godzinach 13.06 - 14.56. Czyli bardzo krótko. Gdybym planował czasowo pobyt w tym mieście, to pewnie zarezerwowałbym sobie pół dnia. Tymczasem nam to zajęło dwie godziny. Jasne, pewnie ktoś sobie pomyśli zaraz, że "Lucca to miasto, w którym można siedzieć dwa tygodnie i jeszcze nie wszystko się zobaczy" i pewnie będzie to prawdą. Tyle, że żeby siedzieć w jednym mieście 2 tygodnie, to trzeba być rentierem - to jedno. A drugie to to, że mnie mierżą takie przewodnikowe pseudo-mądrości, bo niech każdy żyje, jak chce i da żyć w spokoju innym.

No więc Lukka zabrała nam dwie godziny. Może bylibyśmy tam dłużej, gdyby nie rezygnacja z drugiej tury pizzy :@)

Tak, czy tak prędziutko odnaleźliśmy parking, ja się jeszcze pilnie wdrapałem po skarpie na mury, skąd rozpościerał się przepiękny widok. Nie zrobiłem tam niestety żadnego zdjęcia, ponieważ cel wizyty na tym zadrzewionym odludziu był nieco inny, ale nie wspomnę jaki.

Zadowoleni z pobytu w przepięknym miejscu i z napełnionymi brzuchami ruszyliśmy w stronę Florencji! I tu zaczęły się schody - najpierw, nie ufając wszelkim możliwym sugestiom znaków drogowych, nie potrafiłem opuścić parkingu. Coś mi się zdawało, że jak pojadę zgodnie z przepisami ruchu, to udam się w złym kierunku. No a jak już wyjechałem z parkingu, to nie potrafiłem wyjechać z miasta.

I tak to, ulica po ulicy, zbliżyłem się w stronę San Michele in Foro, i w stronę San Frediano, i w stronę placu Pizza Anfiteatro, i znów San Michele i znów to samo, i podwórko piekarni, i parking uniwersytetu, i ciasne uliczki, i zatłoczone place, i zakaz ruch, i zakaz wjazdu, i jednokierunkowa, i chodnikiem, i ciasno, i głupio. W końcu się udało. Z obrzydzeniem spojrzałem na to głupie urządzenie na przedniej szybie, które mnie na te manowce wysłało. Oj, głupia ta nawigacja, głupia. Nie pierwszy i nie ostatni raz.
Jest 14. 56. Wyruszamy na kolejny camping - tym razem na pusty, przepiękny, kaskadowy camping z basenami we Florencji!

CDN
Ostatnio edytowano 06.12.2010 14:11 przez Krystof, łącznie edytowano 3 razy
maslinka
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 15078
Dołączył(a): 02.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) maslinka » 06.12.2010 10:51

Oliwia może być :) Moja chrześnica (która zresztą ma dzisiaj urodziny :)) ma tak na imię. Ja jestem Agnieszka i lubię oliwki, zwłaszcza te chorwackie :P

Krystof napisał(a):12 lipca, poniedziałek, Piza i Lukka

Z Pizą to jest tak:
z przekory chętnie byśmy nie pojechali. Na myśl o zdjęciach ludzi podpierających pochyłą wieżę różnymi częściami ciała to mi się tak trochę dziwnie robi … Bo ja to raczej taki mało wesoły jestem, a na grupowe zabawy to wręcz zalergizowany.

To podobnie jak ja. Co prawda jestem wesoła :wink:, ale na takie masowe zabawy też mam alergię.

Powklejaj jeszcze trochę zdjęć Pizy, bo jestem ciekawa, jak wygląda samo miasteczko. Byłam kiedyś (w dawnych czasach licealnych :wink:) tylko na Polu Cudów, pomniejsze atrakcje ominęliśmy, jak to bywa z objazdowymi wycieczkami autokarowymi :roll:
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 06.12.2010 11:40

Ja jestem Agnieszka
no to bardzo mi miło, sto lat odśpiewane, zdjęcia dołączę - muszę poszukać - na razie wrzucam te, które mam na podorędziu ;@)
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 06.12.2010 13:59

Dojazd z Lukki do Florencji zajmuje nam dobrą godzinę.

Mam tu na myśli przedmieścia Florencji, bo jak było dalej opisuję poniżej.

Wybrany przez nas camping mieści się we Florencji przy Via San Cristofano 2. Stosowny adres wbiłem w nawigację i od tej pory czułem, że mogę wyłączyć i intuicję i zdrowy rozsądek - Krzychu poprowadzi nas, jak po sznurku pod samą bramę campingu!

Dodam jeszcze, że totalnie nie pamiętałem, jak ten camping ma wyglądać. W celu wyszukania najlepszych miejsc przemeliorowałem wielokrotnie cały internet, stworzyłem dziesiątki dokumentów z opisami, zdjęciami, odległościami, dziesiątki arkuszy excelowych z porównywarką cen itp.

Pomysł miałem mianowicie taki, by - jeśli chodzi o same noclegi - wybrać najlepsze lokalizacje, od razu je wpisać do nawigacji i przejść do kolejnych etapów podróży, a uwierzcie, że jest ich u mnie zawsze wiele :@)

Jechałem więc na miejsce słuchając porad pana Krzysztofa. I tak dojechaliśmy do samej Florencji. Jakież było nasze zadowolenie, gdy okazało się, że w zasadzie jesteśmy w centrum, a nawigacja pokazuje, że do celu zostało 5 kilometrów, 3 kilometry, 1,7 kilometra.
Łudziliśmy się, że jedziemy do campingu miejskiego - takiego gdzieś w parku, jak to często bywa w dużych miastach. Dziwnie się zrobiło, gdy nawigacja nam kazała wjechać do strefy zamkniętej ... Ale i tam parłem bez zająknięcia, pamiętam nawet, jak sobie tłumaczyłem "aha, tylko dla mieszkańców i zaopatrzenia, a my - jak nic - jesteśmy mieszkańcami". No więc dałem się wmanewrować na stare miasto, w wąskie uliczki, gdzie czułem, że Madzia powoli zaczyna się robić za szeroka ...

Minęliśmy Ponte Vecchio - Most Most Złotników, najstarszy most we Florencji.

Obrazek

W oddali pomiędzy budynkami zamajaczyła duomo.

Obrazek

Usłyszałem "za 300 metrów dojedziesz do celu" i nadal, choć bez entuzjazmu, wierzyłem w zapewnienia pana Hołowczyca.

Byliśmy naszą Madzią na starówce we Florencji.
Po krótkim namyśle wygrzebałem notatki. Gdzie ten adres campingu, hmmm. Jest - Camp Internazionale Firenze, Via San Cristofano, Bottai - Impruneta, Firenze.

Mała pomyłka.
Oddalona 7 kilometrów od Florencji Impruneta, to nie Florencja. Ot, takie uproszczenie marketingowe w informacji o campingach we Florencji!

No to jak? Nie śpimy dziś na starówce?! Przed nami wydostanie się ze starego miasta i dalsza droga w poszukiwaniu campingu. Żegnaj Florencjo. Do jutra!

Prowadzeni do właściwego miejsca oddalamy się od centrum. Droga cały czas pnie się ku górze. Co jakiś czas widzimy dominujące ponad dachami miasta duomo. Ta budowla naprawdę robi ogromne wrażenie. Kopuła wyróżnia się wielkością i wysokością na tle innych dachów. Piękny widok! Po drodze mijamy miejski camping - leży na zboczu z widokiem na miasto.
http://www.ecvacanze.it/en/proprieta.php?idp=41

Przez chwilę zastanawiamy się, czy tam nie zostać. Jest pięknie położony -można by siedzieć przed namiotem i patrzeć na piękna Florencję. W dodatku do miasta stąd jest bardzo blisko.
Coś jednak powoduje, że nie zbaczamy - może to przez tłum autokarów na parkingu, może te setki samochodów nas zniechęcają?
Jedziemy dalej - przez dzielnicę bogatych patrycjuszy - mijamy piękne domy, piękne ogrody, gdzie stare, wysmukłe drzewa rzucają kojący cień. Piękne przedmieścia.

Camping we Florencji

Po około pół godzinie zajeżdżamy na camping: http://www.rentocamp.com/camping-internazionale-firenze.htm

Miejsce to nie ma niestety swojej strony, więc wrzuciłem jakiś przypadkowy link.
Liczę, że kilka moich zdjęć odda charakter miejsca: jest tu bardzo przestronnie, czysto, miejsca na namiot było bardzo dużo. Mieszkańcy zdecydowanie pochodzili z innych krajów zachodniej Europy.

Camping składa się z miejsc pod namioty i domków, które czasowo zajęte były przez zorganizowanych zwiedzających (pobyt na jedną noc, autokarem, później dalej w drogę).

Jest tu sklep (tak drogi, że piwo opłacało się brać z baru), również dość droga restauracja (w sumie to nie wiem, czy bar, czy restauracja, czy jedno i drugie w jednym - po jednej stronie sali stały stoliki z obrusami, po drugiej drewniane ławy i ławki, bez obrusa; a ceny i obsługa te same).

Toalety są bardzo czyste, w sumie - jak wszędzie, gdzie byliśmy.
Zdecydowanym plusem są tu baseny - piszę w liczbie mnogiej, bo jest jeden płytki ze schodkami i jeden głęboki z drabinkami. Woda w basenach jest ciepła, ogrzewa ją kładące się do snu słońce. Przepyszny relaks po długim zwiedzaniu zakurzonego miasta.

Camping jest w terenie górzystym, więc namioty stoją na tarasach. Bardzo dużych tarasach.

Refleksja na temat Belgów

Na takim tarasie byliśmy przez dłuższą część dnia całkiem sami. Później na placu obok rozbili się francuskojęzyczni Belgowie. Przyjechali większą grupą dużym autem (nowy transit, zdaje się) i wyglądali sympatycznie. Rozbili trzy namioty i puszczali lepszą muzykę (Red Hot Chilli Peppers, Nirvana, U2, Faith No More ... takie klimaty ogólnie). Przeszkadzało nam to - jak to cudze hałasy, ale było znośnie. Gorzej się zrobiło, gdy popili. Obudzili nas w środku nocy jakimś beznadziejnym dudnieniem. Jeden Belg wchodził do auta i puszczał swoją wiejską muzę - po chwili inny szedł za nim i robił ciszej, i tak w kółko.
A ja mam tak, że jak się obudzę, to już nie śpię, tylko czuwam. No więc strasznie mnie to zirytowało i postanowiłem iść się awanturować.
Tyle, że nie poszedłem, no bo ja już tak mam, że najpierw długo nie idę, bo mam włączoną tolerancję, ale jak już pójdę, to w niebezpieczeństwie, że będzie chryja.
Więc trzeba czasem wybrać, czy iść, czy nie. No i teraz jakoś się nie poczuwałem do awantury z pięcioma Belgami i dwiema "Belżkami" :@) Generalnie to sobie wykoncypowałem, że ci wszyscy Belgowie, to w sumie straszne chamy są.

Ale poczytajcie, co było rano!

No więc rano obudziły nas jakieś szmery - nasi sąsiedzi opuszczali camping. I co zrobili? Otóż - podaję w chronologicznej kolejności: zwinęli namioty, spakowali wszystko do auta, odjechali z pięć metrów dalej, po czym - z workami w rękach, tyralierą, w skupieniu, schyleni ... przeczesali cały swój teren w poszukiwaniu śmieci!!! Jak znaleźli - hyc do worka, a potem zbiorowo worki do śmietnika!!!

W życiu czegoś takiego nie widziałem u żadnego Belga!!!
A potem było jeszcze gorzej - wszyscy poprzebierali się w takie same koszulki z napisem "Toscana tour 2010", poubierali takie same chustki pod szyję i odjechali.

A żeby było śmieszniej, to my ich później jeszcze raz widzieliśmy w drodze autem do Florencji, jak sobie idą w tych koszulkach i tych chusteczkach, z plecaczkami, mapami i w ładnych butach do chodzenia ... Belgowie jedni!

No więc przyjechaliśmy na ten piękny camping, zjedliśmy parówki z lidla i poszliśmy na basen. A na basenie było cudownie. A po basenie jeszcze pizza, i wino, i w ogóle super sprawa takie wakacje!

CDN
Ostatnio edytowano 31.12.2010 10:58 przez Krystof, łącznie edytowano 2 razy
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 06.12.2010 15:24

Dzień kolejny, wtorek, dziś jedziemy do Florencji

Zwiedzanie rozpoczynamy koło 11.00 mimo, że z campingu wyjechaliśmy koło 9.00.
A było to tak:

W recepcji zasięgnęliśmy języka, jak to jest dojechać do Florencji autobusem. No i jest dobrze: 1 euro za osobę, autobus ma przystanek z 400 metrów od campingu, a do Florencji dojeżdża w około pół godziny i to do centrum. Summa sumarum decydujemy się jechać samochodem. A bo to i tamto ... nie po to mamy samochód, żeby autobusami jeździć. No i oczywiście popełniliśmy błąd ...

Dojazd do Florencji nie był ani długi, ani skomplikowany. W przeciwieństwie do znalezienia parkingu, którego w pobliżu centrum po porostu nie było. Wolnego, płatnego miejsca szukaliśmy ze czterdzieści minut! I to jeżdżąc przy murach miasta w tą i z powrotem. 40 minut w nerwach, w rozgrzanym samochodzie, widząc przez okna autobusy z campingów pełne roześmianych twarzy turystów! Paliwo się wypalało, sprzęgło grzało, czas leciał ...

W końcu jest! Ojej, wjechałem, ale wyjeżdżam, bo wszyscy mają identyfikatory jakieś, a ja nie.
W końcu jest! Ojej, mamy za długi samochód!
W końcu jest! Ojej, mamy za szeroki samochód!

W końcu jest. Jest i jest. Ulica Gusciana, albo Petrarki - to takie równoległe siebie, nie pamiętam, która to była, w każdym bądź razie - pod murami miasta. A mury długie, długie, idzie się i idzie, a za każdym wyłomem i zakrętem kolejny fragment takiego samego muru.

Wysiadamy i biegnę do parkometru (2-3 euro za godzinę chyba) wrzucać monety. Stoję i obliczam sobie - 5,6 godzin, potrzebuję tyle i tyle ... Źle. Mam za mało monet i tylko banknot 50 euro. Podchodzą jacyś Włosi - "można?" - pytam. "Nie" - odpowiadają zgodnie z prawdą.
Podchodzą kolejni - udają, że mnie nie rozumieją, jeszcze inni - że nie słyszą - czuję się jak żebrak.
Biegnę do kolektury toto - nie, do spożywczaka - nie, do warzywniaka -nie, do kaset video - też nie. Jestem bardzo daleko od auta, auto daleko od bramy starego miasta Porta Romana.
Dupoza niemiłosierna z tymi monetami!

O, może tutaj? W progu arabskiej knajpy stoi Arab i ćmi papierosa. Wygłaszam błagalną formułę - on, że tak, ale przy sobie nie ma i zaprasza do środka.
A w środku monet do wyboru do koloru, a wszystkie takie okrąglutkie! Więc mi apetyt rośnie: "ej, a rozmienisz mi 100, a nie 50? A może być po jeden i dwa euro?". A pan miły tylko rozmienia i się uśmiecha, że okej, nie ma sprawy. Bomba sprawa taki miły kelner na obczyźnie!

Więc wracam z obwisłą kieszenią do połykacza monet z nadzieją, że mandatu mi nikt jeszcze nie wrzepił i wrzucam mu do paszczy te monety arabsko-europejskie i wyruszamy, przez Porta Romana, potem ulicą Via Romana, potem obok Piazza de Pitti, gdzie stoi renesansowy pałac Pittich, gdzie później mieszkali sobie Medyceusze.

Oto on - ten pałac

Obrazek

No i dalej przez Most Złotników, który od środka wygląda jak zwykła ulica

Obrazek

I dalej - do galerii Uffizich (oczywiście nie do środka, bo kolejki i za duży obiekt, by go ogarnąć)

Obrazek

Za to most dobrze stąd widać!

Obrazek

I dalej, przez plac z fontanną Neptuna, pełen przeróżnych Michałów Aniołów ...

Obrazek

... i pięknych podwórek ...

Obrazek

... aż do ogromnej Duomo!

Obrazek

Obrazek
Ostatnio edytowano 31.12.2010 10:58 przez Krystof, łącznie edytowano 4 razy
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 06.12.2010 16:37

A do duomo (Katedra Santa Maria del Fiore) kilometrowe kolejki. I to żeby jedna kolejka do jednego obiektu ...
Nie, nie, nie - to nie tak łatwo! Osobna kolejka do duomo, osobna do wieży Giotta, osobna do skarbca i jeszcze jedna do baptysterium z pięknymi Drzwiami Raju (z brązu i pozłacane - aż warto sobie poskrobać).

Obrazek

Dla każdego coś miłego. No więc nie stoimy, choć szkoda.
Obchodzimy te cudeńka kilka razy dookoła, próbujemy zrobić zdjęcia jakieś, ale obiektyw tego nie ogarnia i biegniemy dalej.

Dookoła biegają grupy Japończyków. I przypomina mi się taka oto opowieść.

A było to przed trzema laty w Wenecji.

Zaparkowaliśmy wówczas samochód na takim ogromnym, wielopiętrowym parkingu obok kanału. Plan zakładał, by przepłynąć się autobusem od tego parkingu do Placu św. Marka.

Obrazek

Poszliśmy więc do przystani wodnych autobusów i zdecydowali na kurs jakiegoś przypadkowego naganiacza, który właśnie miał odpłynąć. Zdecydowałem się na rejs pod warunkiem, że nie zapłacę za dziecko i wózek, tylko za dorosłych. Przewoźnik zgodził się i zaprosił nas na pokład.

Wniosłem wózek i zacząłem się przepychać pomiędzy ławkami. Wtem stop - zablokowałem się.
Szarpię więc w te i z powrotem z wózkiem, a on nic. No zaklinowany. Pcham na siłę, a nuż ten wózek jakoś przecisnę. Cisnąć tak nie zauważam jednak, że napieram na nogę japońskiego turysty, która akurat znalazła się wózkowi na drodze - ot taka tam normalna sprawa.

Pan miał całą nogę porozjeżdżaną kółkiem wózka, ale się chyba nie gniewał. Potrzepał się, pomasował, ukłonił. Ja go za to serdecznie przeprosiłem i po sprawie.

Tyle, że nie do końca.

Po kilkugodzinnym pobycie w Wenecji wróciliśmy na parking. Próbuję wyjechać, a tu się okazuje, że brama jest zamknięta. I ciemno jakoś w dodatku. No nic tylko wycofać i szukać innego wyjazdu.
Cofam więc sobie i cofam, aż się zatrzymałem, żeby zobaczyć, co tam ktoś przy opłatomacie majstruje.
No i gdy tak sobie stałem ktoś mi puka w szybę - postać ma twarz wykrzywioną bólem i kłania się na bok i ten bok sobie masuje.
Otwieram szybę, a pan coś do mnie mówi i pokazuje mi, że go autem w biodro stuknąłem, i że go boli. No to wysiadam, by sprawę wyjaśnić - patrzę - a to mój Japończyk z tramwaju wodnego tak się na tym parkingu skręca!
I patrzy na mnie z niedowierzaniem, że to ja znowu, a jego żona - gdy mnie zobaczyła - to mało ze śmiechu spazmów nie dostała. Poskłanialiśmy się więc sobie znów i w drogę ...

No taka opowieść mi się przypomniała właśnie, gdy tych dookoła duomo Japończyków biegających dostrzegłem.

No a Wenecja, jak to Wenecja - ładnie, choć mokro ...

Obrazek

Brzydko, choć sucho ...

Obrazek

Szeroko i mokro.

Obrazek
Ostatnio edytowano 09.12.2010 19:45 przez Krystof, łącznie edytowano 1 raz
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Włochy - Italia

cron
Z Gdańska do Pompejów i z powrotem, szlaczkiem po bucie ... - strona ...
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone