Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Z Gdańska do Madrytu i z powrotem - samolotem i autem

Nazwa kraju Hiszpania wywodzi się od słowa Ispania, które oznacza Ziemię Królików. Język hiszpański wymieniany jest w pierwszej piątce najczęściej używanych języków na świecie. Najdłuższą rzeką Hiszpanii jest rzeka Ebro, licząca sobie 930 kilometrów. Hiszpanie to naród uwielbiający grę na loterii. Zdrapki można kupić na rogu każdej ulicy.
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59727
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 16.08.2011 11:19

taurus napisał(a):Miło popatrzeć na znajome miejsca.

Jak najbardziej. :)

A teraz jeden z najpiękniejszych alkazarów...

Pozdrawiam,
Wojtek
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 16.08.2011 11:32

A teraz jeden z najpiękniejszych alkazarów...
:wink:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 16.08.2011 11:58

A drugie wydarzenie miało miejsce po wyjściu z alkazaru, gdy pełni wrażeń postanowiliśmy zrekompensować ich brak dzieciom. Krótko mówiąc - szukaliśmy lodów. Pierwotnie szukaliśmy czegoś konkretnego do zjedzenia, ale odstręczyły nas ceny. Skończyło się więc na lodach, których szukaliśmy błądząc po takich mniej więcej uliczkach-bubliczkach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

No i znaleźliśmy miejsce z lodami, i zamówiliśmy dzieciom po gałce, a ważne było w tym wszystkim to: pani, wiedząc, że chodzi o jedną "bolę" wzięła wafelek (rożek) i dokładnie wypełniła go lodową treścią aż po samo dno.

Później nabrała największą porcję lodów, jaką umiała i nałożyła na wierzch "loda właściwego", starając się, by to, co mogło spadać po bokach, ułożyć znów na lodowym szczycie.
Gdy wydała się być zadowolona z dzieła, wyciągnęła w moją stronę rękę z lodem, nie spuszczając go z oka.
I już gdy go miałem chwycić, na twarzy pani Lodzi pojawił się grymas, przechyliła na bok głowę, cmoknęła, powiedziała coś jakby "eh", czy jakoś tak "hmmm", cofnęła rękę i na to lodowe monstrum nałożyła jeszcze nieco lodowej treści, uznając, że przed chwilą było jej za mało, bo jeszcze się nieco zmieści. I ta scena utwierdziła mnie w przekonaniu, że Hiszpanie imponują mi swoim podejściem do życia.

Pewnie odebrałem fałszywy obraz społeczeństwa? Być może w mieście, na wsi, na północy, na południu, w urzędzie ... jest inaczej? Ja chcę jednak myśleć, że Hiszpanie tacy właśnie są i kombinować, jak tu jeszcze kiedyś znów przyjechać na wakacje!
taurus
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 698
Dołączył(a): 11.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) taurus » 16.08.2011 14:00

Lodów w Hiszpanii to nie jadłem ale smaku Sangrii w pewnej małej miejscowości oraz widoku ogrodów, witraży i mozaiki zarówno w kościołach jak i zabytkach po arabskich nigdy nie zapomnę.

Pozdrawiam
Ostatnio edytowano 17.08.2011 10:17 przez taurus, łącznie edytowano 1 raz
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 17.08.2011 09:32

Po opuszczeniu alkazaru, zjedzeniu lodów i przechadzce po uliczkach dla turystów podejmujemy decyzję o wycofaniu się w stronę campingu Villsom. Po drodze podejmujemy jednak jeszcze jedną próbę zjedzenia obiadu. Tym razem wchodzimy do knajpy typowo tubylczej - nie jest ładnie, wnętrze zajmują ewidentnie sami Hiszpanie, na stołach leżą klejące ceraty, ale ceny są przystępne. Wyszukujemy więc sobie wolny stolik, siadamy i ... marzniemy! Z sufitów atakuje nas bowiem ziąb klimatyzatorów, których temperatura na wylocie nie może być inna niż powiewu zimowego powietrza podczas wieczornego wietrzenia pokoju. W Polsce rzecz jasna.
Siedzimy, marzniemy, wstajemy, wychodzimy. Nie jemy, idziemy.
W drodze do parkingu ogarnia mnie żal, że już mamy opuścić Sewillę. Próbuję walczyć, że może jeszcze arena, dom Piłata, kiczowaty Plac Hiszpański? Przegrywam 3 do jednego. Większość jest zmęczona i chce do basenu. Trochę mi szkoda, a trochę też chcę do basenu. Walczę ze sobą wewnętrznie, przełykam gorycz świadomości, że nie po to oszczędzamy cały rok, by teraz dupę w basenie moczyć, bo to można robić wszędzie i postuluję, by zatoczyć ostatni krąg uliczkami dookoła parkingu. W ten sposób, całkiem przypadkowo, sądząc, że jest gdzieś indziej i daleko, natrafiamy na Torre del Oro, czyli Złotą Wieżę. Czyli wieżę po prostu, wcale nie ze złota, a z kamieni. Tyle, że przechowywano w niej niegdyś złoto i podobno była też kiedyś obłożona złotymi azulejos.
A zbudowali ją Maurowie w XIII wieku, jako element ogromnego systemu obronnego miasta (166 wież). Razem z nieistniejącą już drugą bliźniaczą wieżą po drugiej stronie Gwadalkiwiru stanowiła też ciekawą blokadę ruchu w porcie rzecznym - między wieżami przeciągano linę, która skutecznie uniemożliwiała ruch statków.

Obrazek

Dziś podobne akcje podejmują związki zawodowe, lecz nie potrzebują do tego wieży. Choćby dziś (17 lipca) strajkująca polska kolej wstrzymała wszystkie pociągi. Ot taki psikus dla dzieci wracających z wakacji.

Ad rem. Robimy wieży zdjęcie, cieszymy się, że nie postanowiliśmy wcześniej umieścić jej na liście rzeczy koniecznych do odnalezienia i usatysfakcjonowani idziemy na parking. Opłata (ok. 6 euro), wyjazd pod górkę i krótka decyzja, że nie - nie złamię przepisów i nie skręcę na zakazie w lewo, w stronę wyjazdu z miasta, lecz w prawo i zawrócę.
I był to wielki błąd!
Bo zjazdu w lewo nie ma, a uliczki po prawej nie zachęcają do wjechania (są często jednokierunkowe i boję się podjąć ryzyko - a nuż mnie gdzieś wywiodą do centrum zakorkowanego! Tym bardziej, że jadę wciąż lewym pasem wielopasmowej drogi i nagłe skręcenie w prawo byłoby dość brawurowe. Po kilku kilometrach oddalania się w przeciwnym kierunku pojawia się wreszcie rondo i nadzieja na zawrócenie. Manewr kończy się sukcesem! Jesteśmy na głównej drodze i jedziemy we właściwym kierunku w stronę wylotu z miasta. A tu kolejna niespodzianka. Jadę prawym pasem, bo nie chcę pędzić. A tu nagle okazuje się, że prosto (pod mostem) jadą tylko dwa skrajnie lewe pasy. Skrajnie prawy skręca w prawo, jego sąsiad po lewej w lewo. Nie mogąc wbić się pod most podejmuję decyzję, że już lepiej będzie skręcić w prawo, w ten sposób łatwiej wrócę na główną. Nic bardziej mylnego. Skręcamy w kolejną autostradopodobną arterię, wjeżdżamy na most, widzimy port na rzece Gwadalkiwir, nawigacja w telefonie szleje, na szczęście od kilku dni jesteśmy przełączeni na sterowanie mózgowe. Jesteśmy tam, gdzie nas być nie powinno. Droga z campingu do centrum Sewilli zajęła nam ok. 20 minut. Droga powrotna trwa już jej wielokrotność, a światełka w tunelu nie widać.
Nieważne.
W końcu dojechaliśmy w znajome nam okolice, zrobiliśmy w lidlu zakupy, a termometr pokazywał w aucie 43 stopnie. Iść na basen to dobry pomysł!
Wieczorem robimy małe podsumowanie ostatnich dwóch dni. Zobaczyliśmy tak wiele, mamy głowę napakowaną Tylkom wrażeniami, że postanawiamy, co następuje: jutro jedziemy do Portugalii, odpoczywamy nad oceanem kilka dni i wracamy do Andaluzji po kolejne doznania estetyczne urbanistyczne!
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59727
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 17.08.2011 10:14

Krystof napisał(a):A tu kolejna niespodzianka. Jadę prawym pasem, bo nie chcę pędzić. A tu nagle okazuje się, że prosto (pod mostem) jadą tylko dwa skrajnie lewe pasy. Skrajnie prawy skręca w prawo, jego sąsiad po lewej w lewo. Nie mogąc wbić się pod most podejmuję decyzję, że już lepiej będzie skręcić w prawo, w ten sposób łatwiej wrócę na główną. Nic bardziej mylnego.

:lol:
Sorry... Ale - miło, ze nie mnie jednemu się takie przypadki zdarzają. ;)

Pozdrawiam,
Wojtek
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18984
Dołączył(a): 26.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 17.08.2011 14:22

Wspaniały ten alkazar , na lody też mi smak narobiłeś . . .

Franz napisał(a):Sorry... Ale - miło, ze nie mnie jednemu się takie przypadki zdarzają. ;)



Całkowicie to rozumiem :lol: w ten sposób " zwiedzałem " Amsterdam jakieś dwadzieścia lat temu :lol: przynajmniej odwiedziłem kilka miejsc , do których się nie wybierałem , a okazały się bardzo ciekawe :D


Pozdrawiam
Piotr
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 17.08.2011 14:25

przynajmniej odwiedziłem kilka miejsc , do których się nie wybierałem , a okazały się bardzo ciekawe


grunt, to wyszukać sobie w tym całym zamieszaniu jakiś pozytyw ;@)))
LRobert
Cromaniak
Posty: 4129
Dołączył(a): 09.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) LRobert » 17.08.2011 20:10

Bardzo ładnie. "Rzymskie" w Rzymie to nie zawsze się sprawdza. My greckie ogladaliśmy na Sycylii. :lol:
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 18.08.2011 07:51

LRobert napisał(a):Bardzo ładnie. "Rzymskie" w Rzymie to nie zawsze się sprawdza. My greckie ogladaliśmy na Sycylii. :lol:


spoko, widzę, że moja teoria budzi emocje 8)

a ja tylko piszę o topie, o cereme de la creme, o tych najważniejszych, tak uogólniam sobie po prostu: Kordoba to Mezquita i Alkazar, a Rzym, to koloseum i różne tam takie - po prostu nie mam parcia na poślednie atrakcje, zanim nie nasycę się tymi najważniejszymi
helen
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2045
Dołączył(a): 08.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) helen » 18.08.2011 16:26

Ja chcę jednak myśleć, że Hiszpanie tacy właśnie są i kombinować, jak tu jeszcze kiedyś znów przyjechać na wakacje!


Mamy tak samo, a lody jedliśmy pyszne i też nam nakładając nie żałowali, kombinować też będziemy, jak się da... Czekam na dalsze cudne zdjęcia. Fajnie się z Wami zwiedza.
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 18.08.2011 20:03

helen napisał(a):
Ja chcę jednak myśleć, że Hiszpanie tacy właśnie są i kombinować, jak tu jeszcze kiedyś znów przyjechać na wakacje!


Mamy tak samo, a lody jedliśmy pyszne i też nam nakładając nie żałowali, kombinować też będziemy, jak się da... Czekam na dalsze cudne zdjęcia. Fajnie się z Wami zwiedza.


:D
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 23.08.2011 14:46

PORTUGALIA

Dojazd z okolic Sewilli do Portugalii nie zajmuje zbyt wiele czasu. Na dobrą sprawę do granicy to trochę ponad 150 kilometrów autostradą. Pakujemy się więc i radośnie mkniemy z Dos Hermanas w stronę Sewilli (20 minut), a później już kierunek na Huelva w Hiszpanii i potem dalej na Portugalię.

Obrazek

Po drodze mijamy długi, graniczny most i już planujemy, czego my tu nie zwiedzimy, nie zobaczymy, nie zrobimy. Najpierw chcemy zjechać do przygranicznego Castro Marim - tu obejrzymy pradawny zamek. Nie oglądamy. A bo jest za wcześnie, albo za późno i trzeba wreszcie jechać coś zjeść.
No to decydujemy, że połączymy jedzenie ze zwiedzeniem jakiegoś miasteczka. Jest to decyzja ukierunkowana na dzieci - mają myśleć, że szukamy pizzerii, podczas, gdy tak naprawdę zrobimy sobie spacer po ładnym miasteczku. A pizza, rzecz jasna, będzie też.
Tym miasteczkiem jest Tavira. Zgrabnie zjeżdżamy z autostrady, świetnymi drogami zjeżdżamy z gór w stronę oceanu. Jezdnia jest nowa, bez dziur, oznakowanie genialne, skrzyżowania bezkolizyjne. Po około dziesięciu minutach wjeżdżamy do miasteczka i, kierując się na centrum, zajmujemy płatne miejsce postojowe w cieniu krzewów i kościółka.
Dziarskim krokiem zmierzamy do największej atrakcji miasta - centrum ulokowanego przy rzece, nad którą stoją przepiękne domy patrycjuszy. No i przejść się nadrzecznym deptakiem, to - zdaniem autorów przewodnika - również nie lada atrakcja. Docieramy. Lampka bezpieczeństwa zapaliła mi się wprawdzie wcześniej, ale cóż, nadal czekałem na olśnienia.

Słynny Ponte Romana

Obrazek

Słynne i rzekomo piękne domy patrycjuszy

Obrazek

Oglądamy miasteczko, oglądamy menu w licznych portowych knajpkach. Słyszałem, że w Portugalii jada się dobrze i tanio. Niestety, tego pierwszego nie było dane nam zaznać, to drugie się również nie sprawdziło. Po licznych poszukiwaniach obiadu i atrakcji turystycznych lądujemy u sympatycznego Araba. Kebab i dwie skromne primavery w dzielnicy mechaników samochodowych, w barze, a nie restauracji kosztują 20 euro. Jedzenie jest świeże i smaczne. Fakt. Co do ceny, to widzicie sami.
Wracamy z powrotem przez most i idziemy na lody. Pyszne.

Obrazek

Po około dwóch godzinach opuszczamy Tavirę. Po przeżytym dysonansie poznawczym pomiędzy tym, co napisane, a tym, co zobaczone postanawiamy nie upierać się, że zwiedzimy inne miasteczka Algarve. No, może Lagos albo Faro, jakoś po drodze. Ale tylko po drodze. No i może jeszcze coś przy okazji kilkudniowego pobytu nad oceanem. No bo coś tu trzeba robić, gdzieś trzeba na te zakupy pojechać, coś zobaczyć i przeżyć. No bo wciąż myślimy, że zostaniemy na Algarve kilka dni.

Wyjeżdżamy z Taviry i pędzimy dalej na zachód w stronę Lagos, w którego okolicy wyszukałem wcześniej ze trzy przyzwoite campingi. Mijamy Faro, tłoczną Albufeirę, Portimao. Droga biegnie szybko, bo i kilometrów do zrobienia jest niewiele. Od granicy z Hiszpanią w miejscowości Ayamonte, aż do samego końca Portugalii jest zaledwie 160 kilometrów. My jedziemy do Lagos, więc o około 30 mniej.

Ostatecznie wybieramy camping sieci Orbitur. O ten http://orbitur.pt/parque-presentacion.p ... &parque=VL

W pobliżu są wprawdzie ładniejsze campingi (mijamy je po drodze), ale decydujemy się na ten, bo może kiedyś skorzystamy z tej sieci planując objazd po całej Portugalii. Chcemy się więc przyjrzeć cenom, zabrać jakieś foldery itp.
Wjeżdżamy, parkujemy, na ładnej portierni załatwiam sprawy papierkowe i jedziemy sobie wybrać miejsce. A miejsc jest do wyboru, do koloru. Ogromny plac i wszędzie pusto. Wybieramy parcelę pod drzewkiem i cieszymy się, że mamy dużo miejsca i cienia. Po rozpakowaniu stały punkt programu - basen!

Obrazek

Cieszy nas niezmiernie, choć również i nieco dziwi, że basen cieszy się tak małym zainteresowaniem.
Rozbieramy się i buch! Dopada nas fala zimnego powietrza. Jest po prostu pieruńsko zimno. Liczymy, że uda nam się ukryć wodzie. Wskakujemy i buch! Dopada nas fala zimnej wody.
Jest niedobrze. W wodzie zimno (około 23 stopnie), na powierzchni nie do wytrzymania (około 19). Obgadujemy temat i decydujemy się uderzyć nad ocean. Plan jest taki, by dotrzeć do najładniejszych widoków w okolicach Lagos.
Informację dokąd pojechać uzyskuję wraz z mapką w recepcji. Celem jest Ponta da Piedade w Lagos.

Dojeżdżamy bez większych problemów. Na klifie wieje, ale jest przyjemnie ciepło. W Ponta da Piedade droga kończy się dużym bezpłatnym parkingiem. Obok jest restauracja, sklep z pamiątkami, jakieś toalety. I pełno nieregularnych dróżek wydeptanych przez turystów zdążających w stronę pięknych widoków.

Obrazek

Obrazek

Chodzimy sobie po klifie, pilnujemy dzieci, by zbyt się nie wychylały, robimy dziesiątki zdjęć. A tu nagle tabliczka "do jaskiń".
No, jak do jaskiń, to do jaskiń. Idziemy!
Droga prowadzi stromymi schodkami w dół. A jaskiń wciąż nie widać. W końcu dochodzimy do końca ścieżki. Zamiast jaskiń - ocean. I co teraz?

Obrazek

Problem rozwiązuje wielojęzyczny naganiacz: "10 euro za dorosłego, 5 za dziecko", informuje w kilku językach i nakłania do wybrania łodzi. Zagaduję, że okej, ale jedno dziecko gratis, czyli poproszę o rabat. Pan zgadza się i mówi, że pieniądze płacę po rejsie kapitanowi statku. Sprawdzam, czy mam 25 euro gotówki i ładujemy się do łódki. Czeka nas ponad pół godziny pływania po oceanie! W jaskiniach, pomiędzy skałami, przy pięknych plażach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

To była piękna wycieczka! Łódka kołysała się na falach, widoki były przepiękne. Synek co chwilę maczał w oceanie rękę i oblizywał ją. Ewidentny brak jakiegoś pierwiastka w organizmie ;@)
Pełną kontemplację piękna natury przerywał mi co chwilę kapitan. Pukał mnie co rusz w plecy i informował, co przedstawia skała, do której akurat dopłynęliśmy. Jakby to miało jakieś znaczenie. Ale widać dla wielu miało, bo panu bardzo zależało, bym zobaczył w skale King Konga, wielbłąda, dinozaura, małpę i Bóg jeden wie, co jeszcze. Początkowo zdarzało mi się nie widzieć w skalnych odłamkach postaci. Pan wówczas zatrzymywał łódkę i pokazywał mi skałę dokładnie, a na koniec czekał, aż zrobię zdjęcie. Nauczyłem się więc szybko rozpoznawać żądane kształty i pozorowałem uzyskanie wspaniałego ujęcia. Bardzo go cieszyło, że jestem taki pojętny.

Bardzo zadowoleni ze spontanicznej wycieczki wracamy na parking. Po drodze kupujemy kogucika z magnesem (na lodówkę) i kogucika w szklanej kulce. Wyroby są bardzo ładnie wykonane, dobrej jakości. Różnią się od tych spotykanych gdzieś indziej. Jakby nie chińskie.

Niesieni entuzjazmem powycieczkowym postanawiamy odwiedzić jedną z plaż, jakie widzieliśmy z perspektywy wody. Wybieramy tę najbliższą, parkujemy na drodze dojazdowej do restauracji nad plażą i schodkami schodzimy do oceanu.

Obrazek

Woda jest piekielnie zimna i nadaje się głównie do tego, by z niej szybko wybiegać.

Obrazek

Nie zostajemy na niej długo. Po wymoczeniu nóg jedziemy z powrotem na camping. Mijamy centrum Lagos z decyzją, że go nie spenetrujmy. Trochę szkoda. Może są tam jakieś wyjątkowe domy patrycjuszy? Nie podejmujemy jednak ryzyka, tym bardziej, że tłum w pobliżu centrum jest dość gęsty. Nie chce nam się przedzierać samochodem, szukać parkingu itp. Jesteśmy wydmuchani słonym, wilgotnym wiatrem, zmęczeni i głodni. Szybko do sklepu i na camping!
Po drodze robię fajne zakupy w portugalskich "trzech muszkieterach". Różnica pomiędzy sklepem hiszpańskim, a portugalskim jest między innymi taka, że w tym drugim wiszą wielkie płaty suszonych dorszy. Wiszą i pachną. A pachną alternatywnie, mówiąc oględnie. Żałuję, że nie zrobiłem im zdjęcia. Będę chyba musiał tam wrócić!

Docieramy na camping i znów marzniemy. Coś jest nie tak z tym miejscem. Nie chcemy tu dłużej zostać. Postanawiamy, że jutro pojedziemy zobaczyć, jak wygląda koniec Europy, a potem przeniesiemy się znów do miejsca, w którym wysokie temperatury wycisną z nas ostatnie poty. W międzyczasie odbieramy telefony z Polski i dowiadujemy się, że u nas jest 14 - 16 stopni, leje i ogólnie można dostać depresji. To ja już wolę 43 stopnie w Sewilli. Uciekajmy stąd! Wieczorem ubieramy na siebie wszystkie rzeczy i przykrywamy się wszystkim, co mamy. Zimno. Jutro rano się spakujemy, obejrzymy klify na przylądku św. Wincenta, zapoznamy się naocznie z ogromem oceanu i pojedziemy się wygrzać w El Puerto de Santa Maria pod Kadyksem!
janusz.w.
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1672
Dołączył(a): 21.07.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) janusz.w. » 23.08.2011 15:12

...brrrrrrr... :wink: zimno mi się zrobiło :roll:

pozdr
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 23.08.2011 15:17

janusz.w. napisał(a):...brrrrrrr... :wink: zimno mi się zrobiło :roll:


ale i tak lepsze takie zimno, niż swojskie ... :wink: :roll:
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Hiszpania - España



cron
Z Gdańska do Madrytu i z powrotem - samolotem i autem - strona 9
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2025 Wszystkie prawa zastrzeżone