W Kordobie, jak to w Kordobie…
Jest tu mezquita z drogim biletem (ponad 60 euro za 4 osoby, w większości niechętne, by wejść i podziwiać).
Jest „alkazar chrześcijańskich monarchów”.
Jest Puente Romano de Cordoba.
Są uliczki i bubliczki. Są sklepy, w których szukamy pamiątek dla najbliższych… A te pamiątki – im więcej zwiedzamy, im więcej odwiedzamy miast i krajów, są coraz brzydsze, coraz bardziej tandetne, bardziej uniwersalne, coraz to mniej przyklejone do miejsca i kraju. Różni je często tylko nazwa miasta, państwa, regionu… naklejona na produkcie.
Kupujemy więc to, co kojarzy nam się z Andaluzją (kafelki azulejos z magnesem) i spacerujemy sobie przyjemnie dalej.
W drodze powrotnej do samochodu zatrzymujemy się w „kawiarni” na kawę i regionalne wypieki – słone i słodkie. Zamawiamy różne rzeczy, by każdy miał okazję spróbować czegoś innego. Wcześniej zrobiliśmy zakupy na kolację, jednak przy świadomości braku lodówki nie wyszły najlepiej… I to jest campingowy problem!
A na campingu pod Kordobą było gorąco… oj gorąco.
Ulokowaliśmy się na zacienionej parceli (zajętych było ok. 3% miejsc) i poszliśmy na basen.
A woda w basenie była tak ciepła, że niemalże można było w tym basenie iść spać. To znaczy można by było, gdyby nie to, że basen zamykali o 21.00 i tyle.
A na basenie prawie zero ludzi (bo przy obłożeniu campingu dwoma namiotami i dwoma przyczepami trudno o tłok), zero ratownika i piękne skoki do wody!
Chociaż nie… nie takie pustki… raz kąpali się z nami Niemcy, którzy przyjechali na camping równolegle z nami w dwie starsze pary. Przeszkadzali nam w skokach, bo postanowili sobie popływać – w tę i z powrotem, w tę i z powrotem…
A gdy poszli, to z kolei przyszedł młody tato z dzieckiem i w tym basenie strasznie szaleli. I tak źle i tak niedobrze.
A jeszcze taka toaletowa impresja… Na drzwiach toalet wisiały kartki mniej więcej takiej treści:
„W trosce o Państwa zadowolenie, najwyższy standard obsługi i bezwarunkową czystość toalet dyrekcja campingu zdecydowała się zdemontować klapy sedesowe”.
A ja się pytam, a gdzie panie sprzątaczki???
Zdumienie nie przerodziło się - rzecz jasna - w złość, a raczej w wesołość, bo zabrzmiało mi to swojsko, jakby nasi tu byli, jak słynny misiowy bareizm:
„Dzisiaj w godzinach popołudniowych w Warszawie narodziła się nowa, świecka, tradycja – Dzień Pieszego Pasażera, który to dzień z pewnością wejdzie na stałe do naszego kalendarza. Tańcem i zabawą uczcili warszawiacy ten nowy, jakże piękny podarunek tramwajarzy. Festyn z okazji Dnia Pieszego Pasażera, zakończy się pokazem sztucznych ogni.”
Generalnie polecam camping Albolafia (http://www.campingalbolafia.com).
Parcele są tam obszerne, czyste, zacienione. Basen przyjemny, z ciepłą wodą, czynny do około 21.00. Jest tam cicho i spokojnie, bo miejsce leży z dala od wszelkiej cywilizacji. Minusem będzie zapewne brak restauracji, bo – zdaje się – nie ma takiego miejsca na tym campingu.
Za dodatkową korzyść można uznać bliskość Kordoby.
Kilka zdjęć