Kolejny dzień.Który to już dzień? W środę przylecieliśmy i spaliśmy w Madrycie, w czwartek było Caceres, w piątek dojazd do Lizbony… aha, dziś jest sobota!
Dziś jest sobota, a wczoraj postanowiliśmy, że w sobotę pojedziemy do Lizbony – Alfamy i może do Belem, w niedzielę do Sintry, a w poniedziałek to się zobaczy – może do oceanarium, może do Belem, może poszwędamy się jakoś niezobowiązująco po okolicach, albo po Lizbonie? A może pojedziemy z zagubioną walizką nad ocean (bo taki mieliśmy plan, by z Lizbony pojechać na kilka dni nad ocean…!).
Pomijając nieistotne szczegóły dzień rozpoczęliśmy od wizyty w recepcji campingu – „jest moja zagubiona walizka?” – „nie ma”.
I pojechaliśmy sobie autobusem do Lizbony.
Po drodze na przystanek znalazłem plan miasta, który wypadł prawdopodobnie któremuś z turystów, którzy szedł tą samą drogą na przystanek chwilę przed nami.
Dojazd z campingu do miasta autobusem jest tak fajny (i kosztuje na osobę około 2 euro), że naprawdę nie warto jechać autem!
Autobus 714 jedzie bowiem najpierw do Belem (klasztor Hieronimitów, wieża Belem, Pomnik Odkrywców), a potem z Belem do Rua Da prata – stąd pieszo idzie się do Zamku Św. Jerzego, Katedry Se, generalnie do atrakcji Alfamy.
Hmmm, może czas na nudny kącik porad?
KĄCIK PORAD - komunikacja w LizbonieBilety można kupić w żółtych budkach „Carris”, w oddziałach poczty oraz na wszystkich stacjach metra oraz niektórych stacjach kolejowych lub u kierowcy (drożej).
Druga opcja to zakup zielonej karty magnetycznej „7 Colinas / Viva - zakup karty kosztuje €0.50, a zasila się ją na trzy różne sposoby i można kupić:
- pojedynczy bilet na autobus, tramwaj lub metro za €1.40,
- bilet 24 godzinny na tramwaje, metro, windy, autobusy i niektóre pociągi miejskie – koszt €6,
- opcję „zapping”, czyli możliwość doładowania karty określoną kwotą i korzystania ze wszystkich środków transportu komunikacji miejskiej w Lizbonie (metro, tramwaje, autobusy sieci Carris, windy, pociągi miejskie i promy);
doładowanie wynosi od 2€ do 15€, a przy każdym doładowaniu dostajemy bonus pieniężny na kartę. W tej opcji pojedyncza podróż kosztuje tylko €1.25 (zamiast 1,80 u kierowcy).
Bilety upoważniają do przejazdów również legendarnym tramwajem 28…
oraz windami (elevador).
Zatem pojechaliśmy sobie autobusem do Lizbony.
Po drodze na przystanek autobusu 714 znalazłem plan miasta, który wypadł prawdopodobnie któremuś z turystów, którzy szedł tą samą drogą na przystanek chwilę przed nami.
Chwilę po przyjściu na przystanek nadjechał nasz autobus, wsiedliśmy więc wraz z grupką turystów z różnych zakątków świata przednimi drzwiami, by kupić bilety i usadowiliśmy się na siedzeniach. Mieliśmy chwilkę, by zaplanować zwiedzanie…
Zapytałem panią siedzącą obok (skoro była z Francji mówiła tylko po francusku), gdzie dokładnie ma przystanki nasz 417. Okazało się, że – zgodnie z przewidywaniami w Belem, a trasę kończy na placu Figueria, co nam bardzo odpowiadało, bo to w centrum – blisko atrakcji wszelakich.
Plac Figueria
Droga upłynęła bardzo przyjemnie – nie byłem kierowcą, co jasne, więc miałem czas na zwiedzanie miasta z okien autobusu. Ten śmigał ulicami bardzo sprawnie, mijając samochody i budynki czasem na szerokość żyletki. Precyzja wynikała z doświadczenia i płci kierowcy – kobiety są dokładniejsze od mężczyzn, jak sądzę?
Mijaliśmy więc domy z fasami z kafelków azulejos, Belem z klasztorem Hieronimitów…
most Vasco da Gama…
Aż dojechaliśmy po około 40 minutach na miejsce.
Cel pierwszy – okolice Zamku św. Jerzego.
Szło się do niego cały czas pod górę. Kto wie, ten wie, że Lizbona leży na siedmiu wzgórzach – tak, jak Rzym i pewnie jeszcze kilka innych miast. Natomiast rzadko które miasto ma takie rozwiązanie, jak Lizbona. Otóż na wzgórza w Lizbonie można się dostać pieszo, tramwajem lub windą! Wsiada się do takiej windy (koszt przejazdu tramwajem, czyli od euro do dwóch euro) na dole i hyc – po chwili jest się na wzgórzu. Bardzo fajne rozwiązanie dla leniwych Amerykanów oraz – rzecz jasna – Lizbończyków, którzy trudne miejskie rasy muszą pokonywać codziennie i przez całe trudne życie…
Ponieważ Lizbona ma wzgórza, to ma też fajne tarasy widokowe, których jest wiele. Oto widok z jednego z nich.
W drodze do zamku
Do zamku nie weszliśmy. Przyznam, ze względu na ogromny koszt oraz dlatego, że nie zamierzaliśmy go zwiedzać, a jedynie odpocząć sobie na jego dziedzińcu – na jednym z placów widokowych. Odpoczęliśmy więc u jego podnóża słuchając piosenek fado w wykonaniu tego jegomościa…
Po obejrzeniu z zewnątrz Zamku św. Jerzego postanowiliśmy poszwę dać się po Alfamie obierając za cel nabrzeże Tagu i Katedrę Se.
Oto nieopisane efekty szwędania
Restauracja
Podejrzane wnętrze
Ciasno, ciasno
CDN, a w nim... "Przygoda z męskim fryzjerem"!!!