17 lipca
Wstajemy około piątej, dzięki czemu udaje się nam ruszyć w trasę jakiś kwadrans pod szóstej.
Przed ósmą jesteśmy w Neumie. Tankujemy i dalej w drogę. W dolinie Neretvy kupujemy na jednym z tamtejszych straganów ostatnie w tym roku świeże smokvy. Potem jeszcze jakaś godzina kluczenia po górskich drogach w okolicy Ploče i docieramy do autostrady.
Gorrrąco! W okolicy Zadaru temperatura dochodzi do 37 stopni.
Z autostrady zjeżdżamy w Karlovaču. Chcieliśmy zrobić to na wcześniejszym zjeździe, ale zjazd ów - Novigrad - wyekspirował! No kiedyś był, a teraz go nie ma! Albo go dobrze ktoś schował!
Z Karlovača kierujemy się na przejście graniczne Jurovski Brod/Križevska vas. Tylko raz, ale, niestety, już na samym początku, udaje nam się źle skręcić, dzięki czemu mamy okazję pozwiedzać nieco chorwackie pogranicze.
Tuż przed przejściem granicznym uzupełniam braki paliwa (prawie pusty bak). Na przejściu - zero samochodów w stronę Słowenii, z drugiej strony - cztery, może pięć, z czego bodaj dwa na polskich tablicach.
Tuż po przekroczeniu granicy rzut oka na mapę... Nie wiem, może nie odkrywamy Ameryki, ale przejście to wygląda nam na niezłą alternatywę dla przejścia Donji Macelj/Gruškovje, z opcją objazdu przez Mureck. Czyli: od granicy austriacko-słoweńskiej jedziemy na Maribor, potem do Celje (łącznie 75 km), potem drogą nr 5 jedziemy do miejscowości Drnovo, gdzie jest wjazd na autostradę Zagrzeb-Ljubljana (54 km), ową autostradą jedziemy 25 km w kierunku Ljubljany do Novo Mesta, gdzie zjeżdżamy na drogę nr 105. Po kolejnych 27 km jesteśmy na granicy, a po następnych 34 - w Karlovaču...
Odległości niemal te same co przy jeździe przez Donji Macelj/Gruškovje. Co prawda opcja ta wymaga wykupienia słoweńskiej winietki, ale trzeba pamiętać, że odpada płacenie za chorwacką autostradę na odcinku granica-Karlovač... Kilka euro więcej za komfort ominięcia korków na wspomnianym przejściu i na obwodnicy Zagrzebia - bezcenne!
Czy to tylko tak mi dobrze wygląda, czy może ktoś już ten wariant przerabiał i rzecz nie wygląda w aż tak różowych barwach?
Tuż przed Novo Mestem, przy zjeździe do wsi Gornja Težka Voda, jemy obiadek w przydrożnej restauracji. W karcie znajdujemy m.in. żabie udka, ale nie decydujemy się na ten specjał. Akurat w knajpie odbywa się jakaś impreza rodzinna, mamy więc za fri koncert tubylczej piosenki biesiadnej.
W Novo Mesto wjeżdżamy na autostradę i kierujemy się na Ljubljanę, potem na Kranj i Jesenice.
A potem - Karawankentunnel (płatny ekstra 6,5 euro) i już jesteśmy w Austrii. Potem jeszcze raz trzeba zapłacić za jakieś tunele (9,5 euro). Ajajaj, nie sprawdziło się przed wjazdem, to teraz trzeba trochę pocierpieć.
Zaczęło chmurzyć się jeszcze przed granicą słoweńsko-austriacką, wciąż było jednak duszno i parno. Po drugiej stronie Karawankentunnel świeci jeszcze słońce, ale, jak się wkrótce okaże, całkiem niedługo.
Im bliżej Salzburga, tym bardziej robi się tak:
Na jakieś sześćdziesiąt kilometrów przed miastem wpadamy w burzę - oberwanie chmury, pioruny, jezdnia zalana strumieniami wody.
Łomamuniu!
I do tego nagły zjazd temperatury. Gdy wyskakuję na jednym z parkingów z synem na małe siusiu, zimno telepie naszymi przytransportowanymi dopiero co z innej strefy klimatycznej ciałami...
Po drodze mijamy górujący nad autostradą Schloss Hohenwerfen. Zamek imponująco wygląda na tle gór. Kiedyś grał w słynnym filmie "Tylko dla orłów&", a obecnie mieści się w nim - podobno - ośrodek szkolenia austriackiej policji.
Niestety, nie ma gdzie się zatrzymać, by uwiecznić to cudo na zdjęciach, a zatem muszę posiłkować się czymś takim:
http://en.wikipedia.org/wiki/Burg_Hohenwerfen
Po 19 dojeżdżamy do naszego hotelu:
http://www.hotel-gerl.at/de/
I to nawet bez błądzenia!
Czy pogoda pozwoli na realizację naszych ambitnych jutrzejszych planów?