napisał(a) Franz » 18.01.2013 17:14
Kolejny dzień zaczynamy wcześniej, niż zwykle. Pobudka o 6:50 - dziś Gomera!
Uwijamy się szybko i schodzimy przed hotel, gdzie właśnie zajeżdża jeep. Wskakujemy i kierowca rusza z kopyta. Rwie po pustych o tej porze ulicach, kierując się do Los Cristianos. Po drodze zatrzymujemy się, dobierając pasażerów i kiedy lądujemy w porcie, widać, że nasza grupa składa się głównie z Polaków i Niemców.
Zjawia się przewodniczka i od razu prosi, żeby nie regulować odbiorników. Rzeczywiście, głos ma - powiedzmy - charakterystyczny. Kaczor Donald? Nelly Rokita?.. Chyba coś pośredniego; od razu jednak uprzedzę - bardzo miła, a przy tym konkretna i rzeczowa dziewczyna.
Lokujemy się na promie i wkrótce zostawiamy Tenerefę w tyle, a że odległość do Gomery nie jest wielka, to nasza nieznana wyspa szybko rośnie w oczach.