napisał(a) Franz » 25.11.2023 18:23
W trakcie rozmowy staram się rzucać skrótowe tłumaczenia po polsku, żeby Bea również była na bieżąco, ale okazuje się, że ona praktycznie wszystko rozumie, mimo iż hiszpańskiego nigdy się nie uczyła. Cóż - chyba obaj z komendantem wyrażamy się dosyć obrazowo... Tymczasem dowiadujemy się szczegółów wczorajszej akcji. Natychmiast po otrzymaniu zgłoszenia policja z Tarajal wyruszyła w miejsce zdarzenia. Po niedługim czasie zauważyli jadący z przeciwka samochód, który na ich widok gwałtownie skręcił w boczna drogę. Tknięci przeczuciem, rozpoczęli pościg, jednocześnie zarządzając przez telefon blokadę możliwych wariantów ucieczki. Nie wiem, ile jest posterunków na Fuerteventurze, jednakowoż blokada zakończyła się sukcesem, bo dopadli uciekiniera i szybko ustalili, że to właśnie jego szukali.
Niestety, sukces był połowiczny, gdyż - jak się okazało - skradzionych przedmiotów złodziej przy sobie nie posiadał. Jak to możliwe? Cóż - powiedział, że na widok policji wyrzucił wszystko przez okno, pozbywając się dowodów rzeczowych. Aż dziwne, że w tej sytuacji w ogóle się do kradzieży przyznał... Ale może hiszpańska policja ma swoje metody. Tak czy owak, nam to wiele nie pomogło. W tej sytuacji sierżant pokazuje nam dokładnie przebieg trasy pościgu, sugerując, że może uda się nam coś odnaleźć. Przyznaję, że w tym momencie odczuwam spory zawód, ale nie znam zakresu obowiązków policji ani na Wyspach Kanaryjskich, ani nawet w Polsce, w związku z czym decydujemy się na rozpoczęcie poszukiwań we własnym zakresie.
Na zakończenie naszego pobytu na posterunku, Bea podpisuje zeznania - oczywiście spisane po hiszpańsku - po czym z kopią, która ma nam pomóc w późniejszych formalnościach, żegnamy się z lokalną władzą.