napisał(a) Franz » 10.08.2011 13:58
W pierwszej chwili zaniemówiliśmy.
Odezwaliśmy się chyba dopiero w czwartej, a może nawet w piątej chwili. Co mówiliśmy? Żeby uniknąć ochów i achów, nie będę przytaczał, jakimi słowami wyrażaliśmy swoje wrażenia.
Za to poświęcę chwilę samej nazwie tego miejsca, które czasem występuje również w liczbie mnogiej - Yeguas. Otóż, "yegua", to kobyła. To jest proste, można znaleźć w słowniku. Trochę gorzej rzecz się ma z pierwszym słowem. O ile nazwa ta jest stosowana czasami do wąskich przesmyków, o tyle nie występuje w tym brzmieniu w słownikach języka hiszpańskiego. Można jednak przyjąć, że byłaby to forma rzeczownika odsłownego od czasownika "degollar".
A cóż znaczy "degollar"? No cóż, cytuję: "poderżnąć gardło", "urządzić rzeź"...
Na szczęście, nie widać tu jakoś końskich kościotrupów, powracamy więc do podziwiania krajobrazów.
Szosa ucieka w głąb Barranco de Fataga, znikając pośród wypłaszczających się w dali, zielonych stoków wąwozu. Najpierw jednak przecina bliskie pionu ściany kanionu, kilkaset metrów nad jego dnem. Za chwilę i my tamtędy pojedziemy.