Lidia K napisał(a):Myślę, że jednak nie zupełnie oto chodzi. Z naszego jedynego przyjazdu tą trasą wyciągnęliśmy jednak inne wnioski. Popularność tego miejsca jest dla Rumunów tym samym czym dla Polaków popularność szlaku nad Morskie Oko. W ładny sierpniowy weekend ciągną i tam i u nas ogromne tłumy.
Tak, jak Mariusz napisał. Mówimy tu o dwóch różnych kwestiach.
Dałaś,
Małgosiu, dobry przykład: Transfagariana w Rumunii i Morskie Oko w Polsce. Tam ciągną Rumuni, tu Polacy. Więcej nawet! Zdarza mi się rozmawiać z Rumunami - czy to podczas wędrówek, czy przy wieczornym ognisku. Spotkałem się z ciekawym punktem widzenia. Otóż usłyszałem coś takiego:
- Mamy w kraju takich, którzy jeszcze nigdy Transfagarianą nie jechali!
A więc dla niektórych, przejazd tą trasą należy wręcz do moralnego obowiązku. Na szczęście u nas nie ma czegoś takiego w stosunku np. do Morskiego Oka.
Ale mówimy ciągle o czymś lokalnym, krajowym. Natomiast ja szukałem wytłumaczenia, dlaczego w pewnych kręgach turystycznych
w Polsce Transfagariana jest wciąż takim zjawiskiem. Odległościowo podobnie, a czasowo szybciej - i jest się w Austrii, we Włoszech, gdzie takich szos jest około mnóstwa. Dla bardziej wymagających są węższe dróżki - zarówno asfaltowe, jak i szutrowe.
O tym mówiłem, że to sława utrzymująca sie z czasów, kiedy paszport był tylko dla nielicznych.
Lidia K napisał(a):Wiemy z obserwacji, że Rumuni uwielbiają biwakowe życie i cała dolina, w której poprowadzono trasę tranfogaraską była usłana grillami, namiotami, grupami odpoczywających rumuńskich turystów.
Bardzo słuszne spostrzeżenie! Ze wszystkich nacji, z jakimi zdarzyło mi się wejść w kontakt, Rumuni w największym stopniu uwielbiają pikniki, biwaki na świeżym powietrzu z rozstawieniem namiotu lub bez.
Ale to dotyczy wielu, wielu miejsc, górskich dolin, potoków - nie tylko tej trasy. Tu jest ich więcej niż w innych miejscach, bo szosa ułatwia dojazd (no i może dochodzi ten aspekt dumy narodowej). Ale takich piknikujących, biwakujących spotykam w przeróżnych górach lub terenach podgórskich.
Pozdrawiam,
Wojtek