PrzygotowaniaNasza trójka (mąż, córka i ja) ma poważny dylemat przy wyborze miejsca trzeciej podróży do Cro: gdzie startujemy
Tzn. każdy ma swoje typy, Laura - na Brač lub Pag !!!, mąż -pchajmy się dalej, na samo południe, zas mnie się marzy Istria...ale ponieważ nie udało mi się na owej znaleźć właściwego miejsca (ciągle liczę, że znajdę
), decydujemy się na południe. Z małym bonusem, który wpadł mi do głowy, ku uciesze nastolatki: ruszamy na Peljesač, a w drodze powrotnej na Pag, by nacieszyć się niesamowitymi plażami tej wyspy
Pierwszy cel podróży: RastokeNo to ruszamy! Nad ranem 29 lipca. Auto w gotowości, pobudka, "drobny" dreszczyk emocji, wciśnij"start", jedziemy
Pogoda...no właśnie, poruszając się na południe ciągle uciekaliśmy przed frontem burzowo-deszczowym, który zaznaczył swą obecność na Dolnym Śląsku, zalewając nie małe co nie co.
Tym razem postanowiliśmy pojechać inną trasą, przez Alpy: Zawidów-Praga-Linz-Graz- dalej jak zwykle. Po raz pierwszy mieliśmy problem z winietą w Czechach, ze względu na porę. To nic, że objechaliśmy Liberec kilka razy w poszukiwaniu odpowiedniej stacji benzynowej
Najważniejsze, że się udało!
Alpy...zapierające dech w piersiach widoki, alpejskie łąki...tych nie było jak sfotografować
Kierowca jechał zbyt szybko
Dla tych widoków byłam gotowa znieść dłuuuugi Gleinalmtunnel, który trzeba było przejechać. Jakieś 8 km z hakiem
Przeżyłam, choć lekko nie było.
Dalsza podróż przebiegała bez udziwnień. No prawie, bo po raz pierwszy postanowiliśmy ominąć płatną w Słowenii. Więc emocje były. Opisy tej trasy okazały się niepotrzebnie zagmatwane-bynajmniej dla mnie, pilota. Za to GPS poprowadził nas bezbłędnie. Widoki piękne, polecam!
Na wysokości Karlovacza poczuliśmy uderzenie temperatury- Chorwacjo witaj!
Ok.16.00 szczęśliwie dobiliśmy celu podróży i...front nas dogonił
Rastoke przywitało nas deszczem. Zgroza! Przecież mamy zwiedzać wodospady i strumyki!
Zakwaterowaliśmy się u Pani Any(zbieżność imion przypadkowa
),króciutka drzemka, aparat w dłoń i w drogę!
Wioska Winnetou nie zawiodła naszych oczekiwań:
Dobiegał nas gwar nadwodnych knajpek i zapachy z nich płynące, gruczoły pracowały, ale trzeba było zdążyć przed zmrokiem ze zdjęciami
Kolację zjedliśmy w jednej z knajp mieszczącej się w budynku, gdzie kupowało się bilety na teren skansenu. Warte zauważenia- przy rachunku odliczano kwotę za bilety. Tym miłym akcentem zakończył się dzionek pełen wrażeń
Kolejnego dnia wczesna pobudka i ruszamy nad Jadran! Wreszcie!