Zgodnie z zapowiedzią - kontynuuję! Dzisiaj Hvar - Stari Grad i Hvar.
W Starim Gradzie zatrzymaliśmy się na nieco dłużej, bardzo nam się spodobał (być może to zasługa naszych gospodarzy dzięki którym często raczyliśmy się proskiem....).
Stari Grad ma uroczy ryneczek pełny knajp...
masę krętych, poplątanych uliczek...
i swoją własną Siberiję!
oraz chyba najbardziej wąski dom, jaki widziałam w całym swoim krótkim życiu;)
dużo tych zdjęć, ale miasteczko jest wyjątkowo fotogeniczne;)
nie udało mi się niestety objąć całego placyku, a szkoda, bo był bardzo uroczy...
Osobiście najbardziej zachwyciły mnie podwórka, ukryte gdzieś w labiryncie uliczek, pełne kwiatów, z "domową atmosferą" - zakradliśmy się cicho, żeby zrobić zdjęcia
Plaża przy hotelach nie była najgorsza, przede wszystkim nie było tego okropnego betonu, którego po prostu nie lubię, jakoś lepiej to wyglądało - no i wejście do wody też całkiem miłe, zwłaszcza, jak ktoś ma dzieci - jak widać płycizna jest oddzielona takimi dużymi kamieniami:
Stari Grad z daleka:
Po 3 dniach zwiedzania, kąpania i gadania z naszym gospodarzem udaliśmy się autostopem do Hvaru. Dinko ostrzegał nas, że jest pełny turystów, a ceny są o wiele wyzsze niż w innych miejscowościach (przede wszystkim dlatego, że znajduje się tam największy na hvarze port , można spotkać masę wypasionych łodzi - widzieliśmy najdroższa motorówkę na świecie!), mimo to nie zraziliśmy się - chcieliśmy go zobaczyć, może przenocować, a i tak musieliśmy go odwiedzić, bo chcieliśmy się udać dalej promem w stronę Korculi.
Zlapaliśmy najpierw podwózkę do przystani promowej w Starim Gradzie (jest parę kilometrów dalej od samego miasta), a potem dalej udaliśmy się do samego Hvaru z sympatycznymi Włochami.
Oczywiście pierwsze zdjęcie jakie zrobiłam to słynna twierdza, na którą niestety nie weszliśmy...
A to Hvar "z góry" - widok zapowiadał całkiem przyjemne miasto, nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, co czekało nas dalej.
zeszliśmy wąskimi uliczkami do samego centrum i wpadliśmy w dziki tłum turystów - masy ludzi, pełne knajpy, upał jak diabli i nie ma nawet pół darmowej ławeczki żeby usiąść!
Zagarnęliśmy mapę w informacji turystycznej (jak z każdego miejsca, które odwiedziliśmy) i zastanawialiśmy się co by tu robić... Pochodziliśmy trochę, ale nasze plecaki dały nam się we znaki, więc postanowiliśmy ten czas spędzić na plaży, około 17 mieliśmy prom do Velej Luki, na Korculi. Uznaliśmy, że nie zostajemy na noc, ponieważ przeraziły nas tłumy ludzi i okazało się że Dinko miał rację - ceny koszmarnie wysokie, chociaż samo miasteczko bardzo mi się podobało...
W końcu trafiliśmy na pokład naszego "luksusowego" promu, z którego wyszło chyba miliard ludzi - przypłynął ze Splitu (takim jeszcze nie płynęłam! miał nawet telewizor!) i popłynęliśmy w kierunku Velej Luki:
papa, Hvarze:)!