Wjeżdżamy do Mostaru. Mam spore oczekiwania w stosunku do tego miasta, tyle się naczytałam o jego pięknie i wyjątkowej atmosferze. Próbujemy znaleźć parking strzeżony, nie chcemy w Bośni zostawiać auta gdziekolwiek. Skręcamy w piękną aleję wysadzaną platanami:
Po lewej stronie ulicy znajduje się supermarket, dzisiaj, w niedzielę, zamknięty. Ale parking, podziemny, okazuje się czynny. Stoi na nim kilka aut. Miejsce nie wygląda zbyt ciekawie, kojarzy mi się ze scenami z filmów sensacyjnych, w których zdarzają się pobicia, morderstwa na takich właśnie parkingach. Ale odpędzam złe myśli. W "stróżówce" śpi parkingowy. Nie, jednak nie śpi, w ciemności widać zapalonego papierosa. Kiwa nam, że mamy sobie iść, zapłacimy przy wyjeździe. Brrr, nieprzyjemne wrażenie na początek, ale nie będziemy się tym przejmować!
Idziemy za drogowskazami: old bridge. Po drodze widzimy zawieszone na drzewach klepsydry - katolickie, muzułmańskie i jeszcze jakieś (z symbolem róży):
Po drodze mijamy wiele domów z dziurami po kulach:
i takich zupełnie zniszczonych:
oraz muzułmański cmentarz (co dziwne dla nas, w ogóle nieogrodzony):
Zauważamy zaparkowany samochód NATO:
Powoli wchodzimy na starówkę. I jakbyśmy wchodzili do innego, magicznego świata.
Ines w swojej relacji pięknie opisała Mostar. Z inicjatywy
mkm -a powstał też wątek na ten temat, w którym forumowicze (ja również) wkleili wiele fantastycznych zdjęć:
forum/viewtopic.php?t=21263&highlight=klubPostaram się, żeby moja relacja była uzupełnieniem, a nie powtarzaniem tego, co już zostało napisane i pokazane. Mimo to wkleję trochę swoich (jakby nie było, typowych) obrazków z Mostaru, bo, jak wielokrotnie podkreśla się na tym forum, każdy widzi to samo miejsce inaczej.
Wchodzimy na "nowy-stary" most. Kamienie bardzo wyślizgane, wydaje się jakby most był bardzo stary, tymczasem odbudowano go w 2004 roku. Atrakcją dla turystów jest oglądanie skoków z mostu. Człowiek przygotowujący się do skoku:
I już pływający w zielonych wodach Neretvy:
Most i ja
:
Targ muzułmański pachnie orientem. W powietrzu czuć powiew egzotyki:
Można tu kupić kolczyki, pamiątkowe koszulki, łuski pocisków, a nawet dywany:
Ja kupuję aż cztery pary długich, wiszących kolczyków (2 pary dla mnie, i po parze dla moich koleżanek
) oraz T-shirt z nadrukowanym mostem
To już tradycja, że co roku z Chorwacji przywożę sobie jakąś koszulkę. Dwa lata temu była z Korculi, w ubiegłym roku z Hvaru, teraz może być z Mostaru
Po pewnym czasie docieramy na rozległy dziedziniec. Jest to plac przed meczetem:
Oczywiście musimy tam wejść. Pytamy, czy jesteśmy odpowiednio ubrani - ja mam co prawda długą sukienkę, ale za to na ramiączkach, mąż krótkie spodenki. Okazuje się, że możemy tak wejść (nie dostaniemy żadnej długiej szaty
). Mało tego, nie zdejmuje się nawet butów. Widać meczet nie jest już używany i pełni tylko funkcję zabytkową.
Wchodzimy do środka i jesteśmy zauroczeni:
Idziemy na "chór", czyli górny balkonik:
a stamtąd rozpoczynamy wspinaczkę na minaret. Schodki są wąskie i oczywiście kręcone. Jest tam zupełnie ciemno. Widok z góry jest oszałamiający:
Stoimy na minarecie dosyć długo, wpatrując się w turkusowe wody Neretvy.
Ale żołądek ma swoje prawa i w końcu się odzywa. Rozpoczynamy poszukiwania jakiejś restauracji. Jakoś wolę w tym celu wrócić na stronę "europejską" (katolicką). Ostatecznie decydujemy się na Pizzerię Mlinar z pięknym widokiem na meczet i główną ulicę:
Zjadamy pyszną pizzę, do tego cola (dla męża) i piwo Sarajevsko (dla mnie
)
Po uspokojeniu żołądka ruszamy jeszcze raz na stronę muzułmańską. Odwiedzamy galerię, w której są zdjęcia Mostaru w czasie wojny i tuż po. Przerażające... Piękno zabytków na każdym kroku miesza się z historią, o której nie da się i nie wolno zapomnieć...
Mostar zrobił na mnie wrażenie porażające. Trudno mi określić, co jest takie wyjątkowe w tym miejscu. Być może jego dramatyczna historia wywiera taki wpływ. Jestem nawet skłonna zaryzykować stwierdzenie, że nie bez znaczenia jest tu nasza narodowość. Polacy, odwiedzając miejsca martyrologii narodowej, czują smutek, żal, ale i swoiste piękno związane z nieuchronnością przemijania, kołem czasu i historii, z którą człowiek sobie radzi, podnosząc się po kolejnych klęskach.
Mostar dlatego jest taki piękny, że żyje, mimo doszczętnego zniszczenia. Poza tym to miasto to dla mnie niesamowite połączenie dwóch kultur, wierzeń i cywilizacji, symbioza kultury europejskiej z orientem. A do tego wszystkiego położenie w dolinie Neretvy, w otoczeniu gór, po prostu miód dla oczu i duszy
Uff, chyba uderzyłam w jakieś sentymentalne, podniosłe tony. Kończę już te moje rozważania, żeby Was nie zanudzić
Następny odcinek będzie o Medjugorje