22. 07 (wtorek)
Jak już sygnalizowałam, nasze wakacje w Chorwacji powoli zbliżają się ku końcowi. Dzisiaj nasz ostatni pełny dzień w Cro
Wstajemy koło 9.00. Nasi znajomi już spakowani, namiot zwinięty, oni wyjeżdżają już dzisiaj. Żegnamy się i idziemy do "miasteczka" kupić coś na śniadanie.
Nie pisałam jeszcze nic o Orasacu. To malutka wioska, której centrum leży po lewej stronie Jadranki (jadąc do Dubrovnika), dokładnie naprzeciwko campingu "Pod maslinom", a obejmuje dwa sklepy, bar i kapliczkę. Jeden ze sklepów jest naprawdę nieźle zaopatrzony. Oprócz świeżego chleba można kupić owoce, warzywa, sery, piwo, a nawet środki czystości.
W budynku widocznym na zdjęciu mieści się wspomniany sklep oraz bar:
Panorama okolicy widziana sprzed sklepu:
Po śniadaniu postanawiamy ostatni raz pojechać do Dubrovnika (słowo: "ostatni" będzie się teraz często przewijało przez relację
). Mijamy słynny most imienia Franja Tudmana:
I znowu jesteśmy w tym dostojnym mieście. Próbujemy zaparkować, co niestety nie jest takie proste. Poprzednio byliśmy tu w sobotę i w niedzielę. W tygodniu, podczas, gdy miejscowi pracują, jeszcze trudniej o miejsca parkingowe. My niestety nie mamy szczęścia. Ponad godzinę krążymy po centrum i w końcu ... musimy się poddać. Odjeżdżamy z niczym. Zdążyliśmy pojeździć w kółko i postać w korkach, ale po raz kolejny zobaczyliśmy te imponujące widoki:
Zrezygnowani, w kiepskich humorach, wracamy do Orasaca. Coś trzeba z tym zrobić! Nie możemy się teraz smucić ! To nasze ostatnie chwile w Cro, trzeba je dobrze wykorzystać
Pogoda niestety też płata nam figle, jest bardzo pochmurno, dobrze, że chociaż nie pada. Może słonku smutno, że wyjeżdżamy? Może to najwyższa pora (już się tu trochę "zasiedzieliśmy"), bo szykuje się małe załamanie pogody? Czas minął nam niepostrzeżenie. Dzisiaj jest nasz szesnasty dzień w Chorwacji, a czuję, jakby minął dopiero tydzień. Było cudownie i bardzo intensywnie...
Ale, stop! Na podsumowania przyjdzie jeszcze czas.
Teraz na plażę! Idziemy nacieszyć się morzem, jeśli już słońcem dzisiaj nie możemy. Na plażę zabieramy ze sobą dwulitrową plastikową butelkę wypełnioną pół na pół winem z wodą
I od razu robi nam się weselej. Pływamy, nurkujemy, gramy w karty, cieszymy się morzem, chwilą, sobą...
A ja piszę Cro-nikę
, która potem okaże się bardzo pomocna przy tworzeniu tej relacji
:
Po południu wracamy na camping, pod nasze "drzewo chlebowe", bo słyszeliśmy, że tak nazywa się "roślina", w cieniu której rozbiliśmy swój namiot (chociaż google tego nie potwierdzają, ale może ktoś z forumowiczów wie, co to takiego
) Na campingu "Pod maslinom" pełno tego wszędzie:
Nie czujemy już stresu przedwyjazdowego, chyba wszystko to wypaliło się w nas wcześniej, dzisiaj rano. Jemy pyszną kolację - znowu pljeskavicę firmy Podravka z grilla i idziemy spać
Jutro, ciiii... to dopiero jutro