21.07 (poniedziałek)
Dzisiaj rano po śniadaniu ruszamy na fishpicnic
Wycieczkę "zaklepaliśmy" u Bożo (gospodarza campu "Pod maslinom"). Jeden telefon i "ne ma problema"
O 10.30 mamy być na plaży przy pizzerii, nabrzeżu. Płyniemy na Wyspy Elafickie: Kolocep, Sipan i Lopud (właśnie w takiej kolejności). Koszt całodziennej wycieczki to 220 kun od osoby, w tym obiad na łajbie (do wyboru ryba lub kurczak; kto by chciał kurczaka w Cro?
) i napoje alkoholowe i niealkoholowe podczas rejsu bez ograniczeń. Cena, jak na fishpikniki, dosyć wysoka, z tego, co się orientowaliśmy np. na Pagu czy w okolicach Makarskiej. Ale rejs jest wart swojej ceny. W końcu pływamy cały dzień, do 18.00, zjadamy pyszny, jak się okazuje, obiad i zwiedzamy aż trzy wyspy!
Na początku tylko denerwuje mnie chorwacka niepunktualność. Przypływają po nas tuż przed 11, czyli prawie pół godziny spóźnienia. (Płyną z Dubrovnika, my zajmujemy ostatnie miejsca.) Ale po wejściu na łódkę, szybko im wybaczamy. Rejs odbywa się w miłej atmosferze kameralną łajbą, na pokładzie której jest około 20 pasażerów plus kapitan wyglądający jak prawdziwy wilk morski
i pomocnik kapitana
.
Siedzimy naprzeciwko pary Rosjan, którzy niestety ni w ząb po angielsku, a nas w szkole już rosyjskiego nie uczyli. Nasze usilne próby dogadania się po angielsku, Rosjanin kwituje wybuchem śmiechu i zagaduje po swojemu. Piąte przez dziesiąte i na migi jakoś udaje nam się porozumiewać. Kompan proponuje nam Karlovacko na przełamanie lodów (aż dziwne, że nie wódkę
; ach, te stereotypy!), ale zaraz się nim oblewa, przy nagłym zwrocie łódki.
Tak sobie płynąc, podziwiając widoki dopływamy do pierwszej wyspy.
Kolocep to malutka wysepka, którą zamieszkuje oficjalnie zaledwie 148 osób, a lekarz przypływa tu raz w tygodniu
Są tu dwie miejscowości: Donje Celo i Goreje Celo, my dopływamy do tej pierwszej.
Mamy tu tylko 40 minut, na plażowanie lub zwiedzanie. Wybieramy kąpiel w morzu, po stwierdzeniu, że nie ma niczego interesującego do oglądania.
Ciekawostką jest, że na wyspie nie ma ani jednego samochodu, tylko skutery!
Po krótkim rekonesansie tutejszych wód (życie podwodne niestety marne!), wracamy na naszą Lorenę, bo tak nazywa się łajba. A wygląda tak (zdjęcie zrobione już na wyspie Sipan):
Następny przystanek: Sipan.
Dobijając do jego brzegów, mijamy inny statek wycieczkowy, trochę większy i bardziej rzucający się w oczy
:
Sipan to najdalej położona, największa i najrzadziej odwiedzana z wysp archipelagu Elafiti. Zwana jest Złotą Wyspą.
Kiedyś rosło na niej 300 tysięcy drzew oliwkowych i zamieszkiwała ją liczna populacja, ale wieki emigracji pozostawiły po sobie mniej niż 500 mieszkańców i więcej domów niż ludzi. Podczas złotego wieku Dubrownika była modna wśród bogatej arystokracji jako miejsce do spędzania wakacji i można trafić tu na letnie rezydencje (w większości zniszczone) rozsiane po całej wyspie, wraz z resztkami ruin rzymskich i mnóstwem kościołów, począwszy od XI wieku wzwyż.
My dobijamy do miejscowości Sudjaradj. Tutaj dostajemy godzinę na "zbadanie" wyspy. W tym wypadku to zdecydowanie za mało. Ruszamy w stronę ruin jakiejś twierdzy:
Wzdłuż jej murów prowadzi miła dróżka, po przejściu której napotykamy taki widok:
Na tej małej wysepce robią drogę
Ale tu już przynajmniej jest kilka samochodów (w przeciwieństwie do Kolocepu i Lopudu), więc będzie miał kto nią jeździć.
Dalej widzimy jaszczurkę:
Wracamy na nabrzeże i wskakujemy do Jadranu.
Dzisiaj po raz pierwszy w Cro odkrywamy, jak miło pływa się z bosymi stopami, bez butów do wody. Na Wyspach Elafickich, przy miejscowościach, dno jest piaszczyste i pozbawione jeżowców, więc możemy śmiało pluskać się bez obciążenia na stopach. Kto by przypuszczał, że sprawia nam to taką frajdę!
Ale nasz czas pobytu na wyspie Sipan już się kończy. Grzecznie wracamy na "Lorenę". No chociaż my bądźmy punktualni... Jak się okazuje, nie tylko my, wszyscy pasażerowie już siedzą, a powód tego zdyscyplinowania wyczuwamy naszymi nozdrzami. Aha, tutaj będziemy jeść rybkę
Nasz kapitan właśnie ją dla nas przyrządza. (Jakoś nikt z wycieczki nie wybrał kurczaka
)
Pomocnik kapitana nalewa białe wino lub rakiję (dla dzieci soki). Raczymy się winkiem, jest cudnie
Za jakiś czas dostajemy przepyszny obiad: po dwie ryby plus sałatka z białej kapusty, pomidorów, ogórków i papryki:
Rybka przepyszna
Można wziąć dokładkę, więc mój mąż się oczywiście kusi, ja już nie dam rady.
Zabawne jest to, że w połowie posiłku, kapitan zaczyna płynąć. Całe szczęście, że nikt z pasażerów nie ma choroby morskiej!
Następnym i ostatnim punktem podróży jest Lopud. Tutaj dostajemy aż trzy godziny, ale też wyspa jest najciekawsza ze wszystkich, a na pewno najbardziej rozwinięta turystycznie. Są tu trzy hotele i sporo kwater prywatnych. Mieszkańcy i tutaj nie posiadają samochodów. Wyspę zamieszkuje zaledwie 348 osób. Wszyscy mieszkają w jednej osadzie, zwanej oczywiście Lopud, nad krętą zatoką z ładną plażą.
Jeśli chodzi o atrakcje, można tu zwiedzić kościół będący częścią klasztoru Franciszkanów, którzy zostali stąd wygnani przez Francuzów w 1808 roku. Znajdują się w nim piękne XVI-wieczne malowidła weneckie i urocze XV-wieczne rzeźbione stalle chóru. W miasteczku jest również muzeum i skarbiec, w którym można podziwiać zabytkowe ikony, szaty liturgiczne i relikwie oraz kilka bardzo zniszczonych IX, X i XI-wiecznych fresków. Za muzeum znajdują się niszczejące ruiny letniego Pałacu Rektorów z Dubrownika.
Idąc wzdłuż nabrzeża, natkniemy się na uroczy, choć zaniedbany park porośnięty wysokimi palmami i sosnami. Jak mówi legenda, każda z nich została zasadzona przez wdzięcznego żeglarza, który uniknął morskiej katastrofy.
Tuż za parkiem biegnie ścieżka, którą można dotrzeć do Sunj, podobno jednej z najpiękniejszych plaż nad Adriatykiem. Przejazd tam zaproponował nam również pan w meleksie. Nie skorzystaliśmy i żałujemy, bo słyszeliśmy potem od współtowarzyszy wycieczki, że warto. Ale zwiedziliśmy piękny kościół, park, zjedliśmy gigantyczną porcję lodów w kafejce na nabrzeżu (jakim cudem daliśmy radę po tak obfitym obiedzie, nie wiem) i wykąpaliśmy się w Jadranie...pięć razy
Port i klasztor Franciszkanów:
Piękny, "dziki" park:
Nabrzeże usiane uroczymi knajpkami:
Widok na port od strony klasztoru:
Wsiadaliśmy na łódkę zadowoleni z pobytu na Lopud.
Czas fishpikniku nieubłaganie dobiegał końca. Dzień minął niepostrzeżenie, bo bawiliśmy się świetnie. Wszystkim forumowiczom polecam wybranie się na taką wycieczkę z miejscowości, gdzie akurat będziecie wypoczywać