16. 07 (środa)
Dzisiaj dzień wielkiego lenistwa - pływamy, opalamy się, gramy w Scrabble, pijemy piwko w beach-barze Mimo błogiego "nicnierobienia" decydujemy się na małą wycieczkę morską - wybieramy się "na wyspę". Nieopodal zatoczki Divna jest mała wysepka.
Dla przypomnienia, plaża i widok na wyspę:
oraz zbliżenie:
Postanawiamy popłynąć na wyspę materacach. Podejmowaliśmy już taką próbę dwa lata temu, ale wtedy chcieliśmy to zrobić wpław, z maskami i fajkami. Tymczasem brzeg schodzi stromo w morze i nagle robi się tak głęboko, że widać tylko przerażającą czarną toń Nieźle się wówczas wystraszyłam i mój niedoszły-wtedy-mąż powiedział, że się boi o mnie i zawracamy. To była słuszna decyzja! Nikomu nie radzę się tam przeprawiać wpław. Skoro w Jadranie nie widać dna, tylko czarną otchłań, to znaczy, że może tam być nawet 15 metrów głębokości (o ile nie więcej!)
Zatem wybieramy się na wyspę na materacach. Idzie nam to mozolnie, bo płyniemy pod fale. W końcu docieramy do skalistej wyspy. Bardzo trudno jest się na nią wspiąć - skały strome i ostre. Trzeba bardzo uważać, żeby się nie poranić. Udaje nam się w końcu wdrapać na nią. Spodziewaliśmy się, że trochę sobie tu pospacerujemy, jednak ostre, strome skały i dość obfita roślinność nam to uniemożliwiają. Krótko mówiąc, trochę się boimy, czy jakieś węże nie siedzą w tych trawach. Logicznie rozumując, nie powinny, bo nie miałyby co jeść na miejscu; myszy i innych gryzoni na pewno by nie znalazły.
Szkoda, że nie mamy aparatu (baliśmy się, że nie przetrwałby wyprawy na materacach), bo widok na zatoczkę jest z wyspy przepiękny.
Ale przypłynęliśmy tu głównie po to, żeby ponurkować. Podejrzewamy, że "życie podwodne" jest tu bogatsze niż w zatoce. Nie mylimy się! Zanurzamy głowy pod wodę i jesteśmy oczarowani Jest pięknie. Oto kilka zdjęć zrobionych podwodnym aparatem (wcale niejednorazowym, analogowym, firmy Bosch, kupionym na alledrogo ). Do robienia zdjęć "nad wodą" się nie nadaje, ale pod wodą działa, choć jakość nie jest powalająca:
Nurkujemy, robimy zdjęcia, zachwycamy się. Po jakimś czasie jednak przychodzi pora na powrót. Pływanie na materacu bywa dosyć męczące, musimy mieć jeszcze siłę, żeby dotrzeć do plaży.
W tą stronę idzie nam jednak dużo łatwiej i szybciej
Docieramy do zatoczki, przynosimy sobie leżaki i książki z campingu i oddajemy się błogiemu lenistwu
Wieczorem gotowanie. Tym razem niestety nic chorwackiego. Nie chciało nam się rano wstawać, żeby jechać na targ rybny do Trpanj. (Mamy poza tym złe skojarzenia z taką poranną wyprawą - 2 lata temu w takich okolicznościach zepsuł się nam samochód). Podgrzewamy więc przywiezione w słoikach mięso (zawsze mamy trzy, cztery słoiki, z czego przynajmniej 2 wracają do Polski), dodajemy sos. Do tego chorwackie winko i też jest smacznie Przy jedzeniu obserwujemy proces wylęgania się cykady (może mało apetyczny )
Słaba jakość zdjęć, ale niestety zapadał już zmierzch.
A oto "kokon", który pozostał po cykadzie. (Zdjęcie zrobione już następnego dnia.) Na pniach drzew koło naszego namiotu było ich wiele:
Wieczór dobiega końca. Jutro wyprawa na Korculę