Czesc piewsza zapowiadanej relacji:
Dzień pierwszy i drugi.
18.08.2006r. piątek. Wreszcie nadszedł długo oczekiwany dzień wyjazdu !!! Cel - Chorwacja, wyspa Murter. Wczasy wykupione w BP Skarpa (THX Wieko). To pierwszy od chyba 10 lat wyjazd za granice i pierwszy swoim wozem. Wyruszamy o 10:30, stan licznika 256304 km. Mam zamiar jechać spokojnie i tak jak radzą w TV cieszyć się urlopem już od momentu wyjazdu. Bagażnik spakowany, Tosia z tyłu przypięta pasem, ruszamy. Pogoda sprzyja, chociaż po drodze były 2 razy popadał deszcz, ale na bardzo krótko.
W Polsce najwięcej czasu spędzamy we Wrocławiu - korek na wjeździe do miasta. Potem w samym mieście już w miarę płynnie. Ale i tak przez korek zajmuje to chyba ponad godzinę. Po kilku chyba 5-6 h tankujemy ostatni raz w Polsce - gaz i bena do pełna - na wszelki wypadek. Granice z Czechami przekraczamy szybko - dokumenty wzięli na chwile do ręki ale nawet nie oglądali. Zatrzymuje się na pierwszej stacji po winietkę. Zabrakło. Jadę do następnej stacji już poza miastem. 200 koron i jedziemy dalej.
W Czechach ze względu na drogie mandaty już w ogóle jadę zgodnie z przepisami. Trasa Kudowa - Hradec Kralove - Brno - Mikulov. Trasa może nie najkrótsza ale "bardziej główna". Chyba dobrze, że jadę zgodnie z przepisami, bo po drodze sporo patroli (i 3 wypadki). W Brnie policja się fajnie ustawia. Na przelotówce ustawiają barierki i z trzech pasów robią zwężenie na 1 (środkowy) i stoją grupą i zatrzymują wybrane samochody do kontroli. Nam się udaje.
Zbliżamy się do granicy. Tankujemy gaz na przedostatniej stacji (można płacić kartą, na następnej tylko gotówka). Ok. 22:00 jesteśmy w Austrii. Na pierwszej napotkanej stacji kupuję winietkę (tylko gotówka). Dojeżdżamy do Wiednia - fajnie widać w nocy miasto - niestety wjeżdżamy w tunel i nic już nie widać. Kierujemy się drogowskazami na Gratz. Jestem zaskoczony bardzo dużym ruchem, mimo że jest po 23:30. Samochody śmigają to z jednej to z drugiej. Wyjeżdżamy z miasta - tu wreszcie autostrady. Noc, jestem już trochę zmęczony więc jadę spokojnie 130-140. Na szczęście gorszą połowę drogi mamy już za sobą.
Bez przeszkód dojeżdżamy do Gratz i blisko granicy Słoweńskiej zjeżdżamy na stację Shell. Trochę rozprostowujemy kości, spacer z Tosią i ok. 1:30 instalujemy się do spanie w samochodzie. Na parkingu jest dość tłoczno i gwarno - niezbyt sprzyjające warunki do spania. Lepiej było pojechać dalej na parking dla vanów. Tam stało trochę karawanów i było znacznie luźniej. Budzimy się 7:30. Znowu mały spacer i jedziemy dalej. Szybko dojeżdżamy do Słowenii. Trzeba zwolnić bo tu już nie ma autostrady. I całe szczęście że zwolniłem, bo w jednej z wiosek strzelają z suszarki
W Mariborze chcemy zapłacić kartą, ale pan w okienku nie chce przyjąć żadnej z dwóch kart. Akurat jak na złość gdzieś w samochodzie zapodziały się euro. W końcu płacimy kartą kredytową Karoliny i jedziemy. W powietrzu już czuć zapach Chorwacji
Niewielka kolejka do granicy, przed wjazdem dostajemy folder w języku Polskim (siedzi taki człowieczek, ma na stoliku foldery, patrzy na tablice rejestracyjne i wręcza każdemu odpowiedni). Jest 8:30 - nawet nam nie sprawdzają dokumentów - jesteśmy w Chorwacji. Jedziemy starą drogą, a wokoło wre praca nad budową autostrady, widać wiadukty, tunele itp. Dlaczego u nas tak szybko nie budują ?
Dojeżdżamy do autostrady. Na bramce gość rozdaje bilety wjazdowe. Albo były jakieś lewe albo Pani przy wyjeździe nas oszukała bo zapłaciliśmy za przejazd do Zagrzebie ok. 60 kun a powinniśmy chyba ok. 30 (ale dopiero w drodze powrotnej mogliśmy to zweryfikować). Wjeżdżamy na kolejną autostradę. Zaczynają się tunele. Ciekawe jest to, że wszystkie mosty, wiadukty i tunele mają swoją nazwę. Przed każdym stoi tabliczka która o tym informuje. Podana jest również długość. Trafiamy na stacje z AutoPlin - fajnie bo gaz już się skończył. Na stacji dostałem mapkę z lokalizacją innych stacji z gazem (inna niż ta którą znalazłem na forum). Jedzimy dalej. Jest gorąco - całe szczęście jest klima. Słyszałem o korkach na autostradzie, ale postanawiam nie szukać objazdów tylko zobaczyć jak będzie. Zaczęło się przed tunelem Mala Kapela (długość 5780m). Na szczęście nie czekamy zbyt długo (może 20 minut) i jesteśmy w tunelu. Niesamowite wrażenie - jedziemy i jedziemy. Słychać wycie wentylatorów od wyciągów. Jeśli ktoś ma klaustrofobie to może mu być ciężko. Próbuje zrobić jakieś zdjęcie ale brak stabilizacji strasznie to utrudnia
Koniec - znowu słońce pali.
Dalej jedziemy bez przeszkód. Niestety zbliża się Sveti Rok (długość 5681m). Nad autostradą znaki ostrzegawcze i informacja na wyświetlaczu, że korek ma 7 km. Tu tracimy chyba ponad godzinę. Niektórzy próbują cwaniakować pasem awaryjnym. Ale tam można było spotkać policję. W końcu pokonujemy tunel. Mijamy kolejne mniejsze, zaczynają się coraz lepsze widoki (w dole Novigradsko More) Jesteśmy coraz bliżej. Zjeżdżam z autostrady na Zadar (płacimy ok. 130 kun). Mijamy lotnisko, domy ze śladami po kulach. Jedziemy dalej trasą nr 8 (E65). Tu już widać Adriatyk
Mamy już dosyć jazdy. Mijamy Biograd, Pakostane, Pirovac i skręcamy na Muter. W Tisno przez most zwodzony wjeżdżamy na wyspę. Zapowiada się bardzo ładnie. Jest 15:00. Kierujemy się do miasteczka o tej samej nazwie. Niewielkie, wąskie uliczki, spory ruch. Chwilę szukamy biura - okazuje się że było na samym początku. Przyjeżdża Pan Mijo - nasz gospodarz. Jedziemy za nim na ulicę Splitską. Dookoła pełno domków. Podjeżdżamy pod dom. Mijo wskazuje nam miejsce do parkowania - fajnie że jest zadaszone. Stoi tam już kilka samochodów.
Parkujemy, wysiadamy i wypuszczamy Tosie. Mijo robi wielkie oczy, pokazuje na psa i coś tam mamrocze pod nosem. Karolina mówi, że płaciła w Polsce za psa i ta kwatera była specjalnie wybrana ze względu na możliwość przyjazdu z psem. Mijo mówi, że jemu to nie przeszkadza, ale chodzi o "gosti". Pyta się gdzie pies śpi. Chyba miał nadzieje że w budzie
Wyciągnąłem z samochodu Tosi posłanie i pokazuje mu. Coś tam pomruczał (Tosia i tak często śpi w łóżku
) Każe nam czekać przed domem i wchodzi do środka. Chyba zaraz nas wyrzucą. Karolina dzwoni do rezydenta - okazuje się że Mijo już do nich dzwoni. Ustalają coś. Okazuje się, że biuro w Chorwacji o tym wiedziało, ale Mijo nie poinformowali. Słychać dyskusję Mijo z żoną. W końcu wychodzi i prowadzi nas na górę do "apartamentu" na górę bo byle dalej od innych gości. W sumie o tyle dobrze wyszło, że dostaliśmy ten pokój bo chyba był dla nas przeznaczony inny ale bez takiego fajnego widoku jak teraz. Tłumaczy żeby pies nie chodził na drugą część tarasu do innych gości. Pokazuje nam pokój. Mamy jedno łóżko podwójne (pościelone) i drugie pojedyncze z poduszką i jakąś kołderką. Ze skwaszoną miną zabrał tę poduszkę i kołdrę i poszedł.
Zaczynamy rozpakowywanie i wnoszenie wszystkiego na górę. Jest trochę tego, bo zabraliśmy ze sobą sporo jedzenia - głównie makarony, ryż, puszki, słoiki, puszki. Najbardziej strategiczne jechały w lodówce zasilanej z zapalniczki. W środku były 4 zamrożone wkłady i również zamrożona butelka mineralnej. Wkłady rozmarzły a w butelce jeszcze było trochę lodu. Ale w środku było dostatecznie zimno, żeby produkty bez problemu przetrwały, mimo że w czasie naszego spania zasilanie było wyłączone.
Wnoszę wszystko na górę, pot się ze mnie leje. W pokoju jest klima ale wyłączona (dopłata). Potem się dowiedzieliśmy że dopłata to 3 euro za dzień. Na szczęście później już temperatury były znośne i nie było to konieczne. Mieliśmy zresztą mały wiatraczek.
Zjadamy obiad, odpoczywamy i wybieramy się na spacer w stronę portu. Koło supermarketu jest betonowa plaża, jest trochę ludzi. "Zapoznajemy się" z wodą ale nie jest tu zbyt przytulnie - jutro do leżenia poszukamy innej plaży. Idziemy uliczką do głównego portu, patrzymy co gdzie jest. Oglądamy zachód słońca. Wracamy na kwaterę i o 22:00 padamy.
Zdjęcia:
http://www.pbase.com/deeno80/chorwacja__dzien_12
.