napisał(a) Lacerta » 30.08.2013 07:11
Następnym niezbyt oryginalnym punktem programu była wycieczka na Sv.Jure. W czasach studenckich zdeptaliśmy Tatry Słowackie wzdłuż i wszerz, wiec teraz czuliśmy pewien niedosyt wybierając się w góry samochodem. Jednak zupełnie niepotrzebnie, widoki były niesamowite, a jazda krętymi, wąskimi drogami dostarczyła niesamowitych wrażeń. Pod szczytem część turystów zostawiała samochody i dalej szli na nogach, podobnie zrobiliśmy także my. Znaleźliśmy zastosowanie dla zabranych z Polski butów do chodzenia po górach choć na parę minut. Na szczycie znaleźliśmy też zastosowanie dla polarów, choć na dole panował upał.
Widoki nie do opisania-trzeba to zobaczyć.
W drodze powrotnej zaczęły piszczeć niepokojąco hamulce, mąż hamował silnikiem. Potem pozapalały się różniaste kontrolki i wcale nie było nam do śmiechu. Droga powrotna wlekła nam się niemiłosiernie, w duchu modliłam się żeby napotykać jak najmniej samochodów do wymijania. Kto był ten wie, że trzeba wtedy zjechać do rozszerzenia drogi, które zbyt szerokie czasem nie jest i przejechać bokiem gdy w dole urwisko, albo przepaść.
Na dole po jakimś czasie autko wróciło do normy, wypoziomowały mu się różne płyny i było o.k. Postanowiliśmy też wtedy, że zbieramy na nowe, bo choć leciwa Meganka dzielnie sobie do dziś pomyka po drogach to w ekstremalnych warunkach nie możemy na nią w pełni liczyć.