Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Wyprawa w Góry Przeklęte - Albania 2006

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 30.09.2006 07:38

Jaaaaa..... no faktycznie coraz ciekawiej się robi :lol: Toście niezłą jazdę z przygodami mieli... Ale też i fatastycznie to przekazujesz... czekamy na c.d.
klopot
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1651
Dołączył(a): 22.06.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) klopot » 30.09.2006 09:18

Coś niesamowitego, to rosnące napięcie, oczekiwanie na dalszy ciąg relacji, i te krainy, które dla wielu z Nas są bardzo odległe. Gratuluję pomysłu na wakacje, być może zarazicie tym kierunkiem innych forumowiczów.
von Laos
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 89
Dołączył(a): 28.10.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) von Laos » 06.10.2006 15:18

Attention! The border zone!

Wieczór w Sveti Naum spędzamy w podgrupach. Nurkowie wykorzystując resztki dziennego światła dokonują rekonesansu lokalizując kolejne wywierzyska, a należy wspomnieć, że wg. danych literaturowych znajduje się ich w tej okolicy kilkaset(!). Zakładając nawet, że każde jeziorko z którego bije kilka źródeł traktujemy, jako jedno wywierzysko i tak daje to pokaźną ich liczbę.

Skąd się to wszystko bierze?

Otóż nie dalej niż kilkanaście km w linii prostej na wschód, a ściślej rzecz ujmując za pobliskim łańcuchem górskim znajduje się jezioro Prespa - trzecie co do wielkości jezioro na Bałkanach, terytorialnie podzielone pomiędzy Macedonię, Grecję i Albanię. Geneza obu zbiorników pozostaje taka sama, jednak lustro wody Prespy leży 150 m wyżej niż lustro wody Ochrydzkiego i na zasadzie naczyń połączonych dochodzi między nimi do przepływu wód.
Do dziś nie wiadomo, którędy łączą się ze sobą oba zbiorniki. Wiadomo jedynie że pod ziemią. Jednak natura tego połączenia wciąż pozostaje zagadką.
Czy odbywa się to poprzez system jaskiń, którym płynie podziemna rzeka?
A może poprzez warstwę wodonośną?
Jeżeli poprzez jaskinię i to dostatecznie obszerną, aby zmieścił się w niej człowiek to można pokusić się o przepłynięcie jej zalanych wodą korytarzy, a wśród nas znajdują się ludzie, którzy m.in. właśnie tym się zajmują. 8O
Siłą rzeczy, zanurzenie się w jaskini z której woda wypływa pozostaje bezpieczniejsze niż w takiej, do której woda wpływa, dlatego też znaleźliśmy się tu, a nie nad Prespą.

Przynajmniej na razie. :D

Tymczasem reszta grupy buszuje po osadzie w sposób czysto turystyczny. Tu piwko, tam jakieś jedzonko, między plażą, a którymś z rozlicznych barów.
Ja wybieram się solo na małą wycieczkę. Oglądam sobie pochodzący z czasów "głębokiej komuny" hotel. Trzeba przyznać, że postawiono go w miejscu wprost wymarzonym do tego celu. Z okien widać całe jezioro, a solidny budynek z kamienia dotyka wody. Po obydwu stronach, wzdłuż jeziora ciągnie się plaża, którą od południa zamykają schodzące wprost do wody skały. Zaraz za nimi znajduje się przegrodzona siatką albańska granica.
W końcu zbieramy się wszyscy przy mostku nad rzeką wypływającą ze znajdującego się nieopodal stawu.
Zapada wieczór.
Nurkowie miny mają smętnie i twierdzą, że teren wygląda na "mało rozwojowy". :? We wszystkich odwiedzonych przez nich wywierzyskach woda sączy się poprzez piaszczyste dna, więc z nurkowania nici, ale jutro spenetrują jeszcze rejony w okolicy monastyru.

Odpalamy wozy i poprzez zdziczałą łąkę docieramy wprost na plażę, gdzie wśród traw i drzew, nad samą wodą urządzamy biwak.
Resztę wieczoru i kawałek nocy spędzamy otoczeni szumem trzcin i fal wylewających się na pokryty otoczakami piasek, a gorący wiatr smaga po twarzach i gwiżdże na ostrzach noży krojących wielokilogramowe arbuzy zakupione uprzednio na straganie.
Wspaniała, gorąca, letnia noc. :) Wielki księżyc oświetla całą okolicę.
W oddali majaczą światła Strugi, Ochridu i Pogradeca...
Ktoś rzuca śmiały pomysł podwodnej, naturystycznej eskapady do tego ostatniego... :D

Słuchajcie, skoczymy sobie "na letko". Taki... szybki desancik... Przywieziemy fant z miasta i natychmiast znikniemy w głębinach... 8) Nie kusi was? Woda taka ciepła... :D

No, nie powiem, kusi, ale w końcu i ostatecznie, zamiast ryzykować wywołanie międzynarodowego skandalu obyczajowego poprzestajemy na "hromadnej" i "ludystyczno-hedonistycznej" :D nocnej kąpieli w zalanych srebrzystym światłem księżyca wodach jeziora. 8)

W środku nocy idę spać z przeświadczeniem, że w sumie dość przypadkowo skompletowana ekipa dobrała się po prostu wyśmienicie. :lol:

O 8 rano tropikalny upał wygania ze śpiworów prosto na dwór i do wody.

Obrazek Obrazek Obrazek

Po godzinie jesteśmy już jednak spakowani i gotowi do działania. Nurkowie jaskiniowi biorą Passata i znikają, a "softkorowcy i inni turyści" wybierają się na zwiedzanie pobliskiego monastyru pochodzącego raptem z X w n.e.

Śliczna budowla.

Obrazek Obrazek

Usytuowana na zboczu, kilkadziesiąt metrów nad brzegiem jeziora pozwala na rozległą obserwację okolicy, a jej kamienne mury, ceglane dachówki i drewniane okna skłaniają do chwili refleksji nad skalą czasu i dziejami Europy.

Obrazek

Ten monastyr już tu stał, w tym samym miejscu, gdy większość połaci Starego Świata wciąż porastała "pełna dinozaurów" pradawna puszcza.
W okolicy działały liczne skrypciarnie, w których ręcznie powielano księgi, tworzono ikony, a w niedalekim Voskopojë koło Korczy założono pierwszą na Bałkanach drukarnię. Niegdyś centrum kultury i kolebka cyrylicy, obecnie peryferie.

Do Sv. Naum wracamy ścieżką prowadzącą dookoła, poprzez las.

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Godzinny spacer wśród bujnej roślinności i niezliczonych stawów, potoków i wszelkich możliwych cieków wodnych.
Po drodze trafiamy na kemping, którego gości wita stawiająca na baczność tablica ostrzegawcza.

Obrazek

Nie ma żartów! 8O
Idziesz na plażę? Attention!
Wracasz z plaży? Attention!
Idziesz do baru? Oj, tym bardziej attention. Zwłaszcza w drodze powrotnej...
Prawdziwy "kemping na granicy". Ciekawe, czy i klimaty na nim panujące wydają się być jak z Mrożka, ale raczej nie.
Pokonujemy znany już z wczorajszego wieczoru mostek

Obrazek

i znajdujemy resztę ekipy, którą zastajemy przy radiu przez które usiłują wywołać zaginioną załogę Passata. Telefony milczą, radio milczy, gdzie oni się do licha podziali?
W końcu odzywają się. Na skutek drobnego niezrozumienia ruszyli już i od pół godziny przebywają w Albanii. Dojechali prawie do Pogradec, ale zaraz zaczną wracać, więc zbierajmy się i spotkajmy zaraz za granicą w wiosce przy barze.

Odjaazd!

:!: Kierunek Albanija :!:

Obrazek
gratkorn
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 447
Dołączył(a): 31.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) gratkorn » 17.10.2006 11:55

Aresztowali Cię , czy co? :wink: :lol:
von Laos
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 89
Dołączył(a): 28.10.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) von Laos » 18.10.2006 00:06

Nie, nie, wszystko OK. Październik jest nie tylko "miesiącem oszczędności", ale również okresem wszelkiego rodzaju konferencji, zjazdów, targów, sympozjów itp.
W miarę możliwości postaram się częściej wstawiać dalsze odcinki. :)
von Laos
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 89
Dołączył(a): 28.10.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) von Laos » 18.10.2006 01:04

Fortelem mości panowie!

Wiodącą pod górę, krętą drogę zbudowano najwyraźniej niedawno, o czym świadczy świeży, równy asfalt na jezdni oraz nowe barierki ochronne. Wcześniej nie było tu nic, tylko zielony kobierzec lasu i chaszczy porastających góry.
Za zakrętem, po prawej stronie, w dole pojawia się na chwilę pomarańczowoceglasty dach wieńczący białe mury zwiedzanego kilka godzin temu monastyru. Za następnym, przez szosę przepływa leniwie potok. Kilka następnych i droga rozszerza się, a Macedonia kończy strażnicą graniczną.
Dwa niewielkie kontenerowe kioski stojące po obu stronach drogi pod rozpiętym na całą szerokość eternitowym dachem stanowią całość architektury tego miejsca.
Odprawa wyjazdowa trwa długo. Nie wiem dlaczego, przy wyjeździe żąda się od nas wszystkich danych z paszportów, obu praw jazdy, dowodu rejestracyjnego oraz zielonej karty. :roll: Widocznie jakiś powód jednak istnieje, a biurokracja dotyka swym paluchem nie tylko nas. :?
Gdy podjechaliśmy, na murku obok kiosku siedziało sobie kilku młodych mężczyzn. Wszyscy w dżinsach, koszulkach "polo", z obowiązkowymi złotymi łańcuchami na szyjach oraz komórkami w dłoniach. Co kilka minut pojedynczo przywoływano jednego z nich do sąsiedniego okienka. Wywołany podchodził i po krótkiej rozmowie wracał z paszportem w ręku do czekających kolegów.
W międzyczasie na granicy zjawiają się 2 kolejne samochody, a my wciąż stoimy.
Nasz bus dawno już pojechał, nawet młodzi Albańczycy zdążyli odebrać paszporty i poszli sobie drogą do swojego kraju, a ja stoję przy kiosku i patrzę przez szybkę, jak macedońska urzędniczka z lubością kaligrafuje kolejne słowa i liczby w wielkiej księdze, raz po raz zerkając w monitor komputera.
W końcu oddaje mi cały plik dokumentów i życzy szerokiej drogi.
Wjeżdżamy w pas ziemi niczyjej i po kilkuset metrach stajemy na posterunku albańskim przy kilku kontenerowych kioskach, usytuowanych po lewej stronie drogi, bardzo podobnych zresztą do tych, które przed chwilą zostawiliśmy. Na przeciwko nich pogranicznicy wybudowali sobie niewielki szałas kryty trzcinowymi liśćmi, w środku ustawili stolik i krzesełka, które wraz z niewielką fontanną pozwalają im na chwilę wytchnienia od upału. Zaraz za szałasem zbocze urywa się, a w dole, oprócz przepięknej panoramy na jezioro Ochrydzkie widać zabudowania kempingu w Sv. Naum.
Co za miejsce! :lol:
Gdyby się tutaj dobrze rozpędzić i skoczyć to granicę można przekroczyć lecąc w powietrzu... 8)
Tymczasem ekipa busa miny ma dość nieszczególne, gdyż okazuje się, że być może wcale nie wjadą do Albanii. 8O :(
Pojazd zarejestrowany jest na brata naszego kierowcy. Dodam, że obecnie przebywającego w W-wie.
Wszelkie wyjaśnienia i dyskusje spełzają na niczym.
Bus musi zostać w Macedonii, choć pasażerowie mogą oczywiście przekroczyć granicę.
Negocjacje wydają się trudne oraz delikatne i ciągną się, lecz kontynuujemy je i nie ustaniemy dopóki nie wyczerpiemy wszystkich argumentów, środków i sposobów.
Mijają kolejne nerwowe minuty, aż w końcu zgodnie z filozofią imć Pana Zagłoby sięgamy po fortel.
:idea:
No taak, samochód brata, ale to przecież oznacza tylko inne imię w papierach... Tamten nie mógł pojechać, więc prowadzi drugi brat, który jest tu z nami... A czy ten brat, czy inny brat, jaka to różnica... No przecież żadna... Inne imiona, to prawda, ale to samo nazwisko, a to samo nazwisko to jedna rodzina. Jedna krew! Przecież nie jest ważny jakiś tam papier... Krew jest ważna!
[tu harde spojrzenie prosto w oczy + drobna socjotechniczna sztuczka] 8)

Przez twarz Albańczyka przebiega ledwo zauważalny uśmiech.
Mruczy coś pod nosem, głośno zagaduje kolegę w budce, chwilę rozmawiają, aż wreszcie wskazuje ręką okienko kantorka.

No! Udało się!

Po szybkim dopełnieniu formalności w okienku nasi mają glejt wjazdowy w ręku, wręczony przez urzędnika wraz z powitalnym "welcome to Albania".
Żeby jednak nie kusić licha, zaraz potem bus rusza i przezornie ulatnia się z granicy. :wink:

No już! Jechać! Jechać! Nie musicie na nas czekać. Spotkamy się wkrótce. Gdzieś tam. :arrow: W najbliższej miejscowości, przy barze... :lol:

Jeszcze tylko robię jedno zdjęcie, o którym wspomnę za chwilę i 10 minut później, po szybkiej odprawie ruszamy za nimi.

Albanija... :)

Zaraz za granicą, a tuż za zakrętem olbrzymia dziura w jezdni :o przekornie szczerzy zęby i zmusza do gwałtownego hamowania i wykonania na drodze efektownego "esa".

He he, witamy w Albanii. :D Mirëdita.

----

Tu mała dygresja.

Aby raz na zawsze zakończyć gdybania nt. istnienia bądź nie istnienia opłaty wjazdowej pobieranej podczas przekraczania albańskiej granicy, chciałbym pokazać Wam pewną wywieszkę sfotografowaną na granicznym pawilonie. Ulotka ta wyjaśnia wszystko:

Obrazek

Zapytałem zresztą samych pograniczników, czy podane stawki obowiązują tylko tu, czy w całej Albanii.
Odpowiedź brzmiała jednoznacznie: w całym kraju niezależnie od przejścia granicznego. Co więcej, obecny taryfikator wprowadzono w 2003 roku i od trzech lat nie zmieniano ani wysokości opłat, ani krajów podlegających jej!
Z kolei z różnych źródeł wiem, że gdzieniegdzie nadal pobiera się opłatę wjazdową od obywateli polskich. Proceder ten kwitnie w szczególności w Sukobin/Muriqan, na przejściu z Czarnogórą w drodze z Ulcinja do Shkodry i wszystko wskazuje na to, iż mamy tam do czynienia z regularną korupcją opartą na niewiedzy turystów oraz ich naturalnej niechęci do komplikowania sobie wakacji.
Część nie wie, że nie musi płacić, inni robią to dla świętego spokoju wychodząc z założenia, że 10 Euro to nie majątek...
Tymczasem Polacy, Czesi oraz Słowacy, zgodnie z przepisami, zostali zwolnieni z myta i wjeżdżają do Albanii za darmo.

Swoją drogą, czy ktoś może wie dlaczego akurat właśnie te trzy kraje cieszą się tym przywilejem...?
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 18.10.2006 07:22

von Laos napisał(a):Swoją drogą, czy ktoś może wie dlaczego akurat właśnie te trzy kraje cieszą się tym przywilejem...?


:lol:
Też się zastanawiam. Moja teoria: najwięcej po drodze i tak spotykaliśmy Czechów i Słowaków, więc nasze nacje pewnie i tak zosatwiają 10 euro albo i więcej w Albanii i dlatego nam na granicach Albańczycy odpuszczają :lol: :lol: :lol:
kulka53
Weteran
Posty: 13338
Dołączył(a): 31.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) kulka53 » 18.10.2006 08:37

Hmm... :?
Ja wjeżdżałem do Albanii z głębokim przekonaniem, że obywatele wszystkich krajów Unii nie ponoszą żadnej opłaty wjazdowej, wydaje mi się, że nawet widziałem kartkę z takim napisem... (to było przejście na przełęczy Cafa San - Al/Mk). A z tego wynika, że się myliłem... :(
Jednakowoż czuję się niezwykle wyróżniony jako obywatel kraju który "nie płaci" :D
Ciekawe faktycznie, czy Albańczycy aż tak nas lubią 8O ?
A może uważają, że jesteśmy "fajniejszymi" Słowianami :wink:
gratkorn
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 447
Dołączył(a): 31.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) gratkorn » 18.10.2006 12:03

No widzisz :!: Motywacji Ci trzeba było :wink: :D

Nie wiem dlaczego, przy wyjeździe żąda się od nas wszystkich danych z paszportów, obu praw jazdy, dowodu rejestracyjnego oraz zielonej karty.


Ja nie wiem dlaczego nasza policja drogowa, która ostatnio "przetrzepywała mi futerko" zażądała ode mnie oprócz prawa jazdy, dowodu rejestracyjnego i OC, jeszcze dowodu osobistego :?: Ale nie pytałam, bo chciałam im jak najszybciej zniknąć z oczu (nie wiem czy mam ważną gaśnicę, nie wiem czy mam i gdzie mam trójkąt i nie wiem czy mam, gdzie mam i czy muszę mieć apteczkę :D - wiem, że mam męża i on to wszystko wie :D i wystarczy :wink: )
typ
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 933
Dołączył(a): 27.03.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) typ » 20.10.2006 17:38

kulka53 napisał(a):Ciekawe faktycznie, czy Albańczycy aż tak nas lubią 8O ?
A może uważają, że jesteśmy "fajniejszymi" Słowianami :wink:


Wielokrotnie spotkałem sie z usmiechem Albanczyków kiedy mowilismy ze jestesmy z Polski. Więc pewnie cos w tym jest. Nie wiem dlaczego tak jest ale tak jak napisałem w swojej relacji - moze to dlatego ze mieszkamy daleko od nich i nie mielismy dotąd okazji się o coś posprzeczac :-)
Co do przejscia Sukobin - ja mam jak najlepsze wspomnienia. Cholernie uprzejmi celnicy, na każdym kroku uśmiech. Tego akurat nasi mogliby sie od tamtych nauczyc. Albanskiej biurokracji na granicy juz nie :-)
A co do opłaty - nie płaciłem przy wjeździe, ale przy wyjeździe owszem - chyba 1 EUR/dzien/samochód. Czyli zakładając że podróżuje się w kilka osób to opłata jest bardzo mała.
gratkorn
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 447
Dołączył(a): 31.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) gratkorn » 06.11.2006 13:40

A tak dla odświeżenia :D

Może, może ...... :?:
von Laos
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 89
Dołączył(a): 28.10.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) von Laos » 18.11.2006 02:17

Kaczki i osły

Z granicy ruszyliśmy zaraz, jak tylko albańscy urzędnicy skończyli swoje czynności. Kręta, asfaltowa droga, po kilku zakrętach zaczęła schodzić wyraźnie w dół i zbliżać się do brzegu, zostawionego godzinę wcześniej,
jeziora Ochrydzkiego.
Niedawno musiało tu bardzo silnie padać, gdyż nawierzchnia wciąż miejscami pozostawała pokryta warstwą gliniastego materiału zmytego z górskiego zbocza. Zbocza, które od wyjazdu ze Sv. Naum wciąż trawersowaliśmy. Gdzieniegdzie leżały porozrzucane kawałki zerodowanych skał, niektóre całkiem pokaźnych rozmiarów. Pewne fragmenty zbocza zabezpieczono przed osunięciem na szosę za pomocą betonowych płyt ustawionych pionowo, rzędem i wmurowanych u podstawy w podłoże.
Na szczycie jednej z takich płyt spoczywał sobie wywrócony bunkier. Tak. Cały, kompletny, typowy, okrągły albański bunkier. Kiedyś widocznie stał wyżej, lecz deszcz podmył go i sprawił, że w pewnym momencie grunt osunął się, a pieczarkowata budowla stoczyła w dół i zawisła, a właściwie zatrzymała odwrócona do góry dnem na wysokości kilku metrów nad szosą. Teraz, podparta jedynie kamieniem wielkości futbolowej piłki zdawała się trwać w stanie pozornej równowagi kpiąc sobie z prawa ciążenia.
Wystarczy jednak kolejna silna ulewa, osunięcie ziemi lub może nawet silniejszy podmuch wiatru, aby ten kilkutonowy kawał betonu runął prosto na szosę. 8O
Wstrzymując oddechy minęliśmy tę fantastyczną instalację licząc po cichu, że jeszcze choć przez chwilę pozostanie nienaruszona.

W krótce potem zjechaliśmy nad sam brzeg jeziora. Droga wyprostowała się i w oddali ujrzeliśmy zabudowania wioski Tushemisht. Zaczęło silnie wiać.

Obrazek

W wodzie walały się szczątki pomalowanego niegdyś na niebiesko i czarno rurociągu, a w pokładzie wąskiego, betonowego mostu ziała dziura na wylot. Tak wielka, że zmieściłby się w niej człowiek.
Pod spodem przepływał szeroki strumień, który kilkanaście metrów dalej uchodził wprost do wód jeziora i do złudzenia przypominał ten, który jeszcze niedawno badaliśmy w Sv. Naum. Na brzegach strumienia uwijali się liczni wędkarze, którzy głośno rozmawiając między sobą raz po raz zarzucali przynętę w rwące wody potoku. U ujścia strumienia, przy niewielkiej piaszczystej plaży, z której wychodziło żelazne molo wykończone pokładem z desek, stała sobie restauracja ze sporych rozmiarów tarasem, zbudowanym tuż nad wodą. Z jej wnętrza dobiegała głośna muzyka, przed wejściem stał nasz bus, a wokół niego większość grupy.

Podjechaliśmy tu zaledwie kilka minut temu, a teraz wymieniając pierwsze wrażenia czekamy na załogę Passata, która już do nas zmierza oraz na uruchomienie komputera w celu dokonania inspekcji map i wytyczenia dalszej marszruty.

W niedalekim sąsiedztwie miejsca, w którym się obecnie znajdujemy mamy zlokalizowane kilka wywierzysk. Wszystkie leżą gdzieś w jednej z pobliskich wsi i zamierzamy zbadać je już zaraz, jak tylko ustalimy drogę.
W końcu zguby zjawiają się.:) Wymiana pierwszych wrażeń, z motywem bunkra nad szosą na czele.
Byli w Pogradec, a wracając mniej więcej znaleźli drogę do wywierzysk. Przynajmniej wiedzą którędy pojechać i gdzie należy skręcić.
Ruszamy.

Obrazek

Zaraz za miejscowością, główna droga znajduje się w remoncie, wjeżdżamy więc w objazd, którego jakość przewyższa drogę właściwą, co w pierwszej chwili może dziwić. Podobnie, jak płonąca w rowie sterta śmieci... :?
Tutaj jednak nie należy się dziwić czemukolwiek,
Ciekawe, czy mieszkańcy kolejnej wioski też tak uważają, gdyż na widok naszej kolumny reagują niemałym zaskoczeniem. Zwłaszcza dzieciaki licznie bawiące się grupkami na i przy drodze, choć u nich przeważa normalne zaciekawienie i wystarczy zwykły gest pomachania im przez szybę samochodu, aby odpowiadały spontanicznym uśmiechem i radością.

Obrazek Obrazek

Dorośli zachowują się bardziej powściągliwie, zwłaszcza w obrębie wsi, gdzie znajdują się u siebie, a do której nagle zjechali obcy.
Albańczycy nie lubią obcych. Od stuleci obcy oznaczał kłopoty i nie witają każdego z otwartymi ramionami, jak Slowianie. Chyba, że od razu potraktują przybysza jak gościa, a wtedy to już zupełnie co innego. :wink:

Bitą drogą docieramy do celu. Nie wiem nawet, jak nazywa się ta wioska. Przy drodze nie zauważyłem jakiegokolwiek drogowskazu, a na mapie figuruje jedynie, jako skupisko zabudowań
Typowa bałkańska wieś. Wąskie uliczki wzdłuż szeregu domów z kamienia ogrodzonych wysokim murem. Nowe zbudowano z cegiel lub prefabrykatów i w większości stoją w stanie mocno surowym. Główna ulica asfaltowa, boczne w większości bez nawierzchni, wszędzie sporo bałaganu.

Obrazek Obrazek

W zasadzie jedno, po czym zdecydowanie można poznać albańską wieś to obecność tam specyficznego rodzaju dwukołowych bryczek. Wykonanie takiego ciągniętego przez osła pojazdu jest bardzo proste. Zupełnie płaski, zbity z desek pokład, czasamy posiadający burty, od spodu przykręcony, zwykle na piórowych resorach, tylny most od starego samochodu. Do tego prosty, pojedyńczy dyszel. No i oczywiście zwierze pociągowe - osioł - zastępujący silnik.

Obrazek Obrazek

Nigdzie daleko się tym nie zajedzie, szybko też nie, ale pamiętajmy, że zjawisko prywatnej motoryzacji dotarło do Albanii dopiero 1991 roku. Wcześniej, Albańczycy nie mogli mieć własnych samochodów i w tamtych czasach pojazdy takie, jak te stanowiły pewnie podstawowy środek prywatnego transportu.

Kierując się za pomocą GPS znajdujemy to, czego szukaliśmy.

Obrazek

Spomiędzy skał biją źródła, a wypływająca woda, poprzez niewielkie i płytkie rozlewisko zasila rowy melioracyjne przecinające okoliczne pola. Jednym z rowów płynie kilka kaczek, które po chwili znikają jednak w warstwie śmieci tak szczelnej, że aż trudno dostrzec schowane w nich ptaki.

Obrazek

Śmieci stanowią wielki problem w Albanii.

Obrazek

Kilka dekad komunizmu i braku towarów pakowanych sprawiło, że nikt nie umie sobie teraz poradzić z tonami plastikowych butelek, kartonów, torebek i wszelkich innych odpadów, których ludzie pozbywają się każdego dnia. A pozbywają się ich w sposób bardzo prosty. Wyrzucając gdziekolwiek. O ile obszar własnego gospodarstwa stanowi teren prywatny i jako taki utrzymywany jest zwykle w czystości i porządku, o tyle zaraz za płotem czy bramą zaczyna się ziemia niczyja, mogąca służyć i służąca za doskonały śmietnik. W miejskich osiedlach, wyrzucanie śmieci przez okno prosto na podwórze to norma, z którą od lat bezskutecznie walczą władze.

Z drogi obserwują nas dzieciaki.

Obrazek

Na rowerze przejeżdża starszy mężczyzna, który zatrzymuje się i rozpoczyna pogawędkę. Nie rozumiemy ani słowa, ale jemu to najwyraźniej nic a nic nie przeszkadza. W końcu żegna się mówiąc coś z uśmiechem i odjeżdża machając ręką.
Szwędamy się trochę po najbliższej okolicy, ale wiemy, że nic tu po nas.

Obrazek

Kolejne wywierzyska nie nadające się do nurkowania:(, a okazujące się przy okazji wodopojem domowego inwentarza spacerującego sobie w około. :D
Nie ma co, jedziemy do Pogradec. Musimy znaleźć bank, wymienić pieniądze, a i pora zrobiła się dość... obiadowa.

Odjaaazd!
von Laos
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 89
Dołączył(a): 28.10.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) von Laos » 03.12.2006 11:57

Zachodni brzeg jeziora

Po kilkunastu minutach zjawiamy się w Pogradec.

Obrazek

Parkujemy przy jednej z ulic i ruszamy w miasto.

Obrazek Obrazek

Pierwsze wrażenie odnoszę bardzo pozytywne, choć oczywiście, jak w całej Albanii, stare miesza się tu na każdym kroku z nowym, rudery z apartamentowcami, osły z limuzynami i gliniaste klepiska pełne kałuż z kostką bauma. Znajdujemy bank i wkrótce zaopatrzeni w "grube pliki czerwonych tatusiów" idziemy w stronę pobliskiego brzegu jeziora Ochrydzkiego.

Obrazek Obrazek

Pogradec nosi wszystkie cechy typowego kurortu letniskowego i rzeczywiście takowy stanowi. Przy głównej, ciągnącej się wzdłuż plaży, dwupasmowej alei ulokowały się bary i restauracje, choć przeważają niskie szeregowce i wolnostojące domy mieszkalne. W odróżnieniu jednak od Strugi, Ochrydu czy Sv. Naum ludzi na ulicach widać stosunkowo niewielu.

Obrazek

Atmosfera senna, nabrzeże prawie puste, ruch znikomy, choć posuwający się zwolna jedną z ulic pogrzebowy kondukt sprawia, że nieliczni przechodnie na chwilę przystają na jego widok.

Obrazek

No cóż, mamy środek wakacji i pewnie większość mieszkańców właśnie się urlopuje gdzieś na adriatyckich plażach Durres, Vlory czy Sarandy. Uwagę zwraca dosyć oryginalna, okrągła budowla stojąca w wodzie tuż przy brzegu, która przy bliższym poznaniu okazuje się być siedzibą banku.

Obrazek

Jeszcze szwędamy się trochę, jednak w końcu docieramy do peryferii i wracamy do zostawionych wcześniej samochodów.

Obrazek

Gdy do nich dochodzimy, kolega zauważa, że "prawie" wjechałem w otwartą studzienkę kanalizacyjną.
Niech to licho! Rzeczywiście, prawe przednie koło Kii wisi nad otwartym włazem kanalizacyjnym. 8O Dobrze, że wisi, ale jak to się stało, że do niej nie wpadło :?: Przy bliższych oględzinach okazuje się, że wóz stoi utrzymując się na 2 cm wewnętrznej powierzchni opony! Chyba jednak stoi w miarę pewnie, przecież wysiadaliśmy z niego, wyjmowaliśmy jeszcze coś zamykając następnie bagażnik, a to wszystko wywołuje wstrząsy...
Tak, czy inaczej wsiadam do środka dość ostrożnie i "na palcach". Jeżeli koło się ześlizgnie, to samochód opadnie i wachaczem uderzy prosto w krawędź włazu. Nie wiem, czy koreańscy konstruktorzy wzięli to pod uwagę w obliczeniach wytrzymałości zawieszenia, a uszkodzenie tak ważnego elementu, w dodatku tuż przed obiadem, mogłoby skutecznie popsuć nastrój na resztę dnia. 8)
Nie ma co się dłużej zastanawiać. Włączam silnik, wrzucam bieg i szybkim ruchem wyjeżdżam znad zdradzieckiej pułapki.
Dalej, nie niepokojeni już przez jakiekolwiek przeszkody, wracamy nad brzeg jeziora.

Przy bulwarze znajdujemy małą restaurację, której kelner widząc naszą wycieczkę w pierwszej chwili łapie się za głowę, ale zaraz wspólnymi siłami zestawiamy kilka wolnych stolików stojących luzem i już po chwili, pod dachem z bujnej winorośli wyrasta piętnastoosobowy stół biesiadny.

Kilka osób zamawia słynny miejscowy rarytas - pstrąga ochrydzkiego. Ryba ta żyje wyłącznie w dwóch pobliskich jeziorach, Ochrydzkim oraz Prespańskim i stanowi wielki przysmak lokalnej kuchni, a dania z tych ryb reklamują w swoich menu bary i restauracje zarówno w Macedonii, północnozachodniej Grecji, jak i w Albanii.
Wprawdzie osobiście nie próbowałem, ale podobno rzeczywiście smakuje wyśmienicie.
W wolnych chwilach trochę gawędzimy sobie z młodym kelnerem, który po rejestracjach już zdążył zauważyć skąd przybyliśmy. Twierdzi, że na Greków nie wyglądamy, włoski i niemiecki zna, a wcześniej słyszał nasze rozmowy, więc wiedział, że ani Włosi, ani Niemcy. Słysząc słowiański język stawiał na Czechów, którzy wśród zagranicznych turystów odwiedzających Albanię stanowią ponoć znaczny udział, choć autokar z Polski też tu kiedyś widział.

Po dwóch godzinach, posileni specjałami kuchni :) i pokrzepieni wyśmienitą kawą :) , zaczynamy się zbierać.

Popołudniowa godzina sprawia, że ulice zwolna zaczynają się zapełniać spacerowiczami. Rodziny z dziećmi, grupki znajomych, które zwykle składają się z samych kobiet lub wyłącznie z mężczyzn, młodzież na motorach, lub jeżdżaca w kółko samochodami...
Dość specyficzne wrażenie to wszystko wywołuje. Niby takie samo, jak wszędzie na Bałkanach, lecz wieczorne "pasarelle" w Albanii różnią się jednak od tych, w innych krajach.

Obrazek

Tymczasem ruszamy z Pogradec drogą biegnącą na północ wzdłuż jeziora Ochrydzkiego. Prowadzi ona do Elbasan i dalej przez Tiranę do Durres. W czasach antycznych, szlak ten stanowił fragment słynnej, rzymskiej Via Egnatia.
W planach UE, ma on zostać włączony do międzynarodowego korytarza drogowego łączącego - poprzez port w Durres, Saloniki oraz Istambuł - płw. Apeninski z Azją i Bliskim Wschodem.
Unia Europejska już zaplanowała realizację tego ambitnego projektu na drugą dekadę XXI w.
My zaś jedziemy tędy z zamiarem znalezienia jakiegoś niekrępującego i nienarzucającego się miejsca biwakowego, najlepiej nad samą wodą.

Zachodni brzeg jeziora Ochrydzkiego sprawia dość nieprzyjemne wrażenie. Kiedyś kwitło tu górnictwo i przemysł, z którego obecnie pozostały zardzewiałe szkielety ruin dawnych zakładów. Wszystko w stanie kompletnego zniszczenia. Zdewastowane, zarośnięte chaszczami i nieczynne od dawna. Mijamy górę nadgryzioną w paru miejscach zębami kamieniołomów. Działa ich tu kilka, jednak sposób, w jaki prowadzi się eksploatację skał woła o pomstę do nieba. Tu chapnięty kawałek, tam drugi, jeszcze dalej kolejny, zupełnie bez ładu i składu, a cały teren przypomina jeden wielki krajobraz księżycowy porozjeżdżany kołami ciężarówek. Wszystko pokryte białym pyłem i kurzem, a setki mniejszych i większych skał leżą porozrzucane po okolicy.
Jeden z nich, spory blok wielkości kiosku z gazetami przetoczył się przez szosę żłobiąc w asfalcie głębokie bruzdy i wgniatając nawierzchnię zatrzymał się w trzcinach wyrastających u podnóża kolejowego nasypu, który od wyjazdu z Pogradec towarzyszy szosie.
Kiedyś, kolej służyła tu w głównej mierze za połączenie przemysłowych obiektów nad jeziorem Ochrydzkim z odległym o około 100 km górniczym zagłębiem Elbasan. Kilka lat temu, linię doprowadzono do samego Pogradec i uruchomiono połączenia pasażerskie.
Na samej północy zachodniego brzegu jeziora, tuż przy drugiej stronie granicy z Macedonią znajduje się półwysep, na brzegu którego mieści się dawna rybacka wioska Lim, oznaczona zresztą na mapie, jako miejsce szczególnie warte odwiedzenia. O ile Lim leży od strony Strugi i Ochrydu, czyli północnej, o tyle południowy brzeg półwyspu, wg. mapy pozostaje niezamieszkały.

Obrazek Obrazek

Dotychczas, od wyjazdu z Pogradec nie zauważyliśmy żadnego miejsca spełniającego nasze biwakowe oczekiwania, więc jedziemy sprawdzić to.
W pewnym momencie szosa do Elbasan skręca ostro w lewo, a na poboczu zakrętu stoi tablica "Lim 1,5 km" i strzałka w prawo.

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Bita droga biegnie przez pola kukurydzy i łąki. na których pasie się kilka osiołków, a ludzie pracują przy uprawie swych pastwisk. Docieramy nad jezioro.

Obrazek

Miejsce nie najgorsze, choć blisko drogi, która, jak się okazuje prowadzi do stojącego na końcu półwyspu hotelu.
Resztę popołudnia i wieczór spędzamy na krótkiej przejażdżce do Lim, napełnianiu butli, podziwianiu zachodu słońca oraz kąpieli w świetle księżyca... 8) ;)
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 03.12.2006 12:18

Łaaaałłłłłłł :!: no pięknie... Naprawdę jestem pod wrażeniem Twojej wiedzy na temat tego regionu świata i tego jak go przedstawiasz. Dla mnie to totalna niewiadoma.

Pozdraviam :papa:
von Laos
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 89
Dołączył(a): 28.10.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) von Laos » 09.12.2006 02:26

Bunkry

Okrągłe, betonowe bunkry mogłyby z powodzeniem stać się swoistą międzynarodową ikoną Albanii, jako kraju.

Obrazek

Nic dziwnego. Mino, iż mamy już rok 2006 i od upadku albańskiego komunizmu upłynęło okrągłe 15 lat, wciąż dociera stamtąd niewiele informacji i przeciętny Europejczyk jeżeli w ogóle cokolwiek wie o tym kraju to zwykle jedynie to, że jego stolica nazywa się Tirana, a "za komuny" rządził tam nijaki Enver Hodża, który odciął swój kraj od reszty świata i wszędzie budował bunkry. Wielu pewnie nie wie nawet, że komunizm w ogóle się tam skończył.

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Dyktatorzy często mają tendencję do popadania w różne paranoje.
Paranoja Hodży polegała na poczuciu ciągłego zagrożenia z zewnątrz. Cały świat, a w szczególności jugosłowiańscy bandyci Tity i greccy sąsiedzi pozostający na smyczy zbrodniczych sił NATO dyrygowanych przez gangsterów z Waszyngtonu mieli ciągle czychać, aby tylko znaleźć odpowiedni moment i napaść na zdrową tkankę komunizmu tego jedynego prawdziwie ludowego kraju na Ziemi. Kraju kłującego, niczym sól w oku, zepsute i dekadenckie społeczeństwa zgniłego i rozpasanego Zachodu.
Jeszcze w latach '60 XX w. Albania utrzymywała dość ścisłe kontakty m.in. gospodarcze z Polską, jednak inspirowany przez CIA grudniowy przewrót roku 1970 i objęcie władzy przez "klikę Gierka" sprawiły, że cała współpraca na linii Warszawa-Tirana stawała się coraz luźniejsza.
W końcu około 1976 roku Hodża obraził się do reszty na cały świat i zamknął Albanię na przysłowiowe cztery spusty, już wcześniej przygotowując kraj do odparcia międzynarodowej agresji, która - w jego mniemaniu - pozostawała jedynie kwestią czasu.
W sumie, od 1967 roku w całym kraju zbudowano około 750 tysięcy bunkrów, co pochłonęło ponoć kilka miliardów dolarów z budżetu tego, jednak niezbyt bogatego kraju.

Przełęcz Qafe Thanës, w drodze z Pogradec do Elbasan i Tirany, na którą właśnie wjeżdżamy wlokąc się krętą asfaltową szosą za obładowaną ciężarówką, musiała stanowić szczególne miejsce w albańskiej "doktrynie ciągłej gotowści".

Obrazek

Wg wyobrażeń wojskowych strategów Hodży, najwyraźniej tędy właśnie miał prowadzić szlak zmasowanego ataku titowskich odszczepieńców, gdyż całą przełęcz przygotowano do stawienia wrażym siłom zdecydowanego oporu. Przygotowano stawiając bunkry rzecz jasna. Różne. Jednoosobowe stanowiska strzeleckie, jak również schrony artyleryjskie. Pojedyńczo i w grupach połączone okopami zajmują teren wokół przełęczy. Zauważamy je, jak tylko droga wyprowadza na skraj wielkiej łąki, na której w spokoju pasą się owce.

Obrazek

Z tyłu i w dole lśni jezioro Ochrydzkie, a na przeciwległym, macedońskim brzegu wznosi się całkowicie pokryte lasami pasmo Galičica, stanowiące zresztą teren parku narodowego o tej samej nazwie, przez który dwa dni temu przejeżdżaliśmy. Tymczasem kierowca jadącej przed nami ciężarówki daje znak przez okno, że możemy wyprzedzać. Dzięki temu, po kilku minutach zjawiamy się na szczycie przełęczy, parkujemy wozy i wszyscy idziemy zwiedzać skupisko bunkrów.

Obrazek

Ach, te czasy zabaw w czterech pancernych... Gdyby mieć wtedy choć jeden taki bunkier ! :D

Obrazek Obrazek Obrazek

Kilka z nich, dużych konstrukcji mogących pomieścić w swym wnętrzu sporych rozmiarów działo, stoi w miejscu tak eksponowanym, że zaczynam zastanawiać się, czy przez dobrą lornetkę nie byłoby ich czasem widać z macedońskiego brzegu jeziora?
Jeżeli tak, to ciekawe, jakie wrażenie na obserwatorach z zewnątrz wywoływały kiedyś, w czasach albańskiej izolacji?
Czy patrząc na ten ponury, zamknięty kraj z jugosłowiańskiego brzegu wolnego świata doznawali uczucia grozy 8O , ale i swoistej ulgi, że to wszystko dzieje się TAM, a nie tu, czy też kwitowali całość jedynie grymasem politowania... :?

Albańczycy stopniowo pozbywają się bunkrów, głównie tych, które stwarzają zagrożenie lub zwyczajnie przeszkadzają stojąc np. na środku podwórza.
Ponoć nie łatwo usunąć bunkier, nawet taki mały, strzelecki. Waży kilka ton i najczęściej stoi w miejscu, do którego nie da się podjechać dźwigiem, więc zwyczajne wyjęcie go i wywiezienie bywa niemożliwe. Co więcej, wykonano je z dosyć twardego betonu zbrojonego stalowymi prętami, więc użycie młota pneumatycznego też nie na wiele się w tym przypadku zdaje. Sprawdza się za to "metoda szoku termicznego". Aby usunąć bunkier, najpierw rozpala się wewnątrz wielkie ognisko i za pomocą ognia rozgrzewa całą konstrukcję do wysokiej temperatury. Gdy temperatura betonu silnie wzrośnie, co trwa zwykle od kilku do kilkunastu godzin, na kopułę bunkra leje się gwałtownie dużą ilość zimnej wody. Wtedy materiał pęka umożliwiając w dalszej kolejności użycie innych narzędzi (młota do rozbicia powłoki, szlifierek do pocięcia zbrojeniowych prętów) i usunięcie bunkra w kawałkach.
Wiele bunkrów znalazlo jednak doskonałe zastosowanie w nowej rzeczywistości, jaka nastała w Albanii po 1991 roku. Wykorzystuje się je często w charakterze piwniczek, schowków i (niestety) :? śmietników. Wszystko zależy od lokalizacji. Również twórcy graffiti dostrzegli w ich okrągłych kształtach doskonałe pole dla własnej działalności twórczej i przyozdobili wiele z nich motywami nawiązującymi do ich kształtu.
Spotyka się np. bunkry pomalowane w skorupę żółwia lub przeobrażone w wielką czerwoną biedronkę z czarnymi kropkami na grzbiecie, choć wiele z nich zwyczajnie pobazgrano w bliżej niezrozumiałe napisy.

Tak, betonowy bunkier mógłby z powodzeniem stać się swoistą międzynarodową ikoną Albanii, jako kraju.
W zeszłym roku, gdy na bazarze w Kruji kupowałem dwie alabastrowe popielniczki w kształcie bunkra, sprzedawca podając mi je zawinięte w stronę wyrwaną z codziennej gazety stwierdził śmiejąc się:

Co, jeden na pamiątkę, a drugi na prezent? Masz rację, "typical albanish bunker" to najlepszy prezent. Nigdzie indziej na świecie nie znajdziesz takiego.

Minęła godzina, odkąd przyjechaliśmy na przełęcz Quafe Thanës.

Obrazek Obrazek

Czas jednak porzucić zabawę i ruszać w dalszą drogę.

Obrazek

Powoli opuszczamy strefę fortyfikacji i udajemy się do naszych wozów.

Ciekawe, co czeka to miejsce w przyszłości. Mam nadzieję, że zostanie zachowane w swym obecnym kształcie, aby każdy turysta i przyszłe pokolenia odwiedzające je mógły poznać i choć na chwilę zetknąć się z tym najdziwniejszym chyba kawałkiem dwudziestowiecznej historii Europy.
Pod tym względem bunkry na przełęczy Qafe Thanës przypominają nieco berliński mur i stanowią swego rodzaju pomnik żelaznej kurtyny.

Mijamy stado owiec prowadzone leniwie przez palącego fajkę pasterza.

Obrazek

Pozdrawiamy się nawzajem, a owce na chwilę otaczają nasze samochody podążając w swoją stronę.

Ze szczytu przełęczy odchodzi szosa do odległej stąd o 15 km macedońskiej Strugi.

Obrazek

Licząca niecałe 100 km runda dookoła jeziora Ochrydzkiego może być zresztą doskonałą trasą na jedno lub dwudniową wycieczkę rowerową, a pamiętając o doskonałych miejscach biwakowych na plaży w Sv. Naum i na półwyspie koło Lin można połączyć ją ze zwiedzaniem Strugi, Ochrydu i Pogradec rozbijając nawet na trzy dni.
Wspaniała sceneria, drogi w sam raz, przyjazne otoczenie. W niedzielne popołudnie warto jednak unikać jazdy w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara na odcinku pomiędzy Sv. Naum a Ochrydem, albowiem tworzące się na drodze olbrzymie korki mogą odebrać nieco przyjemności wycieczki, a ich obecność to reguła, zwłaszcza w miesiącach wakacyjnych (lipiec-sierpień).

Z resztą załóg umawiamy się na kontakt w Tiranie. Dla pozostałych członków naszej ekipy będzie to pierwsza wizyta w tym mieście - stolicy kraju, który zresztą pierwszy raz w życiu odwiedzają i okazję tę zamierzają uczcić spożywając tam piwo o tej samej nazwie (birra Tirana). ;)
Mając więc pewną rezerwę czasową ruszamy niespiesznie szlakiem Via Egnatii, która z przełęczy prowadzi ostrym i krętym zjazdem na dno doliny rzeki Shkumbinit, wiodącej przez Përrenjas i Librazhd prosto do Elbasan.

Obrazek
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
Wyprawa w Góry Przeklęte - Albania 2006 - strona 4
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone