Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Wyprawa w Góry Przeklęte - Albania 2006

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
von Laos
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 89
Dołączył(a): 28.10.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) von Laos » 08.09.2006 13:12

Zlot

"Zlot gwiaździsty", czyli spotkanie wszystkich załóg naszego rajdu zaplanowaliśmy na sobotnie popołudnie, 5 sierpnia w Belgradzie.
Już w piątek wieczorem, po przeprawie, najpierw przez kompletnie zatkaną o tej porze Warszawę (piątkowe popołudnie :?), a potem przez kolejne objazdy i korki na trasie katowickiej wiedziałem, że może być trudno zdążyć tam na czas. Później, sytuację pogorszył dodatkowo remont drogi na Węgrzech oraz potężny korek w Horgos, na granicy węgiersko/serbskiej, w którym straciliśmy kolejną godzinę.
Tak więc gnając przez Wojwodinę i czekając na wiadomości od pozostałych ekip z pewną obawą wypatrywałem kolejnych wiaduktów, w cieniu których zwykle czatują policjanci serbskiej drogówki. Na szczęście, o dziwo(!) tego dnia mieli chyba ważniejsze sprawy niż łapanie radarem niesfornych kierowców na tej prostej i szerokiej, lecz wbrew pozorom niezbyt bezpiecznej szosie.
Od Suboticy aż do Belgradu... nie spotkaliśmy ani jednego patrolu.
Tymczasem w okolicach Nowego Sadu odebraliśmy wiadomość, że pozostałe załogi już się spotkały, teraz zwiedzają sobie starówkę spacerując w okolicach twierdzy Kalemegdan, a wkrótce udadzą się na spotkanie z pewnym nurkiem, z którym kolega był wcześniej umówiony, aby obgadać kilka spraw, czyli nie musimy się aż tak spieszyć.
Ostatecznie wszyscy spotkamy się w umówionym miejscu, czyli na stacji benzynowej JugoPetrol, ulokowanej przy autostradzie tuż przed szczytem charakterystycznego, długiego i ostrego podjazdu.

Jest sobotnie popołudnie, 5 sierpnia, gdy czekamy na nich na poboczu autostrady obserwując setki samochodów pnące się pod górę.
Zupełnie, jak u nas... :D Wszyscy jadą środkiem lub lewym pasem, a prawego używają jedynie obładowane ciężarówki wspinające się z trudem na najniższych biegach lub niższej mocy autobusy. Często ktoś usiłuje kogoś wyprzedzić, ale silnik nie daje rady i jaaaadą tak obok siebie. Wtedy ci szybsi pędzący lewym, klaksonem i światłami przepędzają z niego tych wolniejszych. Czasami prawy pozostaje zupełnie pusty i wtedy jakiś "śmigacz" wykorzystuje go do szybkiego wyprzedzenia reszty.
Stoimy tu od pół godziny. Hałas i smród spalin wywołuje już u mnie ból głowy.
Jak ci faceci mogą tu pracować - myślę spoglądając na dwóch pracowników obsługi stacji, na której do smogu i hałasu dochodzi jeszcze niemiłosierna woń oparów benzyny.
W końcu są! Biały bus, a za nim Passat z impetem wjeżdżają na stację. Ochy i achy powitania, szybka wymiana dotychczasowych wrażeń i niezbędnych informacji oraz równie szybka decyzja.

Spadajmy stąd jak najszybciej!

Kierunek: Nis, a później Prisztina.
Jeszcze dziś wjeżdżamy do Kosova i biwakujemy sobie gdzieś nad rzeczką opodal krzaczka, a jutro obejrzymy tylko starą część Prizrenu i jak dobrze pójdzie koło południa wylądujemy w Kukes, już w Albanii.

Odjaaaazd!
von Laos
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 89
Dołączył(a): 28.10.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) von Laos » 08.09.2006 13:27

Japona napisał(a):
A propos wilków, czytaliście artykuły Andrzeja Stasiuka o jego wyjazdach w góry Albanii:?:


to własnie z artykułów Stasiuka się wywiedziałam o tych strasznych :wink: rzeczach,
jeden faaaaaajny artykuł jest w necie

Stasiuk o Albanii i Górach Przeklętych

Pozdrav


:D No właśnie, na przykład ten.
Wcześniej czytałem go wiele razy, ale teraz, po wyjeździe w tamte strony jego słowa i opisy nabrały zupełnie nowego znaczenia. Bajram Curri, tunel i jezioro Komanit pojawią się również w mojej opowieści, ale później.
Tymczasem wstawilem nowy odcinek po przeczytaniu którego stwierdziłem, że muszę nieco podkręcić akcję, bo zaczynam przynudzać. :?
wojan
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5547
Dołączył(a): 17.06.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wojan » 08.09.2006 14:14

Podkręcaj,podkręcaj.A co do przynudzania - to nie zauważyłem. :lol:
von Laos
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 89
Dołączył(a): 28.10.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) von Laos » 11.09.2006 11:21

Jeźdźcy Burzy

Jazda poprzez pagórkowate, częściowo zalesione i dość gęsto zaludnione tereny środkowej Serbii nie dostarcza jakiś szczególnych wrażeń, ale droga upływa dość szybko. Późnym popołudniem mijamy Nis i podziwiając zygzaki błyskawic raz za razem przecinające wieczorne niebo zjeżdżamy z autostrady w drogę wiodącą przez Prokuplje do Kosova.
Powietrze gęste i duszne, chmurzy się coraz bardziej. Burzę właściwie trudno nawet zlokalizować, gdyż błyska się wszędzie dookoła. Raz na północy, zaraz potem na południu, wschodzie i południowym zachodzie.
Parno. Świecący księżyc, któremu do pełni brakuje kilku zaledwie dni oświetla znad gór całą okolicę wprowadzając klimat niczym z posterów fantasy, a "Cantara" Dead Can Dance lodowato przejmującym glosem Lisy Gerald spina całość bajecznej scenerii.
Zaczyna padać, a droga pogarsza się.
Zaczyna padać coraz bardziej.
Włączam wycieraczki na "szybko". Dobrze, że nie widać tu żadnych wsi, a tereny wydają się niezamieszkałe, gdyż widoczność staje się z minuty na minutę coraz gorsza.
Leje.
Mijamy wioskę wyglądającą na opuszczoną.
Leje, jak z cebra, a rozgałęzione pioruny raz za razem rozświetlają górzystą okolicę przeszywając powietrze kanonadą dudniących grzmotów.
Wycieraczkom włączonym na "bardzo szybko" z trudem udaje się oczyścić szybę.
W pewnym momencie nasz bus jadący przodem gwałtownie hamuje. W poprzek szosy przepływa rzeka błota wypływająca z bocznej, biegnącej ostro pod górę polnej drogi, właśnie zmywanej potokami ulewy.
Łoskot deszczu o dach samochodu wzmaga się do tego stopnia, że w środku, aby porozumieć się trzeba już prawie krzyczeć. Ruszamy powoli i przejeżdżamy przez sunące błoto, a niesione wodą kamienie obijają się o kołpaki felg.
Leje już tak, że muszę zwolnić do 40, aby w ogóle widzieć drogę. Potem do 30.
Wjeżdżamy do Prokuplje. Typowa mała mieścina przy tranzytowej drodze, trochę szemrana, ale i tętniąca życiem, co nadaje jej tego specyficznego uroku, jaki posiadają miasteczka leżące na szlaku.
Powoli posuwamy się przez miasto, a ulica, którą zjeżdżamy zbiera wodę spływającą ze wszystkich swoich przecznic.
Kilka samochodów przed nami zatrzymuje się. W dole widać oświetlone ulicznymi latarniami istne jezioro do którego z trzech stron spływają tony wody, sunące ulicami chyba z całego miasta.

:idea:
Nie ma ani chwili do stracenia!

Albo zaraz znajdziemy się po drugiej stronie, albo ugrzęźniemy tu na nie wiadomo jak długo. Zebrana woda nie spłynie stąd do jutra, a nic nie wskazuje na to, aby dało się ją jakoś objechać.
Musimy tylko szybko sprawdzić, czy nie jest już za późno.
Omijając slalomem chaotycznie zawracające samochody podjeżdżamy do tej olbrzymiej kałuży, z której kilku mężczyzn, w strugach ulewy wypycha właśnie osobowego Opla.

Chyba nie jest jeszcze aż tak głęboko!

Bus bez chwili wahania wjeżdża do wody kołysząc się na nierównościach schowanego pod nią asfaltu, a my stajemy podziwiając efektowne rozbryzgi, jakie wytwarza jego przód. Hak holowniczy znika pod wodą, by po kilkudziesięciu sekundach wynurzyć się już na drugim brzegu.

Dobra nasza! Damy radę! Jadziem! 8)

Wyjąc silnikiem i bulgocząc z rury wydechowej, niczym pamiętny wehikuł Pana Samochodzika brniemy wśród odgłosu szorującej wody, a wytwarzana przez czoło samochodu fala sprawia, że czujemy się przez chwilę, jak w motorówce. :D
W końcu, po kilku minutach wszyscy spotykamy się cało i w komplecie na drugim brzegu.

W międzyczasie ulewa przechodzi w zwykły deszcz, a z boku gdzieś z pomiędzy chmur znowu wyłania się łobuzersko uśmiechnięty i zadowolony księżyc.
Stajemy samochodami obok siebie i przez otwarte okna wymieniamy wrażenia, podczas gdy pasażerowie busa właśnie napełniają kieliszki przymierzając się do spełnienia błyskawicznego, okolicznościowego toastu "za stopę wody pod kilem i ani centymetra więcej". :D
Ostatni rzut oka na zalaną ulicę, przez którą właśnie przeprawia się terenówka. Woda prawie zakrywa koła dochodząc do reflektorów.
No, teraz już byśmy raczej nie przejechali... A już na pewno nie "suchą stopą".

Zostawiamy Prokuplje, ruszamy w drogę i po pół godzinnej jeździe długą zalesioną doliną ustawiamy się na końcu kolejki samochodów stojących na szosie.

- 100 m stąd jest check point - wyjaśnia kolega, który natychmiast udał się na zwiad - ale chyba coś wolno im to wszystko idzie bo tu, w kolejce jedni śpią, inni stoją i gadają na poboczu a reszta siedzi i słucha radia. Podjeżdża się pojedynczo, na sygnał latarką. Dziwne tylko, że autobus wysadził pasażerów i zawrócił.

Znaleźliśmy się zatem w Merdare, punkcie granicznym pomiędzy Serbią, a Kosovem.
Dochodzi 23, księżyc znowu gdzieś się zapodział pogrążając świat w kompletnej ciemności.
Czekamy...
wojan
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5547
Dołączył(a): 17.06.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wojan » 11.09.2006 11:45

My też :lol: :papa:
mama_Kapiszonka
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2042
Dołączył(a): 30.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) mama_Kapiszonka » 13.09.2006 11:54

Rajjciu. Nadrabiam zaległosci czytelnicze i martwi mnie jedna rzecz: czy w tym roku ktoś zorganizuje konkurs literacki? Bo tyle super relacji się pcha do podium!

Ja ze swoim marnym piśmidłem poczekam do zimy, gdy każde ciepłe słowo cieszy.


I podpisuję się pod wnioskiem reszty czytelników. Czekam...z niecierpliwoscią na cd.
Japona
Cromaniak
Posty: 739
Dołączył(a): 30.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Japona » 13.09.2006 12:05

no to podkręciłeś von Laos :D
Kosovo ...zaczyna się w końcu coś dziać :wink:
von Laos
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 89
Dołączył(a): 28.10.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) von Laos » 14.09.2006 00:26

Nieoczekiwana zmiana planów

Niesamowicie brzmi panująca tu kompletna cisza. Zwykle w takich miejscach słychać cykady, szum poruszanej wiatrem roślinności, czy jakiekolwiek inne dźwięki. Tutaj nic.
Kilkanaście samochodów ustawionych jeden za drugim, parę osób, nieruchomo stojących na poboczu. Jedni samotnie inni w małych grupkach, a wszystko, jak gdyby stanowiło element jakiejś martwej natury. Ruchomej instalacji, którą teraz, na noc uśpiono naciśnięciem guzika.
Co kilka minut instalacja jednak ożywa, gdy kolejne maszyny zostają uruchomione, a cała kolejka posuwa się kilka metrów by po chwili znowu zapaść w odrętwienie i absolutną ciszę. Ciszę, brutalnie zakłócaną niekiedy podjeżdżającymi bez kolejki autobusami, które po kilku minutach wracają puste.

Światło latarki poruszyło się.
Stojący przed nami samochód włączył właśnie silnik i mijając stojący na poboczu znak "stop" rusza powoli w kierunku pogrążonego w ciemnościach kamienistego placu na którym majaczą dwie, ledwo widoczne sylwetki. Kilkadziesiąt metrów dalej, plac kończy się, a po obu stronach wąskiej drogi stoją rzędem kontenerowe pawilony tonące w światłach latarń. Nad drogą dość pokaźnych rozmiarów dach w kształcie odwróconej litery "V" sugeruje drugą stronę granicy.
Światło latarki znowu poruszyło się. Włączam silnik i podjeżdżamy. Serbski policjant, po spojrzeniu na tablicę rejestracyjną robi minę wyraźnie zdziwioną.
Podaję paszporty uśmiechając się luzacko, a on zabiera je i nawet nie spojrzawszy do środka zaczyna istne przesluchanie.
Kto? Dokąd? Po co? Dlaczego tędy? Jaką drogą? Na jak długo? I co za licho nas tu w ogóle przyniosło... :?
Zaczynamy wyjaśniać więc 8), że jesteśmy turystami, że jedziemy w góry, do Albanii, że przez Prisztinę i Prizren, że do Kukes, że tranzytem, że to, że tamto. 8)
On słucha kręcąc z niedowierzaniem głową, a jego mina wyraża całkowitą dezaprobatę :?, że zamiast jak normalni ludzie pojechać sobie gdzieś na wczasy do Toskanii, czy innego Costa del 'coś', nam chce się pchać po nocy do Kosova po to tylko, aby zaraz potem znaleźć się w Albanii.
Dziwacy!
"Ojjj poprzewracało wam się w tych głowach, poprzewracało" chciałoby się sparafrazować Stanisława Tyma i pamiętną scenę w londyńskim banku z filmu "Miś". :twisted:
Tymczasem policjant zapisuje coś w grubym notatniku, oddaje paszporty, wciąż nawet ich nie otworzywszy i daje znak, że możemy jechać.
Ruszamy.
Przy drodze stoi wielka tablica informująca, że "na terytorium Kosova Zielona Karta jest nieważna i wymaga się, aby wszystkie pojazdy zarejestrowane gdzie indziej niż na terytorium Kosova, Macedonii, Serbii, Czarnogóry oraz BiH posiadały specjalne, wewnętrzne ubezpieczenie".
Czuję, że będą z tego powodu kłopoty...
Obok rzędem stoi kilka autokarów czekających na wjazd do Serbii. W środku włączone oświetlenie i strażnicy graniczni. Niektórzy podróżni śpią, inni zaspanymi ruchami grzebią w torbach usiłując znaleźć w nich paszporty.
Na zewnątrz panuje ogólna nerwowość. Nasze dokumenty lądują w kantorku.

Okazuje się, że tarasujemy drogę i mamy odjechać! Zjeżdżamy więc na pobocze, aby uwolnić przejazd.

Kierowcy mają udać się do pobliskiej budki po ubezpieczenie i wrócić tu zaraz! Idziemy we trzech. Podaję przez okienko dowód rejestracyjny, a wąsaty niezbyt miły urzędnik zaczyna wklepywać dane do komputera. W pewnym momencie kolega pyta ile to będzie kosztować i okazuje się, że po 50 euro od osobowego i 130 za busa. 8O

Nie, nie, my jedziemy tylko tranzytem, wyjaśniam. Facet denerwuje się, zaczyna coś krzyczeć :evil: pokazując na ekran i łamanym angielskim mówi, ze minimum 15 dni za 50 lub 130 euro i ani centa mniej.

Co za antypatyczny typ! :x

Widzę, że coś kręci, że rozwijalne menu w oknie programu ma jeszcze inne opcje, ale ten trzyma łapę na myszy i upiera się, że nie. Sytuacja zaognia się i komplikuje, gdyż w naszej załodze pojawiają się, delikatnie rzecz ujmując, głosy protestu przeciw wysokości opłaty. W pewnym momencie wąsacz rzuca opryskliwie, że albo płacimy, albo nie pojedziemy do Albanii i tym stwierdzeniem "przegina pałeczkę".
Owszem kolego, pojedziemy tak, czy inaczej, jak nie tędy to inną drogą. Mamy czas i możemy nadrobić te parę setek kilometrów. "No problema".
W tej samej chwili rozlega się przesądzający sprawę tzw. głos rozsądku w postaci jednej z naszych koleżanek, która stwierdza, że przecież możemy odwrócić trasę i zamiast północ--południe pokonać ją w odwrotnym kierunku. Tu i tak nic nie wskóramy, więc zamiast tracić czas na kłótnie wracajmy i rano jedźmy do słonecznej Macedonii, a stamtąd do Albanii. Najpierw na południe, a później na północ, w góry.
O! I właśnie takiego rozwiązania teraz potrzebujemy :!:
:)
Ech, kobiety. Tyle wojen przez nie wybuchło, ale jednocześnie któż inny potrafi równie skutecznie wygasić zarzewie rodzącego się konfliktu... :)

Kosovarom mówimy, że jednak rozmyśliliśmy się i wracamy, zabieramy dokumenty i pakujemy do wozów.

Odjaaazd!

Dochodzi pierwsza w nocy, a tu okazuje się, że po serbskiej stronie zmieniła się w międzyczasie obsada graniczna.
Znowu zaczyna się przesłuchanie, tym razem jednak wyjaśnienie, że po prostu zawróciliśmy z granicy nie będąc de facto w Kosovie kończy kontrolę. Przeglądają jeszcze tylko paszporty szukając stempli, dziwią się widząc albańskie z zeszłego roku, i w miarę szybko pozwalają jechać.

Uff, chyba wszyscy mamy już dość wrażeń, bo kilkaset metrów za granicą znajdujemy zjazd nad strumyk i nie bacząc na nic postanawiamy zostać tam do rana.
Szybko rozbijamy obóz i wkrótce, pochyleni nad rozłożoną na masce Kii mapą ustalamy dalszą marszrutę, a ja, po kilku łykach Skopskiego* czuję, jak zaczyna kręcić mi się w głowie. :oops:

Druga w nocy, chyba już czas na jakiś odpoczynek...

* -- Skopsko to nazwa piwa produkcji macedońskiej dostępnego również w środkowej i południowej Serbii. Zaw. alk. 5,6%. :P
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 14.09.2006 08:17

Mam pytanie co do tych autobusów podjeżdżających bez kolejki, które wracaja puste. To takie kursowe? Czy może to tak, że zawożą na kosowską stronę ludzi, a tam pasażerów przejmuje autobus z Kosowa? Czy jakoś tak?
Tak kombinuję, bo gdzies tam kiedys ktoś pisał, że "niemile" :wink: widziane są tam pojazdy na serbskich (czarnogórskich) blachach - stąd może przesiadka???
Zachciewało się nam tego Kosowa na zakończenie naszej wycieczki - właśnie "pks"-em, ale to jednak kawałek drogi, a miałyśmy juz niewiele czasu...
von Laos
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 89
Dołączył(a): 28.10.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) von Laos » 15.09.2006 14:21

Całkowicie kursowe, zwyczajne PKS-y. Na jednym z nich udało mi się dostrzec tabliczkę "Prokuplje-Merdare", a wszystkie mialy rejestracje serbskie (NI lub PR).
Najprawdopodobniej podróż odbywa się właśnie tak, jak napisałaś. Dojeżdżasz do granicy, przechodzisz na drugą stronę i wsiadasz w inny autobus. Nie wiem tylko czy rozkłady jazd po obydwu stronach w jakikolwiek sposób zazębiają się.
gratkorn
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 447
Dołączył(a): 31.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) gratkorn » 20.09.2006 08:56

Puk, puk ......

Co dalej :?: Fanklub czeka :lol:
darek1
zbanowany
Posty: 9346
Dołączył(a): 27.06.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) darek1 » 20.09.2006 13:35

Sceny mrożące krew w żyłach - Przeklete góry
von Laos
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 89
Dołączył(a): 28.10.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) von Laos » 20.09.2006 15:10

Macedonia.

Od kilku godzin jesteśmy już w Macedonii. Odkąd ją poznałem kojarzy mi się z upałem, oślepiającym słońcem i wysuszoną na popiół ziemią cierpiącą na nieustanny deficyt wody. Kraj równie przyjaznych ludzi, co burzliwej historii. Kolebka słowiańskiej Europy i jej południowa rubież.

Siedzę sobie w małej knajpce usytuowanej nieopodal rynku w Debarze i relaksując się podgryzam byrek popijając jogurtem. Właściciel baru, jako jeden z nielicznych rozumie po "ogólnosłowiańsku" i pokazuje dyplom na ścianie. Nazwisko kończące się na "ski" to w tym rejonie już rzadkość. Wierzę mu, a napisy i mowa przechodniów potwierdzają tylko, że macedoński Debar to już w rzeczywistości albańska Dibra.
Cała nasza wycieczka rozeszła się po okolicy, co chwila tylko miga mi ktoś znajomy. Jedni kupują arbuza, inni wcinają lody, ze środka placu groźnie spogląda popiersie George Kastrioty Skanderbega, a po ulicach szaleją miejscowi playboje w swych wypasionych brykach.
He, co ciekawe chyba mniej istotna jest tu sama "fura" ile raczej "muza", gdyż nawet rzęchowate, dwudziestoletnie Golfy mają w środku sprzęt audio wart niekiedy o wiele więcej niż one same.
Na ulicach gwar, choć to dopiero 16 i do wieczora jeszcze mnóstwo czasu.
Dzisiejszy dzień traktujemy jako dojazd nad jezioro Ochrydzkie i delektowanie się walorami Macedonii.

Wprawdzie trochę szkoda, że przedpołudniem straciliśmy prawie dwie godziny w kolejce na granicy:
Obrazek
ale "welcome to Macedonia" wypowiedziane z powitalnym uśmiechem przez miłą policjantkę, która ze swoją urodą spokojnie mogłaby trafić prosto do finału Miss Świata sprawiły, że szybko o tym zapomniałem.

Może dzięki tym dwóm straconym godzinom, później, na slamsowatych przedmieściach Skopje
Obrazek Obrazek
udało się trafić w sam środek weselnego orszaku, który z fanfarami klaksonów podjechał właśnie wtedy. Niedziela, tradycyjny dzień ślubów i wesel. Z samochodów wysypali się goście, wielu w tradycyjnych strojach
Obrazek
i po chwili wszyscy zniknęli wewnątrz tonącego w śmieciach osiedla parterowych domków, w które woleliśmy się jednak nie zapuszczać.
Obrazek Obrazek

Obok, przy drodze siedział sobie na stercie cegieł maly chłopiec i z zaciekawieniem obserwował całą scenkę.
Obrazek

Potem jazda do Gostivaru. Szeroka i pusta autostrada wiodąca przez górskie, niezamieszkałe tereny pokryte niską lecz gęstą roślinnościa. Z boku, w oddali widać ostre szczyty pasma Šar Planina i gdyby nie to, że jedziemy grupą chętnie zwolniłbym do 60-70 km/h i przebył tę drogę "po harleyowsku". :)
Zaraz za Skopje, w miejscu gdzie przegrodzona hydroelektrownią rzeka Treska tworzy podłużny zalew, by wkrótce potem wpaść do Vardaru znajduje się słynny kanion Matka -- wciśnięte pomiędzy strzeliste skały popularne miejsce zlotów wielu fanatyków sportów wodnych. Choć kusiło, żeby zajrzeć choć na chwilę, to pojechaliśmy jednak dalej podziwiając Matkę tylko z oddali.
Wiemy, że za kilka dni zobaczymy coś, co zdecydowanie ją przebije, a pod wieczór chcemy znaleźć się już w sv. Naum, ostatniej przed granicą albańską miejscowości po macedońskiej stronie jeziora Ochrydzkiego.

Kontemplowanie drogi i przyjemność jazdy przerywają tylko punkty poboru opłat rozmieszczone co kilkanaście kilometrów na autostradzie, które natrętnie zmuszają do zatrzymania się. :?

Wjazd do Parku Narodowego Mavrovo.
Vardar w tym miejscu ma już szerokość potoku, a w pobliżu znajduje się jego izvor, czyli źródła.
Skręt w "żółtą" drogę i kolejny przejazd przez góry na drugą stronę wododziału, zlewiska Crnego Drinu.
Obrazek

Wreszcie Mavrovsko Ezero, wielki zalew na elektrowni wodnej, którego ostro schodzące brzegi praktycznie w kilku tylko miejscach umożliwiają człowiekowi osiągnięcie z lądu lustra wody.
Obrazek
Wszystko porośnięte gęstym, niskim lasem. Dzikość. No, prawie dzikość; samotna wioska ulokowana w górach po przeciwnej stronie świadczy o tym, że jednak mieszkają tu ludzie. Po kilku kilometrach następna wioska, a po dalszych kilkunastu jeszcze jedna.
Obrazek Obrazek Obrazek

Z zadumy wyrywa mnie wiadomość, że zaraz ruszamy!
Koniec debarskiego popasu, czas jechać.
Kończę byrek, dopijam jogurt i wychodzę z baru w momencie, gdy ulicą po raz kolejny przejeżdża zielone BMW, wspaniale i profesjonalnie tuningowane w stylu "American Hot-Rod".

Idąc sobie uliczką spotykam też taki oto, zapomniany już w większości pojazd.

Obrazek
von Laos
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 89
Dołączył(a): 28.10.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) von Laos » 29.09.2006 13:25

Jezioro Ochrydzkie

Wyjeżdżamy z Debaru na południe, jedyną drogą, jaką da się stąd wyjechać. No nie, da się jeszcze wyjechać na północ, ale stamtąd niedawno przyjechaliśmy. Gdzieś tu jeszcze odchodzi droga do Albanii. Ciekawe gdzie. Pewnie to po prostu jedna z tych mijanych przecznic. Przecież to jedynie 5 km.

Zaraz za miastem poruszamy się wzdłuż brzegu zalewu, jaki tworzy w tym miejscu Crni Drim. Zalew nazywa się Debarsko Ezero, choć na jednej z map nosi również nazwę Ligeni i Dibra.

Obrazek

Skaliste pasmo, którego szczytami przebiega zresztą granica macedońsko albańska miejscami schodzi do samej linii wody, a drogę wciśnięto pomiędzy góry, a wapienny brzeg i poprowadzono po zboczu.
Ciekawe, czy na mijanych szczytach kiedykolwiek ktoś był. Patrząc na ekspozycję pionowych skał i gęstwinę kolczastych krzewów, jaka porasta te nieliczne, nieco łagodniej nachylone ich fragmenty, można mieć co do tego wątpliwości.
Mijamy Dżepiste, małą wioskę której rytm życia wyznaczają chyba tylko pory roku. Po kilku kilometrach zalew kończy się, a szosa i towarzyszący jej cały czas Crni Drim wiją się pomiędzy górami wyrastającymi wprost z dna szerokiej doliny, jaką tworzą tu pasma Karaorman na wschodzie i Jablanica na zachodzie. W końcu krajobraz wypłaszcza się, a w oddali dostrzegam pierwsze zabudowania Strugi. Mijamy lotnisko i wracają wspomnienia z 1986 roku...

Trawiasty, kilkusetmetrowy pas, zarośnięty po bokach gęstą roślinnością, na którego skraju pasie się leniwie stadko kóz.
W krzakach, zardzewiały szkielet starej Zastavy. Wewnątrz wraku ktoś urządził kurnik.
Krzywy i dziurawy, skorodowany parkan z metalowej siatki, bardziej wyznaczający linię niż ogradzający cokolwiek.
Warkot silnika powoli mieszający się, aż do zupełnego zagłuszenia odgłosów zwierząt oraz dwa snopy światła wytwarzane przez reflektory podchodzącej właśnie do lądowania, amerykańskiej Dakoty.
Scena całkowicie nie mieszcząca się zarówno w czasie, jak i w miejscu.
Katanga lat '60?
Samolot wylądował i dotoczył się do niskiego baraku, zwieńczonego napisem "Struga Airport", wykonanego białą farbą wprost na drewnianej ścianie. Gdy wirujące śmigła w końcu zamarły, z boku kadłuba otworzyły się drzwi, a ja, obserwując to wszystko z pobocza przylegającej do ogrodzenia drogi zastygłem, oczekując, że z wnętrza maszyny wyskoczy zaraz Cat Shanon wraz ze swoim oddziałem psów wojny, by rozpocząć krwawy zamach stanu...


Nic takiego oczywiście :D nie następiło, więc po chwili wróciłem do mojego czerwonego bolida 126p 8) by kontynuować podróż po Jugosławii...

Tymczasem, wracając do rzeczywistości zauważam, że właśnie wjeżdżamy do Strugi. Na pobliskim skrzyżowaniu stoi bardzo stary i mocno już zużyty drogowskaz, kierujący w prawo do Tirany. Choroba, w pobliżu nie ma ani jednego wolnego miejsca, więc chyba nie pozostaje nic innego, jak uwiecznić go na zdjęciu innym razem.
Struga. Obok Ochridu, to drugi kurort nad macedońskim brzegiem jeziora Ochrydzkiego.

Obrazek

Miasto wakacji i urlopowego luzu spędzanego nad wodą w kraju, w którym to rozległe jezioro musi zastąpić jego mieszkańcom morze, a napięte stosunki z sąsiadami sprawiają, że drogę nad to prawdziwe mają dużo trudniejszą, niż wynikałoby to z mapy.
Lubię tę okolicę i lubię ten kraj mimo, że Czarnogóra zdecydowanie przebija go walorami przyrodniczymi. Po prostu dobrze się tu czuję.
Ulice pełne letników i plażowiczów, wracających powoli do swych kwater i hoteli, a piniowy gaj rosnący nad samym brzegiem jeziora wyznacza główną plażę pokrytą mieszaniną piasku i drobnego żwiru.
Po kilkunastu dalszych minutach jesteśmy w Ochrydzie, którego zatłoczone i zakorkowane ulice również wypełniają kolorowe tłumy wczasowiczów.

Obrazek Obrazek Obrazek

Szybko znajdujemy właściwą drogę i odbijamy w stronę Sv. Naum. Kończy się weekend i w przeciwnym kierunku zwarty sznur samochodów tkwi w ogromnym, wielokilometrowym korku, a sunący asfaltem przestraszony wąż najwyraźniej nie wie co zrobić i pełznie wzdłuż drogi. W końcu skręca, by po chwili zniknąć na poboczu. Mniej więcej w połowie drogi, pomiędzy Ochrydem a Sv. Naum leży punkt widokowy. Zatrzymujemy się tu wszyscy i z wysokości podziwiamy przez kilkanaście minut wspaniałą panoramę skąpanego w popołudniowym słońcu jeziora.

Obrazek

Na prawo widać Ochryd i Strugę, na lewo Sv. Naum, a na przeciwległym brzegu albański Pogradec i biały zygzak wspinającej się w góry szosy, którą wkrótce pojedziemy.
Mijamy wielki betonowy bunkier zwrócony w stronę drugiego brzegu i wreszcie zjeżdżamy do Sv. Naum.
Mała miejscowość letniskowa. Piaszczysta plaża pełna otoczaków, kamienne molo i hotel w dawnym stylu stojący tuż nad brzegiem wody.

Obrazek

Stragany, bary i całe to komercyjne zamieszanie sąsiaduje z krystalicznie czystymi stawami ukrytymi wśród gęstwin liściastego lasu. W ich dnach znajdują się wywierzyska, a wypływająca z pod ziemi woda spływa potokami, które łącząc się wpadają prosto do jeziora...
krakuscity
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 7920
Dołączył(a): 11.08.2003

Nieprzeczytany postnapisał(a) krakuscity » 29.09.2006 20:47

Relacja jest coraz ciekawsza :)
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
Wyprawa w Góry Przeklęte - Albania 2006 - strona 3
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone