Niebieskie niebo. Słońce. Upał. Typowa pogoda z połowy lipca dla większości Europy.
Ale nie w Danii Anno Domini 2015.
Poranek na kempingu na przedmieściach
Kopenhagi to deszcz, silny wiatr i piździawica. Mam wrażenie, że jest listopad!
Łażenie po mieście w taką aurę jest gwarancją szybkiego przemoczenia. Postanawiamy więc zajrzeć do miejsca, którego nie planowałem:
browaru Carlsberga. W dodatku na kempingu można taniej kupić bilet do tamtejszego muzeum.
Turystów witają zabudowania z XIX wieku. Trochę przypominają Pilzno.
Brama ze słoniami ozdobionymi swastyką - były one stałym elementem na piwach aż do II wojny światowej.
W najstarszej części browaru utworzono muzeum. W ramach biletu jest też degustacja dwóch małych piw. Pierwsze, ciemne, podobno według pierwotnej receptury, jest bardzo wodniste. Typowe - oszczędzamy na turystach.
Dla zbieraczy - bodajże największa na świecie kolekcja butelek po piwie z całego świata. Są i polskie akcenty.
Następnie ekspozycja opisującą historię przedsiębiorstwa założonego w 1847 przez Jacoba Jacobsena. Są stare plakaty, historyjki, jest reklama z lat 30. XX wieku: naga kobieta z cyckami! Czy wyobrażacie sobie dzisiaj coś takiego w przyzwoitej Europie?
Flaszki ze starego i nowego browaru - przez pewien czas funkcjonowały dwa, gdy ojciec-założyciel pokłócił się z synem.
Pierwsza ofiara referendum w Polsce...
Koniki niegdyś wożące piwo dziś wożą turystów.
Stare wozy.
Chevrolet Six, Morris oraz Triangel - ten ostatni to duńska konstrukcja.
Drugie piwo konsumujemy w dużej sali na piętrze - tam jest kilka rodzajów, pijalne. W ogóle w Danii Carlsberg sprzedaje piwa, których w Polsce nie uświadczymy. Do tego ma mały browar Jacobsen, warzący IPY, APY, Blondie, Weizeny i inne rodzaje z lepszej półki. Oczywiście w miejscowym sklepie można się w nie zaopatrzyć, co naturalnie czynię
Muzeum odwiedzają tłumy ludzi i wydaje się, że niektórzy z obsługi chcą jeszcze sobie dodatkowo zarobić: dwukrotnie ta sama kobieta chciała mnie oszukać! Najpierw z 200 koron wydała resztę do stówki, potem po sprawdzeniu rachunku okazało się, że nabiła mi piwo duże, zamiast małych. Nie wierzę w przypadki - ile osób nie zorientuje się, zwłaszcza tych, którzy mają więcej gotówki? Ja kasę odzyskałem, ale niesmak pozostał :/
Po wyjściu pogoda bez zmian... choć momentami mniej pada albo nawet całkowicie przestaje. Ulice Kopenhagi sprawiają przygnębiające wrażenie w taki dzień.
Rowery to podstawa... wbrew popularnej legendzie każdy jest jednak starannie przypięty.
Sektor imigrancki przy dworcu głównym. Duńska kuchnia? Nie tutaj.
Z drugiej strony dworca słynny park rozrywki -
Ogrody Tivoli. Dzisiaj to chyba tłumów tam nie mają.
Postanawiamy znowu schronić się pod dachem - w
Muzeum Narodowym. Dodatkowo okazuje się, że wstęp jest darmowy
Muzeum ogromne, musimy się sprężyć, aby obejrzeć choć część ekspozycji.
Są kamienie runiczne - np. ze swastyką.
Książeczka dla polskich pracowników sezonowych z początku XX wieku.
Plakaty propagandowe z 1920 roku, kiedy to w Szlezwiku i Holsztynie odbywał się plebiscyt mający zdecydować o przynależności państwowej tych terenów. Ostatecznie północ wróciła do Danii, południe pozostało w Niemczech.
Adolf jak żywy
Wystawa czasowa poświęcona tzw. Białym autobusom. W 1945 roku przewoziły one jeńców i więźniów niemieckich obozów do neutralnej Szwecji.
A tymczasem na dworze... znów leje. Główny deptak Strøget jest wyjątkowo pusty.
Klasyka.
Pod ratuszem trwa budowa metra. Jeśli w czymś Warszawa była szybsza od Kopenhagi to właśnie w metrze - duńskie otwarto dopiero w 2002 roku. Ale od razu półtorej linii
Ogromny termometr pokazuje 13 stopni - ah, jak dobrze się rozgrzać
Już wieczór, więc wracamy na dworzec a potem na przedmieścia do kempingu. Tak jak przypuszczałem - tam wychodzi słońce
Jesienna Kopenhaga nie przypadła mi do gustu. W Szwecji też bywało różnie, ale nigdy tak paskudnie. Brr....