Witam, od niedzieli 17.08 jesteśmy w Stupin Čeline koło Rogoznicy - pierwszy raz w ciemno
Jest nas 2+2. ( awaryjnie miałem namiot, więc bez komentarzy proszę)
Przyjechaliśmy z samego rana około 8:00 najpierw do Primostenu i gdybyśmy wzięli pierwszy apartman z brzegu to znalezienie kwatery zajęło by nam 3 minuty. Ale życie nie jest takie słodkie, więc po kolei :
- Primosten – pierwsza kwatera – kobieta ma wolny apartament 6-kę za 100e, gotowa jest zajść do 90e, ale dla nas jeszcze za dużo. Apartament przy wodzie, ale bez plaży. Z dwulatkiem bez plaży?
- Primosten – druga kwatera – ta sama sytuacja tylko bez negocjacji ceny i dopiero od następnego dnia. Chodzę jeszcze trochę po mieście ale nic nie rzuca się w oczy poza małym 2+1.
Jedziemy dalej – kierunek Rogoznica.
Przy wylocie z miasteczka przepuszczam kilku naganiaczy i dopiero kawałek dalej zatrzymuję się koło samotnego dziadka. Tłumaczę mu czego szukam, pytam o cenę ale nie chce powiedzieć bez konsultacji z żoną. Dzwoni i mówi, że 50e. Zgadzam się i jedziemy, dziadek mówił, że do Rogoznicy ale to były przedmieścia. Ciasne uliczki jak pieron, wjazd do posesji na trzy razy wyjazd na sześć – tak ciasno. Wchodzimy na górę i nagle okazuje się, że on mnie nie zrozumiał. Cena była za mnie i żonę udaje głupa, że o dzieciach nie wiedział. Dziękujemy mu, ale na siłę prowadzi na plażę 20-30m uliczką – myśli, że tym nas kupi – myli się.
Jadę pomiędzy budynkami dalej w kierunku Rogoznicy, znajduję miedzy innymi:
- 55e – klitka na piętrze, z niezabezpieczonym tarasem – z małym dzieckiem odpada
- 70e – na parterze – smród stęchlizny i najarane fajami przez poprzedników – odpada z tego samego powodu
Odpuszczam Rogoznicę i jadę w kierunku Trogiru, zaraz następna malutka miejscowość to Stupin Čeline, moja „M” mówi żebym skręcił. Podchodzę do sympatycznego pana w średnim wieku przy swoim skuterze i pytam o apartman. Woła żonę, prowadzi na górę – w środku alles gute austriacki ordnung dla 4+2. Szybko się dogadujemy co do ceny, przy 12-tu noclegach jest to ułatwione a i nasz młodszy złapał ich za serce Od tego momentu żyjemy jak w rodzinie, traktują juniora jak wnuka, zabawy na plaży, na tarasie itp. Ja pomagam przy noszeniu mebli, oni podrzucają miejscowe specialite de la maison – istna sielanka. Do kameralnej plaży mamy 250m, jak dla nas bomba. Do sklepu też blisko a na lody można zawsze podjechać.
Reasumując nie ma się co pchać na siłę do super znanych miejscowości bo i mniejsze też mają swój urok. To, że mieliśmy szczęście to inna sprawa.
P.S.
Dzisiaj rano troje Słowaków i ośmioro Polaków szukało kwatery – odjechali z kwitkiem wiemy to od naszych gospodarzy.