weldon napisał(a):Oczywiście, że chodziło przede wszystkim o siłę tej formacji, uzbrojenie,
ale też, a przede wszystkim, o doskonalą taktykę stosowaną przez te wojska
(czego nie zapomnę reżyserowi Ogniem i Mieczem, ponieważ sprowadził dowódców husarskich do poziomu durniów w swoim filmie - oczywiście wbrew prawdzie historycznej, ale ładnie wyglądało w oczach Ukraińców
)
ale też oddziały te miały swego rodzaju formę ideową, może magiczną.
Skoro już wleźliśmy na ten temat, to przypomnijmy, że ta "doskonała" taktyka opierała się w głównej mierze na uderzeniu siłą, jaką ta najcięższa jazda dysponowała, a nie stricte na możliwościach bojowych, gdyż taka ciężka jazda nie mogła z racji swej ciężkości ani być zwrotna (a to zaczęło być ważniejsze z biegiem czasu i husaria wobec coraz skuteczniejszej artylerii oraz braku zwinności i zwrotności na polu walki musiała odejść do lamusa) ani skuteczna w innych formach walki- a tych przybywało, więc ciężka i mało zwrotna formacja straciła na atrakcyjności i przede wszystkim na skuteczności, lecz jej zasługą dla naszej historii militarnej jest to, że to właśnie jej przypadła chyba największa sława a to z powodu nie piór, skrzydeł czy prezencji, ale rozstrzygającej o wyniku bitwy siły uderzeniowej w największych wiktoriach Rzeczypospolitej tamtych czasów (Kircholm, Chocim, Kłuszyn, Wiedeń itd).
Nie można jednak zapominać, że o wynikach bitew nie przesądzały ani sama liczebność wojsk, ani ilość husarzy, ani poziom wyszkolenia i uzbrojenia, ale...talent i szybka ocena sytuacji przez wodza i sprawność działania jego armii (w tym mieści się zarówno morale, jak i karność oraz szybkość przekazywania rozkazów do poszczególnych oddziałów).
Husaria wprawdzie decydowała o niejednym zwycięstwie, ale gdyby nie husaria i jej siła uderzenia oraz słabość atakowanych, to... było by całkiem inaczej.
Samo to już świadczy o tym, że inne zagadnienia wojenne nie stały już u nas na najwyższym poziomie.
Cytat z bodajże Pana Wołodyjowskiego ("Gdzie indziej wojska w sztuce wojennej się doskonalą, taktykę i kunszta oblężnicze ćwiczą, a u nas dalej po staremu- szlachta (wojsko) kupą wali i goli. A jak nie wygoli, to ją wygolą"...) wcale nie jest tylko wymysłem Sienkiewicza.
U nas nie było wtedy profesjonalnego, państwowego szkolenia wojskowego, ponieważ wynikało to z braku troski o posiadanie zawodowej armii (tak jak to było w największych potęgach europejskich).
Narzekano na pusty skarbiec królewski i wysokie koszty utrzymania- również wojsk zaciężnych.
Większa armia była zbierana "przy okazji" wojen- a tych w XVIIw nie brakowało i całe szczęście, że akurat wtedy mieliśmy husarię!
Przy czym słowo "zbierana" dość dokładnie oddaje istotę rzeczy.
Armia składała się w większości z nierówno wyszkolonych i trochę przypadkowych żołnierzy, którzy częściej mieli okazję ćwiczyć za granicą lub w awanturach szlacheckich lub na podwórku dla zdrowia niż w faktycznych działaniach wojennych.
O wiele lepiej wyglądała sprawa u magnaterii. Ci w trosce głównie o swoje dobra i władzę oraz pozycję utrzymywali tzw."wojska prywatne", które dysponowały często lepszym wyposażeniem i karnością niż koronne.
Ta niewielka część regularnych wojsk koronnych, to było na tamte czasy po prostu o wiele za mało.
Tak więc nawet ich siła, wspaniałość i słuszna w sumie chwała nie wystarczały do wygrywania bitew same w sobie.
Husaria była jak ostatni, często wtedy decydujący argument.
Jestem zdania, że gdyby taka np. ciężkozbrojna rajtaria szwedzka tamtych lat (która w Potopie nie bez powodu "przetoczyła się jak burza po lekkiej jeździe polskiej") miała okazję dłużej i częściej powalczyć z husarią, szybko by znalazła na nią sposób.
Nie jest prawdą, że husaria
panowała na polach bitew przez kilka stuleci.
Sama w sobie ta formacja działała jako przydatny człon armii przez ok. 100-140 lat- głównie wiek XVI (druga połowa) i XVII.
Aby mieć odpowiednio dużą siłę uderzenia wojsko musiało mieć dywizję husarską w ilości co najmniej 500-1000 ciężkozbrojnych.
To niby niewiele, ale... proszę sobie sprawdzić ile wtedy kosztowało utrzymanie takich oddziałów a nie będzie nikogo dziwiło, dlaczego nigdy nie było ich zbyt wielu.... koszty panie, koszty!
Co do dowódców w "Ogniem i mieczem"...
Weldon, powinieneś przeczytać książkę "Kniaź Jarema" polskiego historyka.
Tam dowiesz się jacy naprawdę byli i dowódcy i Wiśniowiecki i ogólny stan gotowości bojowej polskiej armii..
Ja tylko podpowiem, że Michał Korybut Wiśniowiecki i jego dowódcy (zwłaszcza pewien książę rozmiłowany w luksusach, ale w sztuce wojennej totalna noga...) to była o wiele bardziej "armia luksusów" niż armia wojenna.
Film moim zdaniem dobrze - choć za krótko- oddaje realia panujące wtedy w armii. Niestety, byliśmy już w stanie rozkładu organizmu państwowego i postępującego sarmatyzmu- co skutkowało
brakiem sprawności i organizacji państwa w sytuacjach kryzysowych.
Tak czytam czytam i nagle mnie olśniło.
Ku..a! Przecież dzisiaj jest tak samo!!!
Ufff, aleśmy się rozgadali...
To może teraz też coś z tej działki?