3 listopada 2024, niedzielaWstajemy stosunkowo wcześnie jak na nas, czyli po 8 rano. Nie ma jeszcze pełnego słońca na niebie, takie uroki pobytu na Kanarach…. Jemy spokojne śniadanie i pakujemy się na cały dzień.
Auto stoi, gdzie stało i już mamy jechać, ale stwierdzam, że jest dość wcześnie to może przejdźmy się tutejszym deptakiem, promenadą. Najpierw idziemy na betonowe molo, na którym dzień wcześniej zakończyliśmy dzień kieliszkiem sangrii.
Na molo są, na pierwszy rzut oka, dziwne konstrukcje, ale jak się okazuje są one mega użyteczne. To coś w rodzaju wiat: ścianki są betonowe, a do tego ławka – dzięki takiej konstrukcji w tych miejscach wiatr jest totalnie nieodczuwalny, można sobie siedzieć i łykać oceaniczne powietrze zamiast porządnie przewietrzać sobie płuca
Na molo oczywiście za każdym razem spotykamy wędkarzy, są i rano i późnym wieczorem, a za pewne i za dnia też….
Plaża w tym miejscu jest mocno, mocno kamienista, widzę, że może być trudno zrealizować jeden z punktów z mojej listy – śniadanie na plaży…. Miasteczko od strony oceanu prezentuje się bardzo miło…
Ale nie będziemy stać na tym molo, trzeba się ruszyć…. Możemy iść na północ
(na zdjęciu w prawo) w kierunku lotniska deptakiem, że tak napiszę miejskim lub na południe
(w lewo) – drewnianą promenadą. Wybieramy ten drugi kierunek.
Kładka idzie w niewielkiej odległości od oceanu, widać, że jest stosunkowo nowa i popularna wśród tubylców. Mija nas sporo osób uprawiających poranny jogging (jest po 9 rano), ale też my mijamy sporo starszych osób, które powoli krok za krokiem zaliczają codzienny ruch. Przechodzimy jakieś 350 m i trafiamy na kamienną budowlę… Gdyby to było na Fuercie uznałabym tą konstrukcję za odnowiony wapiennik (piec do wypalania wapna budowlanego) – ale na GC nigdzie nie spotkałam się z informacją, aby prowadzony był tu 100 lat temu przemysł pozyskiwania wapna, tak jak to miało miejsce na sąsiedniej wyspie…. Może była to jakaś wieża obserwacyjna? Nie wiem i nie udało mi się tego ustalić…..
Przy budowli ustawione są kamienne białe ławki o zaskakujących kształtach, ale bardzo wygodne do odpoczynku
Długo tu nie będę leżeć, słońce zaczyna ślicznie wyłaniać się zza porannych chmur, więc trzeba korzystać…. Wracamy na parking…. Jest tu zaparkowanych kilka kamperów, które przez cały nasz pobyt nie zmieniły swojego położenia.
I tak przychodzi mi na myśl, że to pewnie „mieszkania” lokalsów tzw. pracujący bezdomni, o których wcześniej czytałam – wyspy hiszpańskie mierzą się z nadmierną turystyką i niedoborem mieszkań dla mieszkańców
(mieszkania kupują osoby z kontynentu w celach inwestycyjnych), które są do tego stosunkowo drogie w wynajmie (nie wspominając o zakupie), a to doprowadza do sytuacji, że osoby pracujące na niskich stanowiskach nie stać na wynajem mieszkań i decydują się na mieszkanie w przyczepach, aby choć mieć namiastkę swojego mieszkania…. Niestety nie wszystko jest tak piękne jak w katalogach… Może jestem w błędzie i jednak to przyczepy turystów, ale myślę, że wtedy przed kamperami stały by stoliki i leżaki, widać byłoby osoby pijące rano kawę, a wieczorem po prostu siedzące i relaksujące się patrzeniem w gwieździste niebo, ale z tym przez tydzień w tym miejscu się nie spotkałam….
Jeszcze rzut oka na molo i plażę…. dużo dużych kamieni
…oraz na tutejszy placyk-ryneczek…. Na tych ławeczkach codziennie wieczorem zasiadali starsi i młodsi i prowadzili ożywione dyskusje, czasami uraczając się napojami, dzieci w tym czasie szalały na hulajnogach, wrotkach i rowerkach….
Bardzo fajne to nasze El Burrero