05.11.2023, niedziela, dzień 5 c.d.Nasz kolejny cel to miasteczko…
Wjeżdżając do miasteczka przywitała nas aleja palmowa i pięknie zadbane żywo zielone trawniki…. Chyba wiemy skąd ta soczysta zieleń
jak dojechaliśmy do miasteczka to już konkretnie padało, więc wszystko na szybko i w deszczu... Zaparkowaliśmy przy ulicy przy samym tutejszym kościele.
La Oliwia to stolica regionu i jest jednym z najstarszych miasteczek na północy. Najważniejsze momenty w historii miasteczka to powstanie parafii i później przeniesienie tutaj z Betancurii siedziby władz wojskowych. Przylegająca do kościoła kamienna dzwonnica służyła niegdyś także jako strażnica.
To zaglądamy do kościoła Matki Boskiej Gromnicznej (Iglesia de Nuestra Señora de la Candelaria). Jest to XVIII-wieczny 3 nawowy kościół
(jeden z największych na wyspie), a nawy rozdzielone są kolumnami w stylu toskańskim. Wnętrze jest bardzo ascetyczne, w oczy rzuca się rzeźba madonny w lewej nawie, ambona z malunkami 4 Ewangelistów oraz ciemny drewniany sufit…
To na tyle…podjeżdżamy jeszcze pod jedno miejsce….
Jesteśmy na duuuużym placu przed Domem Pułkowników. W XVIII w. urząd pułkownika (rodzaj milicji) został przeniesiony się z Betancurii , a jego siedzibą została Casa de los Coroneles – dom głównodowodzącego, siedziba. Budynek wyróżnia się pięknymi drewnianymi balkonami…
…a w środku można oglądać patio z palmami i zacienione krużganki. Niestety, tak jak czytałam, budynek jest w remoncie i nie można go zwiedzać…
Obok Casa znajdują się domy, a raczej ruiny wiejskich domów, w których mieszkali wojskowi, pasterze i rolnicy.
A za budynkami dominuje ogromna góra – kolejny wulkan Montaña del Frontón (378 m n.p.m.). Wspaniały… Idealny stożek….
W okolicy jest jeszcze jeden tak idealny stożek – Tindaya (401 m .n.p.m.) – góra uważana jest za świętą górę Majos - rdzennych mieszkańców Fuerty. Jest to pomnik przyrody z racji jej walorów geomorfologicznych, etnograficznych i kulturowych. Na skałach odkryto 200 rytów wykonanych przez pierwotnych mieszkańców (część to wizerunki ludzkich stóp, podobnego tych robionych przez ludy Afrykańskie w świętych miejscach). Aby wejść na szczyt Świętej Góry trzeba uzyskać pozwolenie!
To tyle z La Olivia - byłam ciekawa miasteczka, bo miałam tu wypatrzony nocleg, ale dobrze, że się nie zdecydowaliśmy na niego, bo nawet nie było by, gdzie wieczorem się przejść…
Jest już godz. 18 i kierujemy się do nas, do Puerto del Rosario. Zostawiamy samochód, przebieramy się w coś cieplejszego i idziemy do centrum. Po drodze spotykamy…
…choinkę
dla przypomnienia, jest 5, piaty listopada…..
Na ulicach bardzo, bardzo cicho, aż nas to zastanawia… wprawdzie dzień wcześniej też jakiś tłumów nie było, ale czuć było jakieś życie, a dziś, nic
Dochodzimy do promenady, w to samo miejsce co wczoraj i tu także cicho
Wybrana przez nas lokalna knajpka zamknięta, pobliski bar też, kolejny też…. Idziemy… Na życie trafiamy w jakiejś sali (coś jak nasz ośrodek kultury), gdzie odbywa się dancing dla seniorów…. I tyle….
Wchodzimy na główny deptak i tu też cisza
Otwarty jest tylko bar z piwem i meczem w tv… W ofercie frytki i burgery… No nie tego szukamy… Zostaje nam galeria i duży market, ale i on okazuje się zamknięty… I okazuje się, że w niedzielę lokale generalnie są zamknięte – to wieczór dla rodziny… Co zostało? Spacerek do mieszkania… A po drodze trafiamy na otwarty bar z ladą z piwem, ciastkami i chlebem… To kupimy chleb. Z oliwą i z tym co mamy w mieszkaniu będzie jak najbardziej ok… Pani za ladą ani mru mru po angielsku, słowa
bread nie rozumie, coś tam po hiszpańsku mamrota… to na migi pokazuję bochenek, że to chcę. I jak już płacimy babeczka mówi
bread cheese… Za Chiny nie wiemy o co jej chodzi, ale chleb zjemy z serem, mamy przecież regionalny ser
Queso majorero (kozi ser z unijnym oznaczeniem pochodzenia geograficznego).
…który przypomina mi trochę grecką gravierę (ale mi się zatęskniło)…
W mieszkaniu szykujemy kolację i jak się okazuje
bread cheese ma w sobie ser
Babeczka miała rację
Taki kolejny lokalny produkt….
Z kieliszkiem sangrii kończymy dzień….