Dzięki
Marsylio - tym razem zapraszam na ostatni wulkan na naszej trasie, najspokojniejszy tym razem, ale okryty tak ponurą sławą, że wiadomo, że to tylko pozory spokoju...
23.07 (środa)
Świt na Wezuwiuszu. Monte Cassino
Po dniu i nocy spędzonej w autokarze nawet nie czuję zmęczenia, gdy wysiadamy o świcie pod Wezuwiuszem, uznawanym za jeden z pięciu najbardziej niebezpiecznych wulkanów świata. Poniżej parkingu rozciągają się zielone stoki, lecz powyżej widać już tylko żużel i popiół, pokrywające główny wierzchołek.
Pora jest wczesna, słońce dopiero wschodzi, powietrze chłodne, wieje silny wiatr. Szlak na wulkan jeszcze zamknięty, ale znajdujemy dziurę w płocie i wchodzimy na ścieżkę wokół kaldery. Gratis.
W dole Zatoka Neapolitańska i rozsiane na morzu wysepki, ze sławną Caprii, rozłożysty Neapol...
...miejski cień narastał
Jakbyśmy wszyscy wracali do domu
Wjeżdżając wolno w świt wielkiego miasta
Cicho by snu nie przerywać nikomu
Tylko pies szczekał i łańcuchem szastał
Może Wezuwiusz ma swojego ducha? Naszej wędrówce o świcie, w ciszy, towarzyszy duży, rudy pies. Czuje się tu jak u siebie. I widać, ze lubi być ludziom przewodnikiem po wulkanie. Obchodzimy kalderę, pies prowadzi mnie na ścieżkę w kierunku szczytu, chwila wahania, ale odłączam się od grupy i idę za rudym przewodnikiem jakąś ścieżką, której nie ma. Trochę to ryzykowne, bo wiatr jest bardzo silny, czuć mocne podmuchy, które mogą zepchnąć z krawędzi. Wędruję tym brzegiem, aż jakiś słupek chyba oznacza wierzchołek.
Jest tam już mój Anioł Stróż, który ma świetny pomysł zejścia zupełnie na dziko, na krechę, zboczem krateru. Krater ma kształt głębokiej niecki z czerwonawej skały. Według ostatnich pomiarów, jego wysokość wynosi 1281 m n.p.m., głębokość krateru: 230 m, średnica: 550-650 m. Dzisiejszy stożek znajduje się na kalderze utworzonej podczas wybuchu z 79r. kiedy zniszczone zostały Pompeje, Herkulanum i Stabie. Wezuwiusz wygląda jak ogromny, zmurszały starzec przy ożywionej Etnie i nadpobudliwym Stromboli. Jednak doskonale wiemy, co on potrafi, i domyślamy się, że mimo długiego snu, przebudzenie może być gwałtowne. I pewnie niedługo takie będzie, bo już czas na niego. I znów lawa pokryje ulice, stragany, stadiony, sklepienia... I odkrywać się je kiedyś będzie, jak Popmeje...
Schodzimy więc zboczem góry, a pod nami Neapol w coraz jaśniejszym słońcu. Wreszcie dochodzimy do oficjalnej ścieżki i dołączamy do reszty, która właśnie urządza śniadaniowy piknik pod wulkanem. Nawet niektórzy rozstawili kartusze. Zjawiają się też pierwsi sprzedawcy pamiątek - wszystko z lawy: kolczyki, korale, figurki, czaszki. Tudzież jakieś lokalne alkohole. I zebranie psów-przewodników. Zaczyna się dzień pod Wezuwiuszem. Zaraz zjedziemy na drogę ku autostradzie (a nasz Senior nawet zbiegnie, bo szlak na Wezuwiusz wydał mu się zbyt krótki)
Myśl o historii i przemijaniu nie daje spokoju. Monte Cassino, na które wspinamy się karkołomnymi serpentynami, nieodmiennie wzrusza. To Miejsce tak działa, czy pamięć o historii, a może widok grobów z symbolami pamięci? Chyba naprawdę pozostały ślady dawnych dni, mimo, że przeszły lata i wieki przeminęły. Może to ten silniejszy od śmierci gniew?
W klasztorze nie mamy czasu na refleksję. Nawet nie ma jak cofnąć się myślą do roku 529, gdy Benedykt z Nursji założył na wzgórzu opactwo. Miejsce klasztoru znajdowało się na dawnej siedzibie świątyni Apollina, którą Benedykt zniszczył, poświęcił miejsce Janowi Chrzcicielowi i ustalił regułę zakonu konsultując się z ukochaną siostrą Scholstyką.
Opactwo wielokrotnie było niszczone i odbudowywane (gniew Apolla?). W okresie średniowiecza stało się swoistym centrum kulturalnym: założono bibliotekę, a mnisi stali się znani ze swoich manuskryptów.
Podczas II wojny światowej klasztor został doszczętnie zniszczony w bitwie pod Monte Cassino, w której uczestniczyła armia polska pod wodzą generała Władysława Andersa. Obróciły go w ruinę dwukrotne barbarzyńskie naloty amerykańskich bombowców. Po wojnie, rząd włoski, łamiąc własną zasadę, aby nie rekonstruować zniszczonych zabytków, odbudował klasztor.
Zaglądamy do kościoła, do krypty Św. Benedykta, ale zaraz zaczyna się sjesta i zwiedzający będą wygonieni. Szybko przemykamy przez dziedziniec, a gdy zatrzymujemy się na schodach, pomiędzy posągami św. Scholastyki i Benedykta, aby zrobić grupowe zdjęcie, strażnicy już nam nie pozwalają, Czas sjesty - czas święty.
Zjeżdżamy z góry, podziwiając wspaniałe widoki, już jesteśmy na autostradzie, krajobraz się zmienia, przed nami Rzym.