Jesteśmy już przy wejściu na Brighton Pier.
Molo zostało zaprojektowane przez Richarda St George Moore’a. Początkowo nosiło nazwę The Brighton Marine Palace.
Prace nad jego budową rozpoczęły się w listopadzie 1881 roku. Pierwotny termin ukończenia budowy nie został dotrzymany i trzeba było prosić rząd o zgodę na wydłużenie terminu.
W 1986 roku szalejąca burza spowodowała poważne uszkodzenia częściowo już zbudowanego mola.
Budująca molo firma The Marine Palace and Pier przyznała się wtedy do porażki i chciała zakończyć inwestycję, ale wtedy pomoc finansową zaoferował Sir James Howard. Prace trwały jeszcze przez trzy lata i ostatecznie molo zostało otwarte podczas wielkiej ceremonii 20 maja 1899 roku.
Przez cały czas inwestuje się sporo pieniędzy na utrzymanie i przebudowę molo w Brighton. Zarządzaniem molo zajmuje się firma Deck Hands. Molo jest corocznie malowane a malowanie to trwa trzy miesiące. Do badania i konserwacji stalowej konstrukcji nośnej zatrudniani są nurkowie.
Molo w Brighton ma 524 metry (1722 stopy) długości.
Od początku molo było miejscem rozrywek dla mieszkańców miasta. I tak jest do dziś.
Wchodzimy na molo i od razu mamy możliwość oglądania plaży ciągnącej się w kierunku wschodnim, bo z tej strony mola szliśmy.
Na chwilę zmieniłam się w syrenkę a Waldek miał okazję zanurkować z akwalungiem.
Początkowo węższy pomost powoli rozszerza się, aby na końcu przybrać kształt wielkiej platformy.
Na molo jest mnóstwo małych sklepików i budek z jedzeniem, w których serwowane są ponoć świeże owoce morza oraz słynna angielska „fish and chips” a także wielosmakowe lody.
Wzdłuż mola co jakiś czas znajdują się puste tarasy widokowe, z których można podziwiać widoki na otwarte morze i rozciągająca się przy wybrzeżu plażę oraz konstrukcję mola, bowiem z tych bocznych wysepek doskonale widać molo na całej jego długości.
Na końcu mola umiejscowiono pałac rozrywki z kasynem oraz wesołym miasteczkiem z karuzelami, rollercoasterami, gokartami, wodnymi zjeżdżalniami, domami strachów i nie wiem czym jeszcze.
Przechodzimy na drugą stronę mola i wracamy stroną zachodnią.
Patrząc na molo z daleka zastanawiałam się, jak taka delikatna konstrukcja, która wygląda jakby była ustawiona na szczudłach, utrzymuje wielki ogrom atrakcji znajdujących się na całej długości mola. Bo przecież same urządzenia wesołego miasteczka muszą sporo ważyć.
Ale okazuje się, że ten cieniutki stelaż wystający z wody nie jest drewniany, lecz ta konstrukcja jest stalowa.
Brighton Pier uznawane jest za najlepsze molo, jakie kiedykolwiek zbudowano, ale to oczywiście jest rzecz gustu.
Nam konstrukcja mola i jego ażurowy wygląd dosyć się podobały, natomiast znajdujące się na nim atrakcje już nie.
Jest tam za tłoczno, za głośno i za ciasno.
Na pewno jest to miejsce bardzo atrakcyjne dla młodzieży oraz dla rodzin z dziećmi, bo dzieci się tam na pewno nie nudzą. Jednak nie jest to miejsce dla nas, ale ponieważ sami lubimy wszystkiego doświadczyć i dopiero potem oceniać, to spacer po Brighton Pier odbyliśmy. I ten jeden raz nam wystarczył.
Lepsze wrażenie molo wywarło na nas, gdy oglądaliśmy go z daleko, niż podczas osobistej eksploracji.