Bok!
Tak ciężko wrócić do polskiej rzeczywistości po powrocie z Chorwacji, zwłaszcza, że za oknem szaro. Przywieziona opalenizna wygląda tak nienaturalnie, wręcz pretensjonalnie. W dodatku mąż dostał anginy zaraz po powrocie, a mnie strasznie łamie w kościach i 37 stopni. To kara, że w ogóle wróciliśmy! Trzeba było siedzieć w Chorwacji, skoro tak nam się podobało!
Nie mogliśmy wcześniej zaplanować pobytu, termin wyjazdu nie był znany. Wiedzieliśmy tylko, że chcemy ciszy i spokoju (szczególnie mąż) oraz ciepła (zdecydowanie ja), a także wody (córka 5 i pół roku). I żeby ładnie było. I nie za daleko. Wpadłam więc tu na forum i los chciał, że przeczytałam pochwalny post na temat Moscenickiej Dragi i Ravni - obie miejscowości na wschodnim wybrzeżu Istrii. W naszej rodzinie głównym kierowcą jest mąż, organizatorem wyjazdów i pilotem jestem ja (nie używamy GPS ani radia CB), a córka jest od ewentualnych fochów. Moim celem więc było wschodnie wybrzeże Istrii.
Wyjechaliśmy 4 sierpnia z południa Polski o godz. 21.30 i pomknęliśmy przez Konieczną na Słowację, dalej Węgry i Chorwacja. Przed południem byliśmy na Istrii. Zjechawszy w Rjece na Opatiję zobaczyliśmy owo wschodnie wybrzeże. Mimo zmęczenia po nocnej podróży, zauważyliśmy inne niż znane nam klimaty (dotąd byliśmy raz w Chorwacji na Korculi w Prizbie). Pachnie Italią, zabytkami, spokojem. Opatija, Icici, Ika, Lovran, Medveja... Mąż chciał zatrzymać się w Icici, dobre wrażenie wzrokowo robi. Ale pilot kazał jechać dalej. Bardzo chciałam zobaczyć Moscenicką. A gdyby tam nam nie wyszło, to Ravni.
Dojechaliśmy do Moscenickiej Dragi. To jest rondo, przez które się przejeżdża w Moscenickiej, a tam po prawej jest informacja turystyczna, która pomaga znaleźć noclegi.
Nic wspaniałego, prawda? Tak sobie pomyślałam, gdy zobaczyłam to miejsce. Co ci ludzie zachwalają na forum?! Ale bardzo miła pani znalazła dla nas domek. Osobny domek, bez żadnych sąsiadów obok (mąż zachwycony), z fajnym tarasem (będę miała gdzie kawkę pić i czytać czytać czytać) i motylami, bo nad tarasem kwitło na fioletowo pnącze (córka zadowolona). Domek dla 4 osób, cena 50 euro. Zbiliśmy na 45 (forum kazało się targować). Cena na oko nie niska. Ale biorąc pod uwagę fakt, że przyjechaliśmy w najściślejszym sezonie, że Włosi właśnie zaczęli wakacje i przyjechało ich od groma, że to domek, że doskonale wyposażony (bez klimatyzacji, ale też nie zależało nam, bo to niezdrowo i tam naprawdę nie było takiej potrzeby), że ceny nad naszym morzem są bardzo wysokie i za to samo nie zapłacilibyśmy mniej, to oboje powiedzieliśmy:tak, a córka przyklasnęła. I zostaliśmy na 9 noclegów.
Po dwóch dniach pobytu, wiedzieliśmy, że nigdzie nie bylibyśmy bardziej zadowoleni. Zdjęcia nie oddają nigdy tego klimatu, który się czuje. Bo klimat odbiera się okiem, uchem, nosem, a często i podniebieniem. Przez skórę też. Szósty zmysł także wchodzi w grę i wtedy jest komplet.
Nie mogę więc dać Wam spróbować kalmarów z grilla w czosnkowej oliwie, ani cieniutkiej pizzy.
Nie możecie powąchać tego nieprzeciętnego zapachu pinii, których igliwie leżące wśród kamieni i rozgrzane na słońcu daje zapach o mocy afrodyzjaka.
Nie usłyszycie charakterystycznego grzechotu pocieranych przez fale kamieni na plaży, kiedy wiał wiatr. Ani gwaru splatających się języków na plaży: włoskiego, niemieckiego, chorwackiego i innych, tylko polski niezwykle rzadko. Bo Polacy tam bywają bardzo rzadko.
Nie poczujecie ciepła opalonej skóry, gdy wieczorem czyta się niebanalną acz optymistyczną lekturę.
No i ta wewnętrzna satysfakcja, gdy kolejny raz ograłam męża w karty (namiętnie na wyjazdach gramy w partyjkę, zwaną 66) w kolejnej kafejce w porcie, albo przy plaży pijąc ich genialną kawę (kawa 8-12 kun, przy czym szklanka coli czy sprite wszędzie 15 kun - córka nas zrujnowała! haha).
Ale mogę pokazać zdjęcia.
Plaża w Moscenickiej Dradze.
Pusto prawda? Haha! Bo zdarłam rodzinę z łóżek, żeby zobaczyć wschód słońca. I tak było za późno.
Później plaża się zaludnia.
Głownie Chorwatki mają ciała bez kompleksów. To tak, jeśli ktoś nie lubi się na plaży rozbierać.
To teraz kilka widoczków jeszcze.
W Moscenickiej są 2 hotele Mediteran i Marina (oba drogie, wolę apartamenty)
Lubię architekturę. Nadaje charakter.
A to najpiękniejsza willa. Należy do chorwackiego rządu i przyjeżdżają tu wypoczywać politycy.
Willa ma sto lat.
Nie byłabym sobą, gdybym nie sprawdziła, jak wygląda Ravni, na które też miałam ochotę... Zrobiliśmy sobie więc wycieczkę do Puli, po drodze odwiedzając Ravni. W Ravni 3 godziny na plaży. Byłam, zobaczyłam i już wiedziałam, że Ravni nie dla mnie. Ktoś napisał, że to urocza dziura. To prawda. Może urocza, ale dla mnie za bardzo dziura jednak. Na plaży zdecydowanie więcej miejsca niż w Moscenickiej Dradze, ale też wejście do wody dla dziecka malutkie. Kilka wejść skalistych, więc odpadły. Koło plaży jeden bar i nie mieli kawy! Żadnej. Wobec tego Ravni odpada haha! Ravni:
W Puli serce zostawił mój mąż, gdy otarł się o dwutysięczne budowle. Tak, to robi wrażenie. Tyle, że również tłoczno i brudno. Ale za to ceny jedzenia niższe. 1 kuglica lodów (niby 1 gałka, ale wszędzie nakładana kilka razy hehe) 6 kun, podczas gdy na całym wybrzeżu wschodnim, gdziekolwiek jedliśmy - 7 kun. Właśnie z jedzeniem to takie odnieśliśmy wrażenie, że Chorwacja za bardzo nie ma się czym pochwalić. Porównujemy kuchnię Chorwacji na przykład do Włoch, Bułgarii. O ile w Bułgarii i we Włoszech spotkaliśmy się z ogromną różnorodnością, o tyle w Chorwacji nie. Prawie wszędzie jest to samo i w tych samych cenach, a oglądaliśmy wiele menu i to w niejednej miejscowości.
Kawałek Puli:
A w ogóle do Puli chciałam pojechać po piękny zachód słońca! Bo jak wiadomo, na wschodnim wybrzeżu romantycznych chwil o zachodzie słońca w pomarańczowym świetle nie przeżyjemy z racji geografii. Oto mój jedyny zachód...
I żeby go zobaczyć musieliśmy wyjść na kasztel wysoooko.
Nie lubię siedzieć ciągle w jednym miejscu, więc pojechaliśmy na kolejną wycieczkę.
Zwiedziliśmy Brsec, o którym jakoś cicho w internecie i niewiele można poczytać, a miasteczko maleńkie, bardzo stare i niezwykle urocze. Chodziliśmy ciasnymi uliczkami, które równocześnie były podwórkami mieszkańców. Czyściutko, cichutko, echo kroków. Pięknie.
Pojechaliśmy również na wyspę Krk. 3 godziny w korku a to 55km! Moje myśli - cenzura! Ale zawrócić się nie dało, brak możliwości zjazdu na pas w przeciwną stronę. Sprytne hehe.
Dobrze, że wytrzymaliśmy, bo miasteczko Vrbnik na Krku jest śliczne! Słynie z doskonałych win. Miasteczko było ciche i spokojne, bo mnóstwo ludzi, jak osy, tłoczyło się przy darmowej degustacji wina.
A na koniec miasto Krk na wyspie Krk.
Ostatnie zdjęcie zrobione jest oczywiście dla tych wiszących gaci. Gacie rządzą! lol
Podsumowując....
Minusy:
- jedzenie jest zdecydowanie droższe niż u nas, nawet porównując ceny np nad naszym morzem
- długa droga i drogie autostrady
- kamieniste lub betonowe plaże
- woda słooona
- tłum na plaży
- 24 stopnie wody niczego nie zmieniały, wchodziłam do wody stękając z zimna (wiem, wiem należę do mniejszości)
- południowcy są byle jakimi kierowcami
Plusy:
- ceny kosmetyków, chemii takie jak u nas
- świetne drogi w Chorwacji (te główne), na Węgrzech
- ciepło gorąco, wspaniale (chociaż lekki deszczyk przeleciał)
- mili Chorwaci
- nic nie ginie!!!! Wieczorem na plaży zauważyłam sandałki, podobne do butów mojej córki. Okazało się, że do domu wróciła w wodnych butach, a te leżące są jej. Wiele razy zostawialiśmy nasz rzeczy i szliśmy na spacer, obiad. Nic nie zostało dotknięte. Mąż zostawił zegarek w domku (nie złoty, ale jednak cenny dla niego), zorientował się po powrocie do Polski. Jeden telefon i zegarek idzie przesyłką do nas.
- mimo tłumu na plaży nie ma wrzasku! nad naszym morzem w miejscach mniejszego zaludnienia bywa zdecydowanie głośniej. A tam jest gwar, są rozmowy, ale każdy szanuje cudzy wypoczynek.
- na plaży w Moscenickiej są prysznice z słodką wodą, wspaniała rzecz, nie znoszę słonej wody, wszystko mnie piecze. Za 2 kuny woda się leje wystarczająco długo, aby się spłukać.
- włoska, wspaniała architektura. Nas nie było, ona była, nas nie będzie, ona będzie.
Na pewno jest więcej plusów. Tyle wymieniam jednym tchem.
Jeśli ktoś lubi włoskie klimaty, ale chce jechać do Chorwacji, to na pewno powinien wybrać: Opatiję (duża miejscowość, typowo wypoczynkowa), Icici, Ikę lub Miedvieję (kameralne), Lovran (miasteczko, zdecydowanie urocze) lub właśnie Moscenicką Dragę, którą pokochaliśmy.
Pozdrawiam! M