18 września, piątekRano niestety pogoda nie poprawiła się jakoś znacząco
, wciąż wieje a na niebie widać chmury. Jesteśmy mimo to dobrej myśli – wierzymy prognozom które zapowiadają kolejne dni gorąca i słońca
, w końcu nie na darmo zdecydowaliśmy o przedłużeniu urlopu…
Wstajemy bardzo wcześnie i cały niemal poranek działamy jeszcze po ciemku. Promów z wyspy nawet po sezonie jest sporo, pływają co półtorej-dwie godziny, ale trochę się nam spieszy i zależy nam by zdążyć na ten konkretny, chyba drugi tego dnia. Dlatego gdy robi się zupełnie jasno my jesteśmy już gotowi do odjazdu.
Pożegnanie z Trsteną, całkiem niezłym miejscem na posezonowy dziki nocleg
W kilkanaście może minut jesteśmy w Supetarze i ustawiamy się w kolejce do promu. Ten już stoi otwarty na nabrzeżu ale obsługa nie wpuszcza do środka – widocznie panują tu inne zwyczaje niż w Grecji gdzie można się ładować praktycznie cały czas, jedynie w pewnych przypadkach jest inaczej. Do odpłynięcia pozostało około pół godziny, ten czas wykorzystuję na zakup biletów (180 kun, w budynku z kasami wszyscy karnie zakładają maseczki) a także na wymianę waluty. Gdy kupowałem bilety Małgosia zauważyła napis o wymianie w pobliskim kiosku
, dlatego idę jeszcze raz z 50 euro w dłoni, sprawdzam kurs
i wracam z analogiczną ilością kun co z poczty w Pučišći. Teraz nasze potrzeby biletowo-paliwowe powinny być już w pełni zaspokojone
.
Po chwili zaczyna się wjeżdżanie na prom (ten sam którym tutaj przypłynęliśmy). Aut nie ma dużo, ludzi też jest nieco mniej niż było parę dni temu.
Jeszcze podczas postoju i potem gdy odpływamy robimy parę zdjęć Supetaru i okolic.
Bračka przygoda, raczej epizodyczna niż w pełni wyczerpująca temat
dobiegła końca. Wyspa spodobała się nam, warto było się tutaj wybrać
. Zwłaszcza dobrze będziemy wspominać widoki z Vidovej Gory i piękne lasy w szczytowych partiach, popołudnie na Zlatnim Racie a także spacery po miasteczkach, zwłaszcza po Pučišći z której wieziemy małe pamiątki. Plażowo, cóż, Brač nie odbiega szczególnie od pozostałego wybrzeża Chorwacji i tradycyjnie niezbyt nam odpowiadał, niemniej na ogromny dla nas plus
należy zapisać dbałość władz (wyspy czy poszczególnych gmin, tego nie wiem) o potrzeby plażowiczów FKK i wydzielenie oraz wyraźne oznaczenie miejsc dla nich przeznaczonych. Co prawda plażą absolutnie nie można nazwać tego kawałka skalistego wybrzeża pomiędzy Postirą a zatoką naszego noclegu – Trsteną
, jest to dla nas w ogóle zabawne jak takie coś można uważać za plażę i używać w tym celu
, ale jak widać deficyt czyni wszystko możliwym
. Pamiętam że podobnie byliśmy przed laty w szoku zawędrowawszy za znakami na „plażę” FKK w Trpanju
, to już Postira była przy tym cudowna…