Witamy Zainteresowanych Czytelników
Zapraszamy na naszą relację z tegorocznego późno letniego wyjazdu do Chorwacji
, do kraju który teoretycznie dobrze jest nam znany a praktycznie zapomnieliśmy go na tyle że mieliśmy możliwość by niemal odkrywać go na nowo...
Jak do tego doszło i jak zobaczyliśmy Chorwację po 11 latach postaramy się opowiedzieć i pokazać w najbliższych tygodniach
.
Nie będzie to relacja w której będzie można zobaczyć najważniejsze chorwackie zabytki, poczytać o nich, o ich historii. Nie będzie też można się dowiedzieć ile kosztuje obiad w konobie
czy piwo w Konzumie. Nie będzie też można podpatrzeć jakiegoś fajnego apartmana w pieknym miejscu do ewentualnego wykorzystania dla siebie. Po prostu w tym wszystkim jesteście od nas lepsi
a nas to zwyczajnie nie interesuje albo w ogóle, albo przynajmniej podczas tego wyjazdu nie zamierzaliśmy sobie tym zaprzątać głowy...
.............................
COVID-19, koronawirus... te odmieniane przez wszystkie przypadki słowa stały się niewątpliwie najważniejszym wydarzeniem roku 2020. Co prawda nie skończył się on jeszcze ale prawdopodobnie nie wydarzy się już nic co mogłoby przyćmić swym znaczeniem pojawienie się i skutki wirusa na całym świecie. Zamknięte przez pewien czas granice otworzyły się... ale nie wszystkie
, ta najważniejsza dla naszych podróży przez ostatnie 10 lat niestety wciąż pozostała zamknięta. Grecja była co prawda osiągalna ale przeszkody które musielibyśmy pokonać skutecznie nas zniechęciły... jak to mówią "nic na siłę".
O tym że będziemy musieli zrezygnować z Grecji A.D.2020 przekonaliśmy się na początku lipca. Mieliśmy wówczas wiele zajęć które zaprzątały nam głowy i skutecznie wypełniały wolny czas... w ogóle nie planowaliśmy niczego, nie zastanawialiśmy się co i kiedy się wydarzy w związku z jakimś wyjazdem we wrześniu. Sądziliśmy że po prostu pojedziemy na tydzień nad polskie morze
tak z końcem sierpnia... ewentualnie gdyby pogoda nie dopisała to wybierzemy się w rejony gdzie można coś więcej pozwiedzać (tu wygrywało Podlasie). W miarę upływu czasu postanowiliśmy jednak pojechać na 2 tygodnie - myślałem o Łotwie i Estonii (w pewnym momencie te kraje także się zamknęły), o południowych Włoszech (ale to tak daleko
), coś też wspomniałem Małgosi o Chorwacji i ten pomysł został dobrze przyjęty
, ale największy entuzjazm i zainteresowanie wzbudził pomysł od wielu lat wciąż odkładany - Korsyka
. Jest stosunkowo niedaleko, prom jest nie tak drogi... woda będzie ciepła, ludzi może mniej, w górach nie będzie (na to liczyłem) jeszcze śniegu
...
Pożyczyłem jakieś przewodniki, przyglądnąłem się mapie. Nie tworzyłem żadnego szczegółowego programu zwiedzania... zbyt intensywny był to czas by mieć ochotę i siłę na równie intensywne wakacje. To miał być głównie plażowy relaks...
Jak zwykle w miarę zbliżania się terminu wyjazdu zaczęliśmy sprawdzać prognozy pogody. Początkowo wyglądały dobrze ale z czasem zaczął dominować w całym rejonie Morza Tyrreńskiego i Włoch potężny niż który kręcił sie i kręcił zakrywając Korsykę chmurami i polewając ją deszczem
. Zdecydowanie nie były to warunki dla nas... my potrzebujemy przede wszystkim braku deszczu a ciepełko i słoneczko oczywiście też się przydają
.
Na moment w przeddzień startu pojawiła się opcja na przesunięcie wyjazdu o tydzień. Ale po chwili decydujemy że jednak jedziemy... ale nie na Korsykę. Bardzo żałujemy, to była naprawdę fajna okazja ale prognozy są nieubłagane i raczej nie pozostawiają wyboru... jedziemy do Chorwacji
.
Tym razem rezygnujemy z wieloletniej tradycji ruszania w piątkowe popołudnie... wyjedziemy "jak ludzie" w sobotę rano, wyspani i wypoczęci, a w piątek tylko zapakujemy Lunę. Dość porządnie zapakujemy
bo zdecydowaliśmy się na podróż bez boxa, wszystko więc trzeba jakoś upchać do środka. Pojedziemy nie przez zamknięte Węgry nakazujące autostradowe korytarze antykoronawirusowe (nie lubimy nakazów
). Pojedziemy jak przed wieloma laty, totalnie bezautostradowo - przez Czechy, Austrię i Słowenię. Tak, wiem - będzie ciężko, o ile 200 km zwykłym czeskimi drogami i tak pokonujemy 2 x do roku jadąc do Grecji o tyle 400 km przez Austrię i jej większe i mniejsze góry... tu może być niezła jazda
. A na dodatek mamy do wyboru jedno w zasadzie przejście graniczne - Słowenia zamknęła granice pozostawiając tylko 3 przejścia - autostradowe, Karawankentunnel oraz Ljubeljpass - to właśnie tam będziemy się kierować nadrabiając co najmniej 100 km w stosunku jazdy przez Węgry. Przejazdu przez Słowenię się nie obawiam, jest mała więc jakoś damy radę... zresztą to będzie już blisko celu.
Nie mamy żadnej mapy, nie mamy skonkretyzowanego celu... poza jednym, którym jest Pag, ale przecież nie będziemy siedzieć na Pagu całe 2 tygodnie
. Nie wiemy ile w Chorwacji kosztuje paliwo, nie wiemy jaki jest kurs kuny, nie wiemy ile kosztują promy i w ogóle skąd i dokąd mogą nas zawieźć... nie sprawdzamy tego bo po co, pojedziemy to się przekonamy, sprawdzimy na miejscu
.
To co, ruszamy? Chyba i tak już nie ma innego wyjścia
.