Sobota i niedziela, 26 i 27 września, powrót do domu cd
Bośnia jest przepiękna
. Uwielbiam kanion Neretvy powyżej Mostaru a jadę tędy już trzeci raz. Wraz z czarnogórskimi kanionami Pivy i Moracy (Platije), to najpiękniejsza bałkańska trasa jaką dane nam było jechać. W Jablanicy skręcamy na Jajce i Banja Lukę, ale.....skoro jest wcześnie i mamy jeszcze sporo czasu, zobaczymy sobie po drodze coś, co chcieliśmy zobaczyć już dawno, a teraz jest ku temu świetna okazja
. Wspinamy się do Prozor i skręcamy w lewo, tylko około 10 km dzieli nas od Ramskog Jezera. W samym miasteczku, które pięknością nie grzeszy, trzeba uważać, nie jest łatwo odnaleźć właściwą, zresztą bardzo zniszczoną drogę. Udało się i niedługo byliśmy już nad jeziorem.
Ramsko Jezero powstało w 1968 roku poprzez wybudowanie zapory na rzeczce Rama. Ma powierzchnię około 1500 ha, a jego głębokość dochodzi do około 100m. Już z góry, z niewielkiej przełączki którą trzeba minąć, wygląda przepięknie, błękitna, otoczona górami toń, powyżej której rosną łąki o kolorze wiosennej zieleni. Jak to zwykle jesienią gdy jeziora zaporowe są nieco wysuszone, wyraźnie widać odcinający się żółty, ziemisto-piaszczysty pas zapewne wiosną zalany wodą. Na środku jeziora jest wyspa, będąca dawniej wzniesieniem, połączona z lądem groblą. Na wyspie położona jest miejscowość Scit znana z klasztoru Franciszkanów z XIV w. w którym znajduje się Muzeum Etnograficzne.
TU można znaleźć trochę informacji o tym miejscu.
To naprawdę ładne miejsce, jesteśmy bardzo zadowoleni, że tu podjechaliśmy
. Nie ma tu żadnej infrastruktury, jest pusto i cicho, podoba nam się tu
.
Jeszcze ostatni rzut oka na jezioro z podjazdu na przełęcz Makljen:
Wciąż jest pięknie i gorąco, nie spodziewaliśmy się takiej sprzyjającej pogody podczas powrotu. I ruch na drodze nie jest duży, spokojnie mijamy Bugojno, Jajce i kanion Vrbas. Tu prawdopodobnie jutro będą się odbywać jakieś międzynarodowe zawody w kajakarstwie górskim, są porządnie oznaczone miejsca spływu, bramki.
Przejazd przez Banja Lukę jest banalny, pamiętam jak jechaliśmy tędy ostatnio, na drodze były jakieś remonty i w związku z tym i objazdy. Teraz przejeżdża się przez miasto bez najmniejszego problemu. Jeszcze kilkadziesiąt km przez gęsto zabudowane, płaskie tereny BiH i po krótkiej kontroli na przejściu w Gradiszce znów wjeżdżamy do Chorwacji.
Powoli zbliża się wieczór a my musimy jeszcze stanąć na porządny posiłek i odpoczynek. Mijamy Okucani, Pakrac, Daruvar. Bardzo dobrze jedzie się przez tę część Chorwacji, drogi są puste, nie ma zbyt wielu wiosek, a jak są, to często jest przez nie ograniczenie tylko do 70, a nawet 80 km/h. Zastanawia nas tylko dlaczego przeważająca większość domów w okolicy nie jest wcale otynkowana
. Nie są to nowe domy, zbudowane z jednego rodzaju cegły, podobne do siebie. Domyślamy się, że ma to związek z niedawną wojną i być może z jakimiś przesiedleniami, ale o co dokładnie chodzi, tego nie udaje się nam zgadnąć
.
I to był mój błąd....... za dobrze się jeździ po Chorwacji
i szkoda nam było jeszcze opuszczać ten kraj
, dlatego zamiast jechać prosto przez Viroviticę i przekroczyć granicę HR/H w Barcs, wymyśliłem inny wariant
. W Daruvarze skręcam na Bjelovar, potem skrótami, omijając Koprivszticę chcę dojechać na przejście w miejscowości Zakany. W Bjelovarze uzupełniamy zawartość baku wydając na paliwo wszystkie kuny, które jeszcze mieliśmy, tu już definitywnie zapada zmierzch. Wszystko przebiega bez zakłóceń do czasu, gdy zbliżamy się do domniemanego przejścia , powinno być tuż za rzeką Drawą....... tylko dlaczego wciąż jedziemy a rzeki jeszcze nie przekroczyliśmy
. Krótka analiza mapy i okazuje się, że musiałem przeoczyć właściwą drogę, wracamy. Hmmm, nic nie przeoczyłem, żadnych drogowskazów, ani drogi nie ma
. Nie jestem w stanie uwierzyć, że nasza nigdy nas nie zawodząca mapa kłamie. No nie, jednak nic z tego, jeździmy w tą i z powrotem, drogi ani przejścia po prostu NIE MA, nie istnieje....... Ale co tam, na mapie są inne przejścia w okolicy, co prawda oznaczone na mapie, że dotyczą tylko mieszkańców Węgier i Chorwacji, ale przecież czasy się zmieniły, na pewno będziemy też mogli przekroczyć granicę. Kierujemy się na miejscowość Legrad, nie jest to łatwe, jest ciemno, nie znamy drogi a drogowskazy na bocznych, wiodących wśród pól dróżkach nie ułatwiają nam zadania. Po dłuższym czasie i niezłym błądzeniu wjeżdżamy do Legradu, o żadnym przejściu nie ma tam mowy, oczywiście też nie istnieje....... Nie będę pisał jakimi obelgami i inwektywami obrzucałem w myślach i siebie i autorów biednej, wysłużonej mapy
. Decyzja mogła być jedna, wracamy na najbliższe przejście, Gola/Berzence, to, do którego zmierzaliśmy na początku, a które i tak zmuszało nas do niezłego nadłożenia drogi. Na przejściu nie było nikogo oprócz nas, a pani celniczka wyglądała na dość zaszokowaną, że o tej porze jacyś Polacy trafili w takie miejsce i poddała nas dość szczegółowej kontroli chyba nie mogąc uwierzyć, że jesteśmy turystami i wracamy z Korculi
. Już nie pamiętam o której godzinie znaleźliśmy się wreszcie na Węgrzech, pewnie około 11 wieczorem. Mój głupi pomysł kosztował nas stratę około półtorej godziny czasu i około 100 niepotrzebnie przejechanych km.....
.
Teraz celem jest jechać przez uśpione Węgry jak najdłużej by ujechać jak najdalej. Mijamy Nagykanizsę, Zalaegerszeg, Vasvar. Jestem już porządnie zmęczony, mija północ.......Kawałek dalej znów tracimy trochę czasu, nie mogę odnaleźć właściwej, skrótowej drogi do Sarvar, no ale w końcu jedziemy tędy pierwszy raz
. Kawałek za Sarvar skręcamy w trasę 86, jeszcze parę kilometrów i po prostu skręcam gdzieś w polną dróżkę, między zabronowanym polem a zaroślami. Kawałek dalej staję, tylko wyciągamy śpiwory i natychmiast, około 1 w nocy zasypiamy........
Gdy budzimy się, już świta. 5 czy 6 godzin snu musi tym razem wystarczyć
. Węgierski wschód słońca:
Szybko jesteśmy już na Słowacji, tym razem jadąc przez Rajkę. Zaraz potem, w Rusovcach, chcę wjechać na autostradę by sprawnie minąć Bratysławę ale niestety, nie ma na to szans
, był chyba jakiś wypadek i policja zastawiła wjazd
. Zatem czeka nas przejazd przez miasto...... na szczęście jeszcze trochę pamiętam i mimo braku mapy udaje się bez problemu minąć Petrżalkę i już autostradą wyjechać z miasta. Dalszy ciąg trasy tradycyjny, Malacky, Skalica (SK), Strażnice (CZ), Uherske Hradiste, Prerov, Olomouc, Bruntal. Zatrzymujemy się na odpoczynek i jedzenie w miejscu z ładnym widokiem na nasz zeszłoroczny wrześniowy cel - Praded
Jest wspaniała, jesienna pogoda, ciepło, wieje lekki wiaterek..... Vrbno, Głuchołazy, Nysa, Brzeg. To już naprawdę koniec wakacji......
Dziękujemy wszystkim, ujawnionym i nieujawnionym Czytelnikom, który byli z nami podczas naszej trzeciej, i chyba na razie ostatniej terenowo- zwiadowczej wyprawie do Chorwacji. Mamy nadzieję, że nasze wspomnienia i miejsca, które udało się nam zobaczyć przydadzą się komuś do planowania wspaniałych, niezapomnianych wakacji w tym pięknym kraju.....
Pozdrawiamy
Małgosia i Paweł