Wtorek, 22 września cdcd
Wyjeżdżamy z Vela Luki drogą na południe. Najpierw musimy minąć port i brzydkie budynki służące do remontów statków i łodzi. Tam nie bardzo wiemy w którą drogę pojechać bo są dwie, wybieram tę prowadzącą wzdłuż nabrzeża, okazuje się że to było wszystko jedno bo potem obie się łączą . Wznosimy się nieco nad poziom morza, zaraz napotykamy tabliczkę z nazwami zatoczek które będziemy mijać, kolejno: Gabrica, Picena, Garma, Maslinova , Cesminova. Zgodnie z mapą powinien skończyć się asfalt..... no i się kończy .
Zatoczki są malutkie i zupełnie niedostępne, zabudowane prywatnymi domkami. Obrazek podobny jak parę godzin wcześniej . Do Cesminovej próbuję zjechać, wiedzie tam wąziutka szutrówka wydłubana w skalistym zboczu, prowadzi oczywiście jedynie do kilku domków. Strasznie tam wąsko , ledwie jakoś nawracam zwisając zderzakiem nad przepaścią........ Lidia zamyka oczy , jak to dobrze mieć niewielkie autko , jak się czasem człowiek nieopatrznie gdzieś zapędzi, przynajmniej nie musi jechać z powrotem pod górę po kamieniach tyłem
Dojeżdżamy do dużej zatoki Poplat. Niestety i to miejsce nas rozczarowuje bo i tutaj dominują letnie domki i skaliste wybrzeże. A w planie było plażowanie w Poplacie...... nie ma na to szans .
Niestety, te rejony Korculi bardzo nas zaskoczyły i rozczarowały. Krajobrazowo rzecz jasna piękne, ale rozsprzedane, zabudowane, niedostępne zatoczki to miejsce zupełnie nie dla nas. Nawet kwatery nie bardzo byłoby tu gdzie dla siebie znaleźć........
Dojeżdżamy do Potirny i kierujemy się do zatoczki Tri Porte (inna nazwa Tri Luke). Orientując się już mniej więcej jak ta okolica może wyglądać i widząc na mapce czarne kwadraciki domków nawet do niej nie zaglądamy. Spróbujemy podjechać przez las na drugą stronę dużego półwyspu Saknja Rat stanowiącego zakończenie Korculi od południowego zachodu, na mapce widać tam plażę w zatoczce Velika i Mala Trstena. To tylko około 2 km drogą prowadzącą przez las, może będzie dostępna dla naszego pojazdu . Niestety, tuż za Tri Porte przy drodze widnieje piękny zakaz wjazdu, zatem zostawiamy auto i kontynuujemy dalej pieszo, w końcu te marne 2 km, co to dla nas . Poza tym jest tak gorąco, czas ucieka, a my wciąż nie znaleźliśmy sobie odpowiedniego dla nas miejsca na poplażowanie . Uszliśmy może z 200 m i niestety, znów porażka . Na drodze jest brama, a cały teren jest ogrodzony siatką, nie ma co prawda napisu, że to teren wojskowy, ale za to jest inny, tu władzę sprawują Hrvatske Sume . Wracamy......
Skręcam w szeroką, nową drogę prowadzącą do nadmorskiej części Potirny, zostawiamy auto w cieniu na samym końcu drogi przy ostatnich zabudowaniach. Ścieżeczką wzdłuż wybrzeża, przez las idziemy może z kilometr, wszędzie skały, skały, skały i jeszcze raz potężne, ostre, spiętrzone, nieprzyjazne skały...... Mijamy niewielką zatoczkę Żelic (niestety zajętą ) i dochodzimy do większej, noszącej nazwę Gradaca. Ładnie tu, jest nawet malutka żwirowa plażyczka, ale jak wszędzie na Korculi, jest też kilka małych domków, tym razem niedostępnych żadną drogą, jedynie z morza....... Teraz mniej więcej rozumiemy już na czym polega urok tej wyspy, na możliwości praktyczne całkowitego odcięcia się od świata, dostępnego jednak głównie dla właścicieli tych letnich domostw, na prawdopodobnie bogatym życiu podwodnym u skalistych wybrzeży. Jeżeli cała Korcula wygląda tak, jak jej zachodnia część, to jednak zupełnie nie to, czego w Chorwacji szukamy......
Wracając próbujemy znaleźć sobie jednak miejsce do poleżenia i pokąpania się na tych nieprzyjaznych skałach, jest naprawdę gorąco i jesteśmy już zmęczeni. Poleżeć w dość fajnym miejscu nawet by się dało, jednak bez drabinki zejście do morza po ostrych skałach nawet w butach niestety okazało się niemożliwe. Po krótkim odpoczynku, wracamy do samochodu i opuszczamy te okolice. Na zawsze.......
Mijamy Potirnę i skręcamy jeszcze do Karbuni. Wnętrze wyspy, które mijamy, jest naprawdę ładne i ciekawe, są kapliczki i krzyże na szczytach wzgórz, są poprowadzone do nich ścieżki. Gdybyśmy mieli więcej czasu pewnie chętnie wybralibyśmy się na jakieś niedługie spacery. Karbuni to niewielka miejscowość na stromym zboczu, wyraźnie w trakcie rozbudowy bo wiele domów nie jest jeszcze skończona. Imponujący jest zjazd do niej ze wzgórza, skąd roztaczają się piękne widoki na liczne niewielkie wysepki, morze i Lastovo. Większość domów wygląda na zamknięte, wybrzeże jest całkowicie skaliste, nic nowego, ot, korculanska codzienność .
Asfalt kończy się z ostatnim domem, dalej prowadzi szeroka szutrówka, której na starszej mapie (wydrukowanej z internetu) w ogóle nie ma, natomiast na tej, z informacji turystycznej w Vela Luce, już jest. Powolutku jedziemy nią, stąd do Grscicy mamy tylko około 3 km. Cały teren wygląda na przygotowany do sprzedaży, niektóre miejsca są ogrodzone, widać że mają szansę być zagospodarowane. Gdzieniegdzie w dole, przy morzu, widać nawet jakieś domy, rozpoczęte budowy.
Szutrówką, bujając się na dziurach, dojeżdżamy do Grscicy
i po chwili jesteśmy już w naszym domu w Priżbie. Nawet do niego nie wchodzimy, bierzemy z samochodu wszystko co potrzeba na plażę i udajemy się na nasze wczorajsze skałki. Z przyjemnością zanurzam się w ciepłej, czystej jak kryształ wodzie zmywając z siebie pot i kurz korculanskich szlaków. Siedzimy w tym miejscu tak długo jak wczoraj, obserwując znacznie piękniejszy zachód słońca i rybaków wypływających na nocne połowy.
Wieczorem, już po 20, jemy nasz dzisiejszy, mocno spóźniony obiad, zajadamy też rewelacyjne winogrona dostarczone nam w dużej ilości przez naszą gospodynię. Dostajemy też butelkę, domowej roboty, czerwonego wina. Mocne, ale dobre
Co przyniesie nam kolejny dzień? . Jeżeli będzie sprzyjająca pogoda, być może opuścimy Korculę .